Niewiarygodne. Tego Ukraińcy używają do obrony Bachmutu
Ukraińcy wciąż bronią Bachmutu. Jak się okazuje, ukraińska armia wykorzystuje w walkach z żołnierzami Władimira Putina XIX-wieczne ciężkie karabiny maszynowe Maxim. - To broń z pierwszej wojny światowej używana w trzeciej wojnie światowej - ujawnił jeden z walczących Ukraińców.
"The Telegraph" przekazał, że ukraińskie wojska używają Maximów, cekaemów kojarzonych z epoką kolonialną i I wojną światową, ponieważ m.in. w ten sposób muszą rekompensować niedobory nowoczesnej broni.
- Maxim ma 120 lat historii zabijania Rosjan - podkreślił jeden z ukraińskich żołnierzy obsługujących stanowisko strzeleckie z Maximem. - To broń z pierwszej wojny światowej używana w trzeciej wojnie światowej - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Domino przemocy". Tak działa machina Putina
Ukraińcy ujawniają. Korzystają z XIX-wiecznej broni
Przypomnijmy, że Maxim został skonstruowany w 1884 roku przez Hirama Stevensa Maxima. Jest uznawany za pierwszy w pełni automatyczny karabin maszynowy na świecie. Strzelając z szybkością 600 pocisków na minutę, Maxim musi być chłodzony wodą, co znacznie zwiększa jego wagę. Jest jednak w stanie utrzymać swoją szybkostrzelność znacznie dłużej niż karabiny chłodzone powietrzem.
- Wiele razy widziałem karabiny maszynowe Maxim na pozycjach strzeleckich. Pomimo swojego wieku jest to dość potężna broń. Najważniejsze jest, aby nie zapomnieć dolać trochę wody - powiedział 27-letni Władysław, ukraiński żołnierz z Bachmutu, cytowany przez portal gazety.
- Jedyną wadą jest jego waga. Mimo to Maxim jest dość skuteczną bronią w zdolnych rękach. Trzeba o nią dbać, żeby się nie klinowała i wtedy działa płynnie jak zegar - podkreślił ukraiński żołnierz.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski