ŚwiatNiewidzialne dzieci w Chinach. Okrutny los nieletnich potomków osób skazanych na śmierć i długoletnie więzienie

Niewidzialne dzieci w Chinach. Okrutny los nieletnich potomków osób skazanych na śmierć i długoletnie więzienie

• W Chinach może być ponad milion "niewidzialnych dzieci"

• Tak określa się dzieci osób skazanych na śmierć i długoletnie wiezienie

• Nieletni często pozostawiani są sami sobie i lądują na ulicy

• Poza kilkoma organizacjami pozarządowymi praktycznie nikt się nimi nie zajmuje

• Problemem jest mentalność Chińczyków, którzy kultywują przekonanie, że potomek przestępcy też będzie przestępcą

• Dlatego od takich dzieci niejednokrotnie odwracają się bliscy, znajomi, sąsiedzi

Niewidzialne dzieci w Chinach. Okrutny los nieletnich potomków osób skazanych na śmierć i długoletnie więzienie
Źródło zdjęć: © AFP | FREDERIC J. BROWN
Aneta Wawrzyńczak

02.03.2016 | aktual.: 02.03.2016 10:35

W Chinach piętna zbrodni popełnionej przez ojca czy matkę nie zmywa ani ich uwięzienie, ani nawet egzekucja. To jest dopiero początek dramatu, jak to zwykle bywa w świecie, gdzie dzieci muszą płacić za grzechy rodziców i gdzie stają się "niewidzialne".

Przeciwnie, raz przypięta łatka dziecka kryminalisty przylega ściśle, nie daje się oderwać, nierzadko zostaje zabrana do grobu. To dlatego, jak mówi Kon Wei, pracownik socjalny w sierocińcu Xi'an prowadzonym przez organizację Morning Tears, od tych dzieci odwracają się wszyscy, łącznie z sąsiadami, znajomymi, rodzinami. I, poza kilkoma organizacjami pozarządowymi, tylko ulica wyciąga po nie ręce.

Autokary śmierci

Gdy rzucić hasło: więzienie w Chinach, co pierwsze przychodzi na myśl? Kara śmierci. I nic dziwnego: od lat zagraniczne, zwłaszcza zachodnie, media i organizacje walczące o prawa człowieka alarmują o niebotycznej (i zarazem: skrzętnie przez władze ukrywanej) liczbie egzekucji w najludniejszym państwie świata.

Natomiast w samych Chinach (może już nie w takim stopniu, jak podczas rewolucji kulturalnej, ale wciąż) kara śmierci jest owinięta w celofan tabu. Na przekór wysiłkom władz wiadomo o niej jednak całkiem sporo. Na przykład że w Państwie Środka przeprowadza się mniej więcej 80 proc. wszystkich egzekucji na świecie (według szacunków Amnesty International około pięciu tysięcy rocznie). Że taki wyrok grozi za 55 przestępstw, m.in. zabójstwo, gwałt, stręczycielstwo, przemyt, sabotaż. Albo że od 2007 roku skazańcy już nie są rozstrzeliwani bądź wieszani publicznie na stadionach, tylko uśmiercani zastrzykiem z trucizną w autokarach krążących po całym kraju, "wedle zapotrzebowania".

Obraz
© (fot. AFP)

Znacznie mniej wiadomo natomiast o losach dzieci straconych czy skazanych na długoletnie więzienie. Choć teoretycznie powinno być inaczej, bo zgodnie z zapisami Konwencji Praw Dziecka, którą Chiny podpisały w 1990 roku, a ratyfikowały dwa lata później, władze są zobligowane do zapewnienia dziecku opieki w sytuacji, gdy z powodu działań instytucji publicznych zostało ono pozbawione swojego środowiska rodzinnego.

Mimo to w Państwie Środka wciąż nie ma wyraźnie sprecyzowanej odpowiedzi na pytanie, co począć z dziećmi więźniów, także tych oczekujących w celach śmierci lub już straconych, którym nie przysługuje status sieroty - a więc i prawo do adopcji. W praktyce więc często biurokraci umywają ręce, przymykają oczy lub stosują tzw. spychologię, której docelową "instytucją" jest najczęściej ulica.

Niewidzialne dzieci

Pierwsze (i jak dotąd ostatnie) statystyki chińskie ministerstwo sprawiedliwości opublikowało w roku 2006 - i wyszło z nich, że pozbawionych opieki dzieci skazańców jest w całym kraju około 600 tysięcy (przy prawie 1,5 miliona więźniów). Organizacje pozarządowe szacują jednak, że "niewidzialnych nieletnich" jest w Państwie Środka co najmniej o połowę więcej. A jeśli doliczyć potomstwo osadzonych we wszelakiej maści obozach pracy, reedukacyjnych, rehabilitacyjnych, centrach przymusowego leczenia uzależnień etc. - może być ich grubo ponad milion.

Około 1000 dzieci umieszczonych w kilkudziesięciu placówkach prowadzonych przez kilka organizacji pozarządowych to, nawet przy ostrożnych rządowych szacunkach, kropla w morzu potrzeb. Nie tylko jednak liczba sierot społecznych (czy rzeczywistych, jak w przypadku więźniów straconych) jest palącym problemem. - Cała koncepcja psychologii jest w Chinach nowością i jest wiele placówek pomagających dzieciom, ale nie mają pojęcia, jak z nimi pracować - wyjaśnia w rozmowie z "South China Morning Post" Tom Tobback, dyrektor Morning Tears.

O "niewidzialnych dzieciach" zrobiło się szczególnie głośno w 2013 roku, gdy na przedmieściach Nanijing znaleziono zwłoki dwóch dziewczynek w wieku roku i trzech lat. Okazało się, że dzieci zmarły z głodu, choć była przy nich matka narkomanka. Nie było natomiast ojca, który odsiaduje wyrok w więzieniu. Zhang Shuqin, założycielka organizacji Słoneczna Wioska, która prowadzi sierocińce dla dzieci skazańców, wyjaśnia, że to nie precedens. - Widziałam wiele takich przypadków, dzieci umierające albo osierocone, bo ich rodzice poszli do więzienia.

Obraz
© (fot. AFP / FREDERIC J. BROWN)

Choć te maluchy, kilkulatki i nastolatki wywodzą się często ze środowisk biednych i patologicznych, ich życiowa równia pochyła zaczyna się wraz z zakuciem ich rodziców w kajdanki. Jak mówi chińskie przysłowie: "Każdy krok zostawia ślad". I po tych właśnie śladach rodziców z kryminalnymi kartotekami drepcą często ich dzieci. Czasem nie widzą innego wyjścia - pozbawione opieki, dachu nad głową, głodne i zaniedbane, imają się różnych strategii przetrwania, od żebractwa, przez nielegalną pracę, po przestępczość. W ich przypadku, jak oceniają działacze organizacji Morning Tears, ryzyko trafienia za kratki jest statystycznie sześciokrotnie większe.

"Kiedy rodzice są w więzieniu, dzieci przechodzą emocjonalną karuzelę: tęsknią za nimi, nie rozumieją sytuacji, w jakiej się znalazły, wciąż łudzą się, że gdy przyjdzie do procesu, będzie po wszystkim. A kiedy zapada decyzja, kiedy rodzic słyszy najczęściej długi wyrok, świat dziecka zostaje zniszczony, zostaje ono pozbawione nadziei i pomocy. Wiele z nich popada w nędzę, jeszcze większą niż wcześniej" - pisze Koen Sevenants na łamach "South China Morning Post".

I dalej: "Najgorsze są uprzedzenia, jakie społeczeństwo żywi wobec dzieci, również je postrzegając jako przestępców. Borykając się z uprzedzeniami, trzymają swoją sytuację w sekrecie, stają się niewidzialne, nie upominają się o swoje prawa". Yang Mei, pracownica socjalna z sierocińca w Dalian, z kolei ocenia: - Chińczycy kultywują przekonanie, że jeśli ojciec popełnia przestępstwo, to jego syn też będzie przestępcą, że zawsze podąży jego śladami. Dyskryminacja jest tu wszechobecna. Chińczycy nie chcą mieć do czynienia z wyrzutkami.

Losy niewidzialnych dzieci kataloguje Zhang Shuqin. - Niektóre zaginęły, niektóre zostały sprzedane, inne - zabrane przez krewnych. Niektóre nie miały nikogo, kto by mógł je ochronić, kiedy były bardzo małe. Rodziny są zbyt biedne lub niechętne (by się nimi zająć), bo to kolejna gęba do wykarmienia. Zanim trafiają do ośrodków, żyją na ulicy miesiącami albo i latami - mówi w rozmowie z AFP.

Słoneczne Wioski

W filmie "Dzieci skazanych na śmierć" francuskiej dokumentalistki Elodie Pakosz 10-letni Ciao Long (Mały Smok) opowiada: - Rodzice się pokłócili, tata zabił mamę i poszedł do więzienia. Został skazany na śmierć. (…) Teraz jest w pudełku z popiołem.

Jego dziadek dodaje: że ojciec chłopca zabił też swoją kochankę i jej męża, że zgodził się sprzedać narządy na transplantacje (serce, nerki i rogówkę), bo chciał zapewnić dzieciom edukację. - Największy żal mam o to, że szpital wziął narządy, a potem nie zapłacił - mówi dziadek Ciao Longa.

Obraz
© (fot. AFP)

Babcia z kolei tłumaczy: - Byliśmy za starzy i zbyt biedni, żeby się nimi zaopiekować. Szukaliśmy bezdzietnej rodziny, która by je przygarnęła. Ale nikt nie chciał mieć nic wspólnego z tym skandalem. (…) Wszyscy bali się zemsty rodziny kochanki i jej zabitego męża.

Ciao Long i jego siostra, 12-letnia Miao Miao (Pączuszek), i tak mieli sporo szczęścia, trafiając do jednej z dziewięciu w kraju Słonecznych Wiosek - choć panuje w nich żelazna dyscyplina: pobudka skoro świt, o szóstej albo nawet piątej rano, bieg przez trzy kilometry (w sierocińcu w Dalian) albo praca w sadzie czy ogrodzie (w Słonecznych Wioskach), porządna kąpiel i szorowanie zębów, sprzątanie, a później lekcje albo dalsza praca, do obiadu. Dopiero popołudniu przychodzi czas na zabawę. W weekendy, by zarobić na utrzymanie organizacji, dodatkowo mali mieszkańcy sierocińców sprzedają na targu kwiaty, nadwyżki warzyw i owoców z ogrodów, sadów i szklarni oraz własnoręcznie robione bibeloty.

- Codzienna rutyna ma przygotować je do życia po opuszczeniu wioski. Zarabiają pieniądze na farmie i uczą się podstaw pracy. Zhang bardzo poważnie podchodzi do tego, by nauczyć te dzieciaki, jak gospodarować pieniędzmi - mówi Matt Belbin, reżyser filmu dokumentalnego "Słoneczne Wioski" w wywiadzie dla "South China Morning Post". Sama Zhang zaś tłumaczy: - Nie wystarczy dać dziecku jeść i zapewnić dach nad głową. Musi nabyć umiejętności, które pozwolą mu znaleźć w przyszłości pracę.

Wiele z nich odlicza dni do ponownego spotkania z rodzicami. Jak 11-letnia Lina z reportażu, która przed dziennikarzami rozpościera mapę swoich planów: - Kiedy moja mama wyjdzie z więzienia, będę z nią podróżowała po całych Chinach, jadła najlepsze rzeczy i oglądała najładniejsze miejsca. Będę miała wtedy 24-lata.

Niektóre z nich nie wiedzą jednak (i Lina jest jedną z nich), że to nie plany, a tylko marzenia, w dodatku z gatunku tych nierealnych - bo ich matka czy ojciec już dawno dostali śmiertelny zastrzyk.

Kluczowe rozwiązanie

Z inicjatywy Morning Tears latem 2013 roku delegacja chińskiego ministerstwa spraw cywilnych i najważniejsi krajowi eksperci od praw dzieci przybyli m.in. do Niemiec, by podpatrzeć, jak efektownie rozwiązać problem dzieci skazańców. Być może władze w Pekinie w końcu je dostrzegły i prędzej czy później zdołają (a przynajmniej spróbują) wyciągnąć je z prawnej i społecznej otchłani.

Jedna kilkudniowa wizyta na drugim końcu świata to jednak zdecydowanie zbyt mało. Wśród rozwiązań proponowanych przez walczące o prawa dzieci organizacje pozarządowe kluczowe wydaje się jedno: by wydając wyrok na rodzica, sąd jednocześnie rozstrzygał o dalszych losach dziecka. I by nie był to również "wyrok".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (95)