Niemiecka rodzina zastępcza lepsza od polskich dziadków
Jugendamt odebrał polskiej rodzinie chore dziecko. Mimo próśb dziadków, przekazał je Niemcom - czytamy w "Rzeczpospolitej".
20.11.2008 | aktual.: 20.11.2008 09:54
– To „uwięzienie” polskiego dziecka w Niemczech na długie lata – alarmuje mec. Stefan Hambura, berliński pełnomocnik rodziny Nyksów.
Nyksowie mieszkali w Niemczech, nie mając niemieckiego obywatelstwa. Ich dzieci: Patryk i Jacqueline chorowały na mukowiscydozę, groźną dla życia chorobę genetyczną.
W 2003 r., gdy ją wykryto, Nyksowie za poradą lekarzy zwrócili się o pomoc w leczeniu do niemieckiego urzędu ds. młodzieży – Jugendamtu. Ten się zgodził, ale w pewnym momencie uznał, że rodzice źle się opiekują dziećmi i w lutym 2006 r. uzyskał w sądzie prawo do decydowania o kuracji i miejscu pobytu Patryka i Jacqueline.
W marcu 2006 r. stan 12-letniego Patryka się pogorszył. Matka bez zgody Jugendamtu zabrała dzieci do Polski. Ale lekarze z warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka byli już bezsilni. Chłopiec zmarł. Rodzina wini o to stronę niemiecką.
Gdy Nyksowie wrócili do Lugwigsburga, by zlikwidować mieszkanie i firmę spedycyjną, policja odebrała im Jacqueline. Jugendamt skierował ją do niemieckiej rodziny zastępczej.
Mec. Hambura zabiegał o zgodę urzędu na przejęcie opieki nad Jacqueline przez jej dobrze sytuowanych polskich dziadków mieszkających w Radomiu. Dostali odmowę.
Prawnik Nyksów zamierza wystąpić do Jugendamtu, by zgodził się na stworzenie rodziny zastępczej przez dziadków Jacqueline. Dodatkowo proponuje nawet ustanowienie polskiego kuratora, który by ich nadzorował. – Ta sprawa będzie testem, czy niemieckie władze traktują polskie instytucje po partnersku – zauważa Hambura.