Niejasności i tajemnicze zdarzenia ws. śmierci Blidy
Nieznani sprawcy pobili pełnomocnika rodziny Blidów - mecenasa Leszka Piotrowskiego. Został napadnięty w pobliżu katowickiego dworca PKP. Nie skradziono mu jednak ani dokumentów ani sporej sumy pieniędzy, którą miał w portfelu. - Nie chcę nikogo oskarżać, może to tylko przypadek - powiedział nam wczoraj Piotrowski.
Być może jednak sprawa ma związek z tajemniczą śmiercią byłej posłanki Barbary Blidy. Do dziś nie wyjaśniono wszystkich wątpliwości w sprawie jej samobójstwa. Co więcej, jak powiedział nam w poniedziałek poseł lewicy Janusz Zemke, przewodniczący sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych, im dłużej toczy się dochodzenie, tym więcej pytań. Wciąż do końca nie wiadomo, co stało się z nagraniem z planowanego przez służby specjalne zatrzymania byłej posłanki Blidy. W tej chwili specjaliści z Centralnego Biura Kryminalistycznego prowadzą ekspertyzy w tej sprawie. Na ich wyniki będziemy musieli poczekać co najmniej dwa tygodnie.
- Sprawę okoliczności tej śmierci do końca rozwikłać może tylko i wyłącznie specjalna komisja śledcza - twierdzi Wacław Marytniuk, sekretarz Klubu Parlamentarnego SLD.
W miniony czwartek nieznani sprawcy pobili mecenasa Leszka Piotrowskiego, adwokata reprezentującego interesy rodziny tragicznie zmarłej Barbary Blidy.
- Nie wiem, co się stało, wszystko trwało ułamki sekund - twierdzi Piotrowski. - Obudziłem się dopiero w szpitalu.
Do zdarzenia doszło w centrum Katowic, przy placu Andrzeja, ledwie 100 metrów od kancelarii Piotrowskiego. W tym miejscu zainstalowany jest monitoring, ale jak na razie nie udało się odtworzyć nagrania.
- Zostałem ciężko pobity, mam obrażenia głowy i klatki piersiowej - mówi Piotrowski. - W dzień po zdarzeniu, koledzy partyjni zmusili mnie, abym uczestniczył w sesji Sejmiku, podczas której ważyły się losy marszałka Moszyńskiego. Żałuję jednak, że tam pojechałem, bo jednak wciąż czuję się bardzo źle.
Piotrowski leży w Szpitalu Wojewódzkim w Sosnowcu. Wciąż jest na obserwacji, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Nie chcę niczego sugerować ani nikogo oskarżać - mówi Piotrowski. - Byłoby to z mojej strony nadużycie. Faktem jednak jest, że miałem przy sobie pieniądze, dokumenty, a niczego mi nie skradziono. Czy to przypadek?
Śląska policja nie otrzymała żadnego zgłoszenia w związku z pobiciem mecenasa Leszka Piotrowskiego. Jak informuje Jacek Pytel z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, po otrzymaniu oficjalnej informacji o napadzie na mecenasa, policja natychmiast podejmie działania. Dotychczas jednak mnie było żadnego wniosku w tej sprawie.
Przypomnijmy, że mecenas Piotrowski, podobnie, jak w latach osiemdziesiątych, także teraz podejmuje się obrony polityków bądź osób związanych z życiem politycznym. Od kilku lat broni on na przykład sosnowieckiego biznesmena Krzysztofa Porowskiego, którego służby specjalne nakłaniały w 2000 roku do obciążenia w zeznaniach Leszka Millera, Zbigniewa Siemiątkowskiego i Andrzeja Szarawarskiego. Broni też Adama Słomkę, lidera KPN, podejrzewanego o fałszowanie list poparcia dla kandydatów na posłów w 2005 roku.
Do 1993 roku mecenas Leszek Piotrowski był twórcą i liderem wojewódzkich struktur Porozumienia Centrum w dawnym województwie katowickim. Wcześniej był parlamentarzystą wybranym z list Komitetów Obywatelskich. Po sporze z braćmi Kaczyńskimi został jednak odstawiony na boczny tor. W tej chwili jest radnym wojewódzkim Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zemke potwierdza, prokuratura zaprzecza
Prokuratura Okręgowa w Łodzi twierdzi, że nie zauważyła śladów ingerencji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w nagranie z zatrzymania b. posłanki Barbary Blidy. Poseł Janusz Zemke, szef sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych podtrzymuje jednak swoją opinię wyrażoną we wczorajszej rozmowie z DZ i twierdzi, że taśma została jednak zmanipulowana. Powołuje się przy tym na zeznania łódzkich prokuratorów złożone przed kierowaną przez niego komisją.
Przypomnijmy, że we wczorajszym wywiadzie dla DZ poseł Zemke oskarżył służby specjalne o manipulację przy filmie z nagraniem z zatrzymania Blidy.
- Pewnikiem coś z tym filmem robiono, cały czas nie wiadomo jednak, w jakim miejscu został ucięty czy wykasowany. Na pewno jednak z tym nagraniem coś kombinowano - mówił nam poseł Zemke.
Tymczasem rzecznik łódzkiej Prokuratury Okręgowej Krzysztof Kopania twierdzi, że zebrane do tej pory dowody nie wskazują na żadną ingerencję.
- Na razie nie ma żadnych widocznych śladów ingerencji w nagranie - twierdzi Kopania.
Jak jednak zaraz dodaje, ekspertyza w tej sprawie biegłego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi nie rozwiała wątpliwości, dlatego taśma została skierowana do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. Wynik badań znany będzie najwcześniej za dwa tygodnie. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że fachowcy z Komendy Głównej mają na tyle specjalistyczny sprzęt i fachowców, że potrafią odtworzyć nawet takie fragmenty dysków, które zostały teoretycznie skasowane.
- Mam na ten temat dużą wiedzę - twierdzi Zemke. - Nie chcę od razu mówić, że doszło do manipulacji, ale na pewno coś się z tą taśmą dzieje. Dlaczego bowiem do tej pory nie ujawniono nagrania opinii publicznej?
Sprawa śmierci b. posłanki Barbary Blidy zatacza coraz szersze kręgi. W śledztwie przesłuchiwany był właśnie kolejny - już ósmy - prokurator z Katowic. Przed swoimi kolegami z Łodzi stawili się już m.in. dwaj zastępcy Prokuratora Apelacyjnego z Katowic oraz kierownictwo Prokuratury Okręgowej.
- Teraz mamy tutaj prawdziwy Sajgon - mówi jeden ze śląskich prokuratorów. - Wszyscy moi przełożeni czegoś się boją i są wyjątkowo nerwowi. Niestety, to odbija się na nas, zwykłych pracownikach.
Kompleksowa opinia biegłych na temat okoliczności śmierci Barbary Blidy ma być gotowa do końca sierpnia. Będzie ona jednym z głównych dowodów w toczącym się śledztwie. Ekspertyza obejmuje badanie włókien, odcisków palców, śladów biologicznych, broni oraz sposobu powstawania śladów.
- Nie wierzę, aby służby państwowe, kierowane przez Prawo i Sprawiedliwość, postarały się rzetelnie wyjaśnić okoliczności tej tragedii i śmierci Basi - mówi poseł Wacław Martyniuk, sekretarz Klubu Parlamentarnego SLD. - Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych nie ma uprawnień śledczych, a i tak wykryła w tej sprawie wiele nieprawidłowości. Do końca okoliczności i szczegóły tej sprawy może pokazać tylko specjalna komisja śledcza.
Poseł Jędrzej Jędrych z Prawa i Sprawiedliwości, członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych jest jednak bardziej wstrzemięźliwy z wydawaniem ostatecznych opinii. - Poczekajmy na wszystkie informacje w sprawie okoliczności śmierci pani Blidy - mówi Jędrych. - Wokół tej sprawy wciąż pojawiają się nowe wątki, o których poseł Zemke nie chciał albo nie mógł mówić. Z pełną analizą wstrzymajmy się do końca śledztwa. Chcę tylko jednego - oczyszczenia dobrego imienia mojej żony
Rozmowa z Henrykiem Blidą
Dziennik Zachodni: Czy widział pan film jaki nakręcili agenci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wchodząc do pańskiego domu?
Henryk Blida: Nie miałem żadnej świadomości, że taki film w ogóle kręcono. Nie widziałem żadnej kamery, nikt mnie nie poinformował. Może w guzikach od ubrań mieli ukryty sprzęt. Nie wiem. Nie mam zresztą dostępu do akt zgromadzonych w prokuraturze katowickiej. Podobnie jak moi mecenasi.
Czemu?
- Prokuratorzy tłumaczą, że są one tajne. O tym, że istnieje film dowiedziałem się z korespondencji z prokuratury w Łodzi, która systematycznie powiadamia mnie o podejmowanych czynnościach.
Poseł Janusz Zemke podejrzewa, że film został zmanipulowany. Prokuratura odrzuca ten zarzut.
- Jeśli są jakieś wątpliwości i niejasności, to film powinien być pokazany przynajmniej mecenasom.
Czy ma pan uwagi do pracy prokuratorów?
- Jestem zdany na opinię mecenasów. Oni nie mają większych zastrzeżeń do pracy łódzkiej prokuratury.
Czy przypuszczaliście państwo, że może dojść do zatrzymania żony?
- Mieliśmy świadomość, że coś się wokół jej osoby niedobrego dzieje. Nie przypuszczaliśmy jednak, że dojdzie do zatrzymania. I to w taki sposób.
To pan otwierał drzwi agentom ABW?
- Tak, wyszedłem do bramy w piżamie. To było dwie do pięciu minut po szóstej rano. Byliśmy już na nogach, bo Barbara wcześnie wstawała. Miała iść do pracy. Dzień wcześniej siedziała do późna w nocy. To był wieczór jak każdy inny.
Co powiedzieli funkcjonariusze ABW?
- Że przyszli celem przeszukania domu i zatrzymania żony. Odpowiedziałem im, że idę po szlafrok i klucze.
Ile czasu minęło od momentu dzwonka do bramy do ponownego wyjścia pana na dwór, by otworzyć agentom drzwi?
- Pięć minut. Nie wiem dokładnie.
Zamieniliście z żoną jakieś zdanie?
- Żona wcześniej rozmawiała z nimi przez domofon. Wiedziała kto przyszedł. Jak zachowała się żona?
- Ona była bardzo spokojna, nie z tych co im się ręce trzęsą. Potem, kiedy ja stałem z agentami w pokoju, ona najpierw zadzwoniła do pani mecenas, a po rozmowie z nią spytała funkcjonariuszy, czy może iść umyć zęby. Zgodzili się. Agentka poszła za nią. Za moment usłyszałem huk. Nie wiedziałem, że to wystrzał. Sądziłem, że żona może zemdlała. Upadła. Pobiegłem do łazienki. Zapamiętałem agentkę siedzącą na oparciu fotela i żonę leżącą na podłodze. Drzwi do łazienki były uchylone... To były ułamki sekund.
Czy żona miała myśli samobójcze?
- Teraz, gdy nie żyje, wszystko można wmówić. Jako małżeństwo nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Rozmawialiśmy o tym co się dzieje. Basia czytała prasę, oglądała telewizję. Nigdy jednak nie usłyszałem z jej ust słów o tym, że chciałaby skończyć z życiem.
Czy pańska żona była w depresji?
- Czy ktoś, kto jest w depresji bierze półmilionowy kredyt hipoteczny na remont domu?
Czy leczyła się psychiatrycznie?
- Kompletna bzdura. Podobnie jak ta o rzekomej chorobie nowotworowej żony. Kilka lat temu miała operację ginekologiczną, ale dawno o niej zapomnieliśmy. Chorowała na tarczycę, ale jak powiedziała nam lekarką z takim schorzeniem to sto lat mogłaby żyć.
Czy widział pan jak lekarze reanimują żonę?
- Nie. Gdy okazało się, że nie żyje, natychmiast wywieźli mnie z domu na wielogodzinne przesłuchanie. Kiedy wróciłem nikogo już nie było. Nie wiem, co działo się w mieszkaniu przez ten czas.
Czy dom został przeszukany?
- Od parteru po garaże. Zabrano wiele dokumentów, nawet sprawozdanie finansowe z prowadzenia biura poselskiego oraz, nie wiadomo po co, puste druki. Zresztą wszystko mamy sfotografowane i ponumerowane. Syn robił zdjęcia.
Gdzie przechowywali państwo pistolet?
- W kasie pancernej. Mieliśmy go od dziesięciu lat. Żona dostała zgodę na posiadanie broni, wszelkie zezwolenia. Kupiliśmy broń po tym jak została napadnięta w aucie, gdy wracała z Warszawy. Początkowo woziła pistolet ze sobą. Potem doszliśmy do wniosku, że będzie bezpieczniej jak zostanie schowany w domu.
Czy w ogóle z niego strzelano?
- Tak, podczas jednego z siemianowickich pikników na strzelnicy, około pięciu - siedmiu lat temu. Razem próbowaliśmy z żoną swoich strzeleckich umiejętności.
Czy żona żyła ostatnio w takim stresie, że mogła w chwili wielkich emocji targnąć się na swoje życie?
- Nie. Moim zdaniem nie. Liczyła się z faktem, że dostanie wezwanie do prokuratury, ale tylko tyle. Cały czas o tym myślę. Może ktoś ją ogromnie przestraszył? Pańska wersja wydarzeń różni się od tych przedstawionych przez funkcjonariuszy ABW.
- Tak zapamiętałem przebieg wypadków.
Zamierza pan dochodzić odszkodowania od Skarbu Państwa? Takie informacje pojawiły się tuż po śmierci żony.
- Chcę tylko oczyszczenia dobrego imienia mojej żony. To jej się należy. Chodzę na jej grób. Cały czas ktoś zapala znicze. Ale musiałem zdjąć tabliczkę, bo wandale zamalowali ją i nabazgrali sprayem swastykę.
Żonę obciążyły zeznania bizneswoman Barbary Kmiecik.
- Nie chcę mówić o tej pani.
Minister Ziobro, gdy przedstawiał posłom informacje na temat zdarzenia, mówił o kosztownych prezentach, jakie dostawała od niej żona: ubrania, perfumy.
- Cały się trzęsę, gdy to słyszę. Po pierwsze moja żona zawsze sporo zarabiała i było ją stać na ubrania. Po drugie szyła jej siostra, która jest krawcową, a resztę kupowała w jednym z katowickich butików. To strasznie nędzne, upokarzające zarzuty. Nie mogę ich spokojnie słuchać.
Niektórzy poddawali w wątpliwość wersję o samobójstwie. Była mowa o szarpaninie z agentką ABW...
- Żona w łazience była sama.
Witold Pustułka, Agata Pustułka, (gkm, para)