Niewidomy chiński dysydent obawia się o swoje życie
Niewidomy chiński dysydent Chen Guangcheng po sześciu dniach pobytu w ambasadzie USA w Pekinie opuścił ją. Jak powiedział telewizji CNN, jeśli pozostanie w Chinach, to będzie miał powody, by obawiać się o swe życie.
02.05.2012 | aktual.: 03.05.2012 01:15
W telefonicznej rozmowie z amerykańską stacją telewizyjną Chen powiedział też, że władze Stanów Zjednoczonych "zawiodły go", a on sam chce opuścić Chiny.
Dysydent udzielił również telefonicznego wywiadu agencji Associated Press zaledwie kilka godzin po odeskortowaniu go z ambasady USA do szpitala; Chen powiedział, że obawia się zarówno o życie swoje, jak i swojej rodziny.
Przedstawiciele władz amerykańskich zapewnili wcześniej, że wymogli na władzach w Pekinie obietnicę, iż do Chena dołączy jego rodzina i będą razem mogli zacząć nowe życie w mieście uniwersyteckim.
"Pomóżcie mi i mojej rodzinie"
Tymczasem po przybyciu do szpitala Chen, który był wyraźnie wstrząśnięty - jak pisze AP - powiedział, że dyplomaci USA przekazali mu, iż jego rodzina zostanie wysłana przez władze do rodzinnej prowincji, jeśli on sam pozostanie w ambasadzie, a jego żona zostanie pobita na śmierć.
- Chciałbym odpocząć gdzieś poza Chinami - powiedział dysydent i zaapelował ponownie do władz USA: "Pomóżcie mi i mojej rodzinie wyjechać bezpiecznie".
- Ambasada obiecała mi, że ktoś (z personelu) będzie mi nieustannie towarzyszyć, ale gdy dostałem się na oddział (szpitalny) nie było tam ani jednego przedstawiciela ambasady, więc byłem bardzo rozczarowany - wyjaśnił Chen przez telefon.
Kto mówi prawdę?
Agencja AP podaje, że jak dotąd nie udało się pogodzić sprzecznych relacji Chena i przedstawicieli amerykańskiej administracji.
Według rzeczniczki Departamentu Stanu USA nikt z dyplomatów nie przekazywał Chenowi wiadomości o groźbach chińskich władz, a on sam wyszedł z amerykańskiej placówki w Pekinie dobrowolnie.
Według przyjaciela dysydenta, Zenga Jinyana, Chen zrobił to jednak wyłącznie po to, by chronić rodzinę - podała wcześniej Associated Press.
Ucieczka z aresztu domowego
W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA. W środę opuścił amerykańską placówkę, a ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do szpitala, gdzie dysydent miał spotkać się z żoną dziećmi.
Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu podstaw prawnych.