PolskaNieudane wybielanie przeszłości

Nieudane wybielanie przeszłości

Tysiące oświadczeń lustracyjnych posłów, radnych, generałów i dyplomatów wciąż sprawdza Instytut Pamięci Narodowej. Zatajenie współpracy z SB oznacza dla nich co najmniej kilkuletnią przerwę w karierze - pisze tygodnik "Do Rzeczy".

Nieudane wybielanie przeszłości
Źródło zdjęć: © WP | Konrad Żelazowski

14.07.2015 | aktual.: 14.07.2015 07:23

Osoby, które pełnią lub chcą pełnić niektóre ważne funkcje publiczne, a urodziły się przed sierpniem 1972 r., muszą złożyć oświadczenie dotyczące współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Za przyznanie się do niej nic im nie grozi. Jeśli jednak zatają związki z komunistyczną bezpieką, to zapłacą za to kilkuletnim zakazem zajmowania stanowisk publicznych.

Do Biura Lustracyjnego w ciągu ośmiu lat wpłynęło około 368 tys. oświadczeń lustracyjnych (biuro działa od 2007 r.). Do sądu skierowano 821 wniosków o wszczęcie postępowania lustracyjnego, 111 spraw jest na wokandzie. W 468 przypadkach sąd uznał, że autor oświadczenia jest kłamcą lustracyjnym. Ponad 200 tys. oświadczeń jest sprawdzanych lub czeka na weryfikację.

Siatkarską gwiazdę prowadził Czempiński

Wkrótce może się rozpocząć proces lustracyjny Stanisława Gościniaka, sławy polskiej siatkówki, mistrza świata, olimpijczyka i trenera reprezentacji juniorów. W 2010 r. sportowiec chciał zostać częstochowskim radnym z listy PO. Nie udało się. Po analizie jego oświadczenia 24 czerwca prokurator katowickiego IPN skierował do sądu w Gliwicach wniosek o o wszczęcie postępowania lustracyjnego.

Jak dowiedzieliśmy się w instytucie, SB zwerbowała Gościniaka ze względu na jego częste wyjazdy za granicę. Ostatnią udokumentowaną informację Gościniak miał przekazać służbom PRL w październiku 1986 r. Jak powiedział prokuratorowi instytutu, nie informował o tych kontaktach w oświadczeniu, bo nie wiedział, że komunistyczny wywiad lub kontrwywiad to była Służba Bezpieczeństwa.

Jednym z trzech oficerów prowadzących sportowca był Gromosław Czempiński, później szef Urzędu Ochrony Państwa. Generał powiedział prokuratorowi IPN, że nie pamięta spotkań z zawodnikiem, lecz jeśli zachowały się jego notatki z takich rozmów, to "są prawdziwe, bo zawsze pisał prawdę".

Donosił na harcerzy?

Ciąg dalszy będzie miał rozpoczęty we wrześniu 2014 r. proces lustracyjny Jacka Piechoty, ministra gospodarki w rządach Leszka Millera oraz Marka Belki i posła SLD. W lutym Sąd Okręgowy w Szczecinie stwierdził, że polityk złożył prawdziwe oświadczenie, ale sąd II instancji uwzględnił apelację prokuratora IPN z Gdańska i sprawa wraca na wokandę. Według instytutu Piechota to były tajny współpracownik SB ps. Robert, który w latach 80. inwigilował środowisko harcerskie.

W trakcie pierwszego procesu były minister przyznał, że gdy był komendantem chorągwi ZHP w Szczecinie, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa kontaktowali się z nim wiele razy. – Ale to ja dowiadywałem się od oficerów o różnych wydarzeniach. Informowali mnie na przykład o wyjściach drużyn do kościoła – mówił. – SB to była oficjalnie działająca w Polsce służba i trudno było jej odmówić – dodaje.

Przekonywał, że starał się chronić instruktorów przed działaniami SB. Powiedział też jednak, że w jego rozumieniu „tolerancji światopoglądowej”, o której mówił ówczesny statut ZHP, maszerowanie do kościoła się nie mieściło.

Na korzyść polityka zeznawał były funkcjonariusz SB (twierdził, że Piechota był zbyt wysoko w hierarchii PZPR, aby bezpieka go werbowała), a sąd dał wiarę byłemu ministrowi, bo nie zachowały się pisemne zobowiązanie do współpracy ani jego teczka.

Oświadczenia muszą składać też najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego. 26 czerwca za kłamcę lustracyjnego sąd uznał gen. Pawła Lamlę, byłego szefa szkolenia Wojsk Lądowych i dowódcę polskiego kontyngentu w Iraku w 2005 r. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Szczeciński IPN skierował wniosek o wszczęcie postępowania wobec oficera już w 2011 r., twierdząc, że ten zataił współpracę z Wojskowymi Służbami Wewnętrznymi. A ta trwała osiem lat (1978–1985), kiedy Lamla był słuchaczem Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu, a później służył w 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej w Gdańsku.

Sąd Okręgowy w Szczecinie uznał, że oficer był świadomym i tajnym współpracownikiem WSW. Lamla odmówił składania wyjaśnień podczas procesu. W procesie zeznawał między innymi gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceszef MON, kolega Lamli ze studiów. – Mieliśmy świadomość, co to WSW, i wystrzegaliśmy się z nią kontaktów. Ostrzegali nas starsi koledzy, by nie dać się wrobić – mówił.

Z dokumentów wynika, że Paweł Lamla był TW „Markiem”, którego wykorzystywano do rozpracowywania innego studenta szkoły oficerskiej, podobnie jak Lamlę pochodzącego z Bydgoszczy. Zachowały się zobowiązanie oficera do dobrowolnej współpracy z organami kontrwywiadu wojskowego oraz trzy potwierdzenia przyjęcia wynagrodzenia lub zwrotu poniesionych przez tajnego współpracownika kosztów. Z teczki personalnej "Marka" wynika, że zakończył współpracę ze służbami PRL w 1985 r. Przyczyną było "niezdyscyplinowanie" – przestał przychodzić na spotkania z esbekiem.

Generał Lamla złożył wniosek o zwolnienie z zawodowej służby wojskowej.

Ewa Łosińska

Całość tekstu do przeczytania w bieżącym numerze "Do Rzeczy"

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (155)