ŚwiatNiemcy: nazwisko Steinbach działa jak płachta na byka

Niemcy: nazwisko Steinbach działa jak płachta na byka

W Niemczech trwa ostry spór o rolę przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach w mającym powstać w Berlinie ośrodku dokumentacyjnym poświęconym Niemcom przymusowo wysiedlonym po II wojnie światowej z Europy Środkowej i Wschodniej.

27.10.2007 | aktual.: 27.10.2007 19:30

Wiceprzewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse wypowiedział się zdecydowanie przeciwko obecności Steinbach w gremiach mających kierować działalnością tej placówki. W wywiadzie dla tygodnika "Focus", który ukaże się w niedzielę, Thierse wyjaśnił, że wobec szefowej BdV wysuwane są za granicą poważne zastrzeżenia. Jego zdaniem, BdV powinien delegować "kogoś", jednak nie może to być Steinbach. To nazwisko działa nawet na umiarkowanych polskich polityków jak czerwona płachta na byka - powiedział Thierse.

Należącą do kierownictwa CDU Steinbach popierają natomiast jej partyjni koledzy. Ona sama Steinbach powiedziała agencji dpa, że decyzja o wyznaczeniu przedstawicieli należy wyłącznie do Związku Wypędzonych.

To, kogo Związek skieruje do gremiów ośrodka dokumentacyjnego, nie powinno nikogo obchodzić - powiedziała Steinbach. Uniknęła odpowiedzi, czy zamierza wejść w skład kuratorium lub rady doradczej, podkreśliła jednak: To ja jestem przewodniczącą Związku i jego reprezentantką.

Jeden z czołowych polityków CDU, premier Hesji Ronald Koch zauważył, że uznałby to za "marny dowcip", gdyby placówka powstała bez BdV i Steinbach, stanowiącej "siłę napędową" tego projektu. Podobnego zdania jest premier Badenii-Wirtembergii Guenter Ottinger.

Z kolei szef FDP Guido Westerwelle zaapelował do niemieckich władz o włączenie Polaków do prac nad powstaniem miejsca pamięci.

Nie powinniśmy utrudniać życia nowemu rządowi w Warszawie od samego początku - powiedział Westerwelle dziennikowi "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Natomiast szefowa klubu parlamentarnego Zielonych Renate Kuenast zaprotestowała przeciwko lokalizacji centrum w stolicy Niemiec. Jako "punkt wyjścia II wojny światowej" Berlin nie nadaje się do tej roli - uważa Kuenast.

Rzecznik rządu Ulrich Wilhelm w minioną środę potwierdził, że prace nad projektem placówki poświęconej ofiarom wysiedleń są "bardzo zaawansowane", choć wnętrzne uzgodnienia jeszcze trwają. Rząd chce przed końcem roku przedstawić konkretny projekt ośrodka dokumentacyjnego, określonego w umowie koalicyjnej mianem "widocznego znaku".

Planowana placówka ma mieć formę fundacji podporządkowanej Niemieckiemu Muzeum Historii w Berlinie, finansowanej z budżetu centralnego. Najbardziej prawdopodobną lokalizacją jest berliński biurowiec Deutsches Haus (Niemiecki Dom) w okolicach byłego dworca kolejowego Anhalter Bahnhof, nieopodal Placu Poczdamskiego. Podstawą ekspozycji ma być przygotowana dwa lata temu w Bonn wystawa "Ucieczka, wypędzenie, integracja".

Thierse, a także inni socjaldemokraci podkreślają, że rządowy projekt nie będzie miał nic wspólnego z forsowanym przez Steinbach pomysłem Centrum przeciwko wypędzeniom. Nie chcemy, by problematyka wypędzeń i związanych z tym cierpień doprowadziła do nowych narodowych sporów i do podziałów w Europie, m.in. z naszym sąsiadem, Polską - wyjaśnił wiceszef Bundestagu w jedynym z wcześniejszych wywiadów.

Steinbach zabiega od końca lat 90. o powstanie Centrum przeciwko Wypędzeniom. W roku 2000 powołała w tym celu fundację. Wskutek jej nacisków, koalicja rządowa CDU/CSU-SPD wpisała do umowy koalicyjnej postulat budowy "widocznego znaku" upamiętniającego wysiedlonych. Ostateczny kształt tej placówki nie jest jeszcze przesądzony. Polska i Czechy są przeciwne temu projektowi, obawiając się, że taki ośrodek może propagować wypaczony obraz historii i relatywizować winę Niemców za wojenne zbrodnie.

Jacek Lepiarz

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)