Nieoficjalne interesy byłego skarbnika lewicy
Wiesław Huszcza, były skarbnik lewicy, wciąż
"doi" firmy, w których udziały ma Skarb Państwa! Choć ma zakaz
prowadzenia działalności gospodarczej, to nieoficjalnie nadzoruje
knajpy w centrum stolicy - ujawnia "Super Express".
01.03.2006 | aktual.: 01.03.2006 07:12
Dom restauracyjny Landa i Club 70 zalega Mennicy Polskiej (30% udziału Skarbu Państwa) z czynszem na prawie półtora miliona złotych! Zabytkowy budynek w centrum Warszawy o powierzchni użytkowej 1400 mkw. Mennica wynajęła spółce TWT Sp. z o.o. w 1999 roku. Udziałowcem tej spółki jest inna spółka, WSC Investment Sp. z o.o., w której udziałowcem był Huszcza.
Były skarbnik lewicy brał czynny udział w negocjacjach w sprawie wynajęcia budynku, a potem w prowadzeniu interesu. Kiedy sąd orzekł wobec Huszczy zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, ten zniknął z władz spółki. Za to jego przyjaciel Sławomir Ambroż, wobec którego sad orzekł zakaz prowadzenia interesów na 10 lat, nadal figuruje jako prezes WSC. A Huszcza prowadził większość rozmów z szefostwem Mennicy.
1 kwietnia 2001 roku spółka TWT przestała płacić czynsz. Dług sięgnął już 1 464 216,90 zł. Huszcza podczas rozmów z obecnym prezesem Mennicy Polskiej Tadeuszem Steckiewiczem zapewniał, że należność zostanie uregulowana. Na gadaniu się kończyło. - Nie popuszczę tej sprawy i odzyskam ten lokal z rąk Huszczy i jego kolegów - zapewnia Tadeusz Steckiewicz. Prezes Mennicy w końcu wymówił umowę najmu spółce TWT i oddał sprawę do sądu. Zwyciężył.
Kiedy już trzymał w garści klauzulę wykonalności, a komornik miał wejść do knajp i zająć lokal, wspólnicy Huszczy odwołali się do sadu okręgowego, który wstrzymał wykonanie wyroku. Potem Steckiewicz odciął prąd restauracji i klubowi, ale i z tym problemem Huszcza i spółka sobie poradzili. Najpierw postawili generator prądu, a później, mimo że nie maja prawa własności budynku, podpisali umowę na dostawę energii ze Stoenem.
Kiedy szefowie spółek zorientowali się, że prezes Mennicy nie popuści, uciekli się do innych sposobów. Zaczęli mu grozić. - Przez telefon jeden z przedstawicieli spółki powiedział prezesowi, że on za siebie bierze odpowiedzialność, ale za swoich kolegów to raczej nie - opowiada jeden z pracowników Mennicy. (PAP)