Niemcy. Rodzinę wyrzucono z samolotu, bo dwulatek nie miał maseczki
Rodzice wraz z dwuletnim synem wracali z wakacji do Stanów Zjednoczonych przez Frankfurt. Podróż wydłużyła się z 12 do 36 godzin, ponieważ pilot Lufthansy wyrzucił całą trójkę z samolotu. Powodem był brak maseczki u chłopca.
Aleksander i Slavica Pendurevic ze Stanów Zjednoczonych wybrali się z synem Yakobem na wakacje do Bośni. W drodze powrotnej rodzina miała przesiadkę we Frankfurcie, skąd miała odlecieć samolotem Lufthansy do Dallas. Wszyscy troje zostali jednak wyprowadzeni, ponieważ dwuletni Yakob nie chciał… założyć maseczki.
- Steward towarzyszył nam w drodze do pilota. Próbował przekonać mojego syna Yakoba do założenia maski, ale to nie zadziałało. Potem umundurowany mężczyzna wyprowadził nas z samolotu. Byłem w szoku, jak trafiony kulą - wyznał Aleksander Pendurevic w rozmowie z dziennikarzem "Bilda".
Współpasażerowie potwierdzili, że rodzice starali się założyć maseczkę chłopcu, ale ten płakał i zrywał ją z twarzy. Nie mogli zrobić nic więcej.
Zobacz także: Tusk będzie lobbował w UE przeciwko PiS? "Jedyna szansa"
Niemcy. Lufthansa tłumaczy. Rodzina wracała do domu 36 godzin
- Możemy potwierdzić, że rodzina odmówiła założenia maski dziecku podczas wchodzenia na pokład - przekazał dziennikowi Jörg Waber, rzecznik niemieckich linii lotniczych.
Kapitan samolotu, podejmując decyzję, odwołał się do przepisów, które obowiązują w USA, nakazując nawet dzieciom w wieku dwóch lat zasłaniać usta i nos na pokładzie w związku z COVID-19.
Rodzina musiała wywrócić do góry nogami plan podróży, która zajęła ostatecznie 36 zamiast 12. Wszyscy troje wrócili liniami United Airlines przez Waszyngton i Chicago.
"Podczas trzech kolejnych lotów Yakob nie musiał ani razu nosić maseczki" - napisał "Bild".