ŚwiatNiemcy mają krótką, ale za to głośną i chuligańską majówkę

Niemcy mają krótką, ale za to głośną i chuligańską majówkę

Niemcy długiej majówki nie mają. Za to tradycyjnie noc przed i po 1 maja to czas nie tyle zabawy, ile chuligańskich zamieszek.

Niemcy mają krótką, ale za to głośną i chuligańską majówkę
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

30.04.2012 | aktual.: 21.08.2012 11:28

W Niemczech długiego weekendu nie ma. Wolny jest tylko 1 maja. Berlińczycy, również polscy, spędzają ten czas najczęściej rodzinnie, w parkach, czy na wycieczkach. Ania, od 6 lat mieszkająca w Berlinie, zazwyczaj szła z dziećmi do parku, albo całą rodziną jechała do Szczecina. - W tym roku nie wiem, co robić. Zostanę, to chyba nie wyściubimy nosa z domu ze strachu. Wyjedziemy, to nie wiem, co nas zastanie po powrocie.

Ania, jak wielu innych Polaków mieszka w Wedding. W tej dzielnicy ma odbyć się w tym roku specjalna „antykapitalistyczna demonstracja”. A to w Berlinie oznacza jedno: zamieszki.

1 maja w Berlinie to też czas pikników i demonstracji. Najstarsza to ta organizowana przez związki zawodowe, w świąteczne przedpołudnie. Corocznie pochód przechodzi sprzed głównej centrali zrzeszenia związków zawodowych, pod Bramę Brandenburską. I tradycyjnie bierze w nim udział niemniej berlińczyków z zachodu, niż wschodu. Bo berlińczykom kojarzy się to święto nie z komunistycznym reżimem, ale jest okazją do przypomnienia o prawach pracowników. Choć w ostatnim czasie na demonstracji coraz częściej pojawiają się na nim inne, ważne dla społeczeństwa hasła. W 2011 sporo demonstrantów niosło transparenty nawołujące do sprzeciwu wobec energii atomowej.

Ale nie pochody, czy festyny są tego dnia charakterystyczne dla Berlina. Podczas gdy w ostatni kwietniowy weekend Polacy pakują się do wyjazdu, sklepikarze z Moritzplatz w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg też tradycyjnie spędzają czas – na zabezpieczaniu okien wystawowych. Kraty nie wystarczą. Kto nie ma solidnych żaluzji, zabija okna deskami. - Tańsze deski, niż rozbita szyba - tłumaczy właściciel jednego ze sklepu. - Nie mówiąc o tym, że jak szyba rozbita, to zawsze coś i ze sklepu zginie.

W dzień w okolicach placu odbywa się rodziny festyn. Krążą ludzie z flagami z Leninem, rozdawane są ulotki z komunistycznym wezwaniami. Ale wszystko w atmosferze rodem z hippisowskich pikników. Wszystko zmienia się o zmroku, gdy pojawiają się zamaskowani i pijani chuligani.

Zamieszki w Berlinie 1 maja to berlińska tradycja od wielu lat. Niebezpiecznie jest w noc przed 1 maja (tradycyjne pogańskie święto, noc Walpurgii), a potem groźny bywa wieczór 1 maja. Biją się anarchiści, neonaziści, a przede wszystkim – zwykli chuliganie. Corocznie w telewizji w ramach korespondencji z Berlina widać płonące wraki samochodów, zamaskowanych chuliganów, rannych policjantów i powyrywane z bruku kostki. Trochę to mylące, bo takie sceny w Berlinie ograniczały się do niektórych osiedli w dzielnicy Kreuzberg i Prenzlauer Berg. W innych dzielnicach, tak jak w Wedding, w którym mieszka Ania z rodziną, do tej pory było spokojnie. Teraz mieszkańcy Wedding pewni są, że i ich dzielnica pojawi się w przekazach telewizyjnych, z płonącymi samochodami. Już protestują przeciw demonstracji anarchistów. Jak na razie, bezskutecznie.

Po raz pierwszy do regularnych zamieszek na 1 maja doszło w Berlinie w 1987 r. Wtedy oprócz tradycyjnej demonstracji pracowników, anarchiści zorganizowali alternatywną „Rewolucyjną demonstracje pierwszomajową”. Po niej spalonych zostało kilkanaście samochodów, 30 sklepów zostało splądrowanych, podpalono dworzec metra. Do dziś niewyjaśnione są przyczyny eskalacji przemocy akurat w tym czasie. Zamieszki ówczesne władze Berlina podsumowały w końcu określeniem „robota antyberlińczyków”.

Ale od 1987 zamieszki w to święto stały się tradycją. A zaczynają się właśnie po rewolucyjnej demonstracji, która przetrwała do dziś. Co ciekawe, zamieszki nie przenoszą się do dalszych dzielnic Berlina. Rzadko można znaleźć też podobne sceny w innych landach i miastach Niemiec. W 2010 doszło do poważnych ekscesów w Hamburgu, ale tylko dlatego, że neonaziści postanowili w tym roku demonstrować właśnie w tym mieście, a nie w Berlinie. Za nim pojechało sporo anarchistów i antynazistów. Berlińczycy w 2010 mogli wspominać spokojnego pierwszego maja, hamburczycy koszmar, a niemieckie koleje podliczać straty w pociągach, zdemolowanych przez chuliganów wracających z Hamburga.

Jednak już w 2011 zamieszki wróciły do Berlina. Mieszkańcy i władze już wpisały je do swojego kalendarza. Władze miasta na zmianę stosują politykę „twardej ręki” i deeskalacji konfliktu. W punktach zapalnych zaczęto oferować pikniki i festyny rodzinne, które miały wyprzeć z tych miejsc chuliganów. Bezskutecznie. Zamieszki są raz mniejsze, raz większe, ale jeszcze nigdy nie udało się ich uniknąć. Co roku organizatorzy obiecują pokojowe obchody, policja kontrole nad demonstrantami, ale mieszkańcy i pracownicy lokali w Kreuzbergu wiedzą swoje. „I tak wieczorem znowu się zacznie”.

W tym roku policja ostrzega ostrzega przed eskalacją przemocy. - Sytuacja może być znacznie gorsza, niż w ostatnich kilku latach - straszy Bernhard Witthaut, szef związku zawodowego policji. Władze Berlina zapowiedział udział siedmiu tysięcy policjantów w zabezpieczaniu sytuacji w dniach 30 kwietnia – 1 maja. W gotowości mają być też prokuratorzy, którzy będą błyskawicznie wnosić oskarżenia przeciw zatrzymanym chuliganom. W zeszłym roku zatrzymanych zostało 160 chuliganów, w 2010 – 490. W tym roku policja liczy się z większymi zamieszkami – do ekscesów nawołują w Internecie neonaziści i zwykli chuliganie.

Prawdopodobnie jeden z marszy wejdzie w środek dzielnicy rządowej. A tam, jak podkreśla policja, jest sporo potencjalnych celów dla anarchistów. Obok budynków rządowych i parlamentu, również banki i centrala wydawnictwa Axel-Springer, właściciela m.in. konserwatywnego "Die Welt" i "Bilda".

Z Berlina dla polonia.wp.pl
Agnieszka Hreczuk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)