Niepokój w Waszyngtonie - realne zagrożenie u granic USA
Kuba pracuje nad zabezpieczeniem i wydobyciem pokaźnych ilości ropy naftowej. Złoża, szacowane na ok. 5 mld, baryłek znajdują się na północ od wybrzeża wyspy. Od amerykańskiej Florydy dzieli je jedynie 100 kilometrów. Czy Waszyngton pozostanie niewzruszony? Wyścig po ropę mogą wygrać Chiny i Wenezuela. Amerykanie obawiają się z kolei powtórki katastrofy z Deepwater Horizon.
14.09.2011 | aktual.: 14.09.2011 18:35
Potężna, chińska wieża wiertnicza mozolnie przesuwa się w kierunku Kuby. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to na miejscu znajdzie się na przełomie listopada i grudnia. Odwierty, które ma przeprowadzić hiszpański koncern Repsol YPF, mogą ruszyć już w pierwszym kwartale przyszłego roku.
"Stany Zjednoczone mają w tym interes"
Tymczasem Stany Zjednoczone głośno wyrażają niezadowolenie z poczynań swojego komunistycznego sąsiada. Waszyngton obawia się kolejnej po BP katastrofy ekologicznej z wyciekiem ropy. Zaniepokojenie Amerykanów potęguje fakt, że odwierty zlecone Repsolowi mają być dokonane głębiej niż miało to miejsce w przypadku platformy Deepwater Horizon, której wybuch spowodował zeszłoroczną katastrofę.
Amerykanie wysłali w ubiegłym tygodniu zespół ekspertów na Kubę. Liderem grupy był Bill Reilly, jeden z szefów amerykańskiej komisji ds. wycieku Deepwater Horizon. Eksperci mieli dostarczyć do Waszyngtonu informacje o szczegółach kubańskiego przedsięwzięcia oraz rozpocząć rozmowy o wdrożeniu amerykańsko-kubańskich standardów bezpieczeństwa.
- Kubańczycy planują wywiercić sześć studni w najbliższych dwóch latach. Niektóre z nich będą bardzo głębokie (od 400 do 1500 metrów - przyp.), w miejscach, w których nigdy nie pozwolilibyśmy wiercić na swoich wodach. Dlatego proszę mi uwierzyć, Stany Zjednoczone również mają w tym swój interes - powiedział Reilly dla portalu globalpost.com. - Chcemy mieć pewność, że Kubańczycy nauczą się na naszych błędach i zrozumieją, że Stany Zjednoczone są gotowe im pomóc dla wspólnego dobra. - dodał.
Amerykanie nie zarobią?
Jeśli wybrzeża Kuby rzeczywiście skrywają takie ilości cennego surowca, to bracia Castro będą mogli skończyć z zależnością od wenezuelskich dostaw ropy. Wyspa jest dziś skazana na energetyczną pomoc Hugo Chaveza, ponieważ od ponad 50 lat boryka się problemami związanymi z embargiem nałożonym przez Stany Zjednoczone.
Jednak w tym przypadku embargo ma również drugą, niekorzystną dla Amerykanów stronę. W razie eksploatacji złóż, amerykańskie koncerny naftowe nie mogą liczyć na udział w inwestycji i związane z tym profity. Co gorsza, w razie katastrofy amerykańskie firmy i eksperci nie będą mogli pomóc w usuwaniu szkód, ani nawet zaoferować Kubańczykom pomocy w postaci systemów bezpieczeństwa.
Potencjalne zyski mogą być ogromne. Już teraz mówi się o 5 mld baryłek ukrytych pod dnem, ale najśmielsze kubańskie prognozy mówią o cztery razy większych złożach.
Ropa uratuje tonącą wyspę?
Kuba w przeszłości musiała stawić czoła problemom energetycznym. Po rozpadzie bloku wschodniego wiele rejonów kraju zostało odciętych od dostaw prądu i energii. W przypadku braku ciągłości w dostawach z Wenezueli, ten scenariusz mógłby się powtórzyć.
Jak podaje Agencja Informacyjna przy Departamencie Energii Stanów Zjednoczonych, Kuba zużywa ok. 100 tys. baryłek wenezuelskiej ropy dziennie, co stanowi większość dziennego zapotrzebowania. Pozostałe 60 tys. baryłek Kuba otrzymuje z własnych, przybrzeżnych odwiertów.
Potencjalne złoża ropy ukryte pod dnem oceanu mogłyby nie tylko odwrócić te proporcje w, ale uczynić z Kuby ważnego gracza na rynku energetycznym. W dobie recesji wpływy z turystyki maleją, a przemysł cukrowy, niegdyś chluba kubańskiej gospodarki, kurczy się z roku na rok. Hawana potrzebuje zysków, ale by szybko rozwinąć przemysł naftowy, potrzebuje też zagranicznego wsparcia.
Chiny i Wenezuela już zadeklarowały, że pomogą Kubie potroić wydobycie do 2017 roku. Kubańczycy czekali na ten moment od kilku lat. Odwierty uniemożliwiało restrykcyjne embargo, zabraniające używania sprzętu, który zawiera ponad 10% amerykańskich komponentów. Chińska wieża wiertnicza spełnia te warunki.
Bliska współpraca z Chinami i Wenezuelą sprawia, że w Zatoce Meksykańskiej robi się za ciasno dla Stanów Zjednoczonych. Nawet jeśli Amerykanie zdecydowaliby się złagodzić restrykcje, to wcale nie zapewniliby sobie dostępu do kubańskiego przemysłu naftowego.
Hawana nie wyciąga dłoni po amerykańskie wsparcie w kwestii bezpieczeństwa, nie prosi też o pomoc przy wydobyciu. Współpraca z Wenezuelą, a w szczególności z Chinami może być dla biednej Kuby tym, czym 50 lat temu był parasol ochronny ZSRR.
Pomoc przy wydobyciu oznacza, że wkrótce z kraju importującego ropę, Kuba może stać się eksporterem. A nic tak dobrze nie konserwuje reżimów jak czarne złoto.
Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska