Niedoszli truciciele Walentynowicz odpowiedzą przed sądem?
Lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej bada, czy funkcjonariusze i agentka SB - zamieszani w próbę otrucia Anny Walentynowicz - żyją i mogą zostać postawieni przed sądem.
Odnaleziono tajne pismo SB z 1981 roku, w którym funkcjonariusze opisują zamiar unieszkodliwienia opozycyjnej działaczki. Miała ona otrzymać furosemid, silny środek odwadniający - powiedział prezes IPN profesor Leon Kieres.
Preparat miała podać Annie Walentynowicz zwerbowana przez SB agentka z Zarządu Regionu "Solidarności", u której działaczka miała się zatrzymać. Profesor Leon Kieres podkreślił, że działanie funkcjonariuszy SB miało charakter kryminalny i było sprzeczne nawet z ówcześnie obowiązującym prawem. "Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie był to przypadek incydentalny" - powiedział prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Leon Kieres powiedział, że próba otrucia Anny Walentynowicz jest trzecim, udokumentowanym przypadkiem bezprawnych działań wobec środowisk i osób uważanych przez SB za "niewygodne". Wcześniej Instytut zetknął się z dokumentacją dotyczącą działań wobec członków Episkopatu Polski, którzy wyjeżdżali do Rzymu. Natomiast jesienią ubiegłego roku ujawniono dowody działań SB przeciwko środowiskom artystycznym, naukowym oraz dziennikarzom. "Tu też stosowano działania bezprawne, nękające, mogące prowadzić do uszkodzenia ciała lub nawet życia" - powiedział prezes IPN Leon Kieres.
Dokumentacja dotycząca próby otrucia Anny Walentynowicz jest analizowana w śledztwie, w którym IPN bada bezprawną działalność Służby Bezpieczeństwa w stanie wojennym.