Niech żyje Stocznia!
Gdańsk, niemal centrum miasta. Produkcję
statków przeniesiono na wyspę Ostrów. Teraz częściej niż
robotników zobaczyć tu można artystów. Miejsca mają dość - ponad
100 ha ziemi, zrujnowane hale, rdzewiejące dźwigi i sypiące się
baraki. Teren w większości należy do prywatnej firmy Synergia 99,
która chce tu stworzyć nowoczesne centrum. Ale to przyszłość -
pisze "Gazeta Wyborcza"
03.11.2004 07:00
Na razie ściągnięto młodych twórców, by ożywić umarłe miejsca. Udało się. Co weekend ściągają tu niemałe tłumy. A z pewnością będzie więcej, bo pod koniec listopada wystartuje C.LUB Stocznia. Zacznie się od mocnego uderzenia - koncertem niemieckiego zespołu Die Toten Hosen. Wielka przestrzeń dawnej hali produkcyjnej zamieni się w salę koncertową, klub i galerię.
Zaczęło się od Kolonii Artystów. Mieści się ona w betonowym, odrapanym budynku dawnej centrali telefonicznej, dokładnie na wprost ceglanej Willi Dyrektora. W czasie strajku 1980 r. odblokowanie tej - odciętej wtedy od świata - centrali, było jednym z 21 Postulatów Sierpniowych.
Dziś trzy piętra zajmują malarze, fotograficy, muzycy (płacą czynsz i za media). Wolna Pracownia "PGR Art" na drugim piętrze to dwa połączone pokoje - jeden do mieszkania, drugi na imprezy. Godz. 10.30. Sylwester Gałuszka (artysta tutejszy) i Marzena Szpunar, malarka z Wrocławia, jedzą śniadanie. Wstali późno, bo w nocy wieszali jeszcze obrazy na wystawę Marzeny. Malarka przyjechała do stoczni w ramach Extreme Art, projektu Sylwestra Gałuszki i Mikołaja Jurkowskiego, założycieli Wolnej Pracowni "PGR Art".
Extreme Art działa od połowy sierpnia. Zapraszamy młodych plastyków z całej Polski. Przez miesiąc żyją i malują w Wolnej Pracowni - mówi Mikołaj. Stocznia ma ich inspirować i zmieniać. Na początku pokazują dotychczasowe prace, potem demonstrują obrazy namalowane już w Stoczni.
Dziś Marzena Szpunar pokaże kilka obrazów z zapisem codziennych myśli: Mam przeczucie, że będzie inaczej albo 21.40, jest mi źle, jadąc myślę o tobie (to właśnie na nich widać).
Samo południe. W siedzibie eksperymentalnego teatru "Znak" rozmawiam z jego szefem i założycielem Januszem Gawrysiakiem. "Znak" właśnie wrócił z Lwowa. - Pokazaliśmy drugą, obrzędową część "Dziadów"- opowiada. - Z grą na bębnach, tańcem, krzykiem. Niedługo wystawimy "Dziady" w Stoczni. Na otwarcie Europejskiego Ośrodka Integracji Twórczej. To będzie taka spółdzielnia artystyczna skupiona wokół klubu z biblioteką. We Lwowie widziałem całodobową księgarnię z barem: ludzie piją herbatę albo wódkę i czytają książki. Chcemy zrobić to samo. Miejsca tu jest sporo. Chciałbym, żeby przychodzili tu też ludzie starsi. Nie będzie więc clubbingu tylko jazz - planuje.
Bufet u Kazia, godz 12. Jemy obiad wśród artystów w stoczniowym bufecie. Sztuczne kwiaty, za ażurowym przepierzeniem "Kącik czystych ubrań". Przy sąsiednich stolikach stoczniowcy w usmarowanych kombinezonach i rzeźbiarz Grzegorz Klaman, również w kombinezonie, razem z Anetą Szyłak, kuratorką, rozkręca Instytut Sztuki "Wyspa".
Po obiedzie odwiedzam pracownię muzyków Krystyny Markiewicz i Krzysztofa Skoniecznego znanego jako Kires. Pokoik w kształcie litery L - na ścianach święte obrazy wśród sztucznych kwiatów, zdjęcia kolegów z zespołu Uniform - ich koncerty to połączenie improwizowanej, arytmicznej muzyki z performance: kiedyś np. całkiem nadzy uniformerzy grali zamknięci w pleksiglasowym sześcianie częściowo pokrytym białą emulsją.
Galeria Dźwięków "Aku", godz. 18. Niełatwo tu trafić. Mały budyneczek z czerwonej cegły, żelazne drzwi i tabliczka z dawnych czasów "Izba pomiarów. Laboratorium elektryczne". Skąd nazwa Aku? - Podobno w czasie wojny w kanale pływały U-booty, a w tym miejscu była akumulatorownia - wyjaśnia Marek Jabłoński. - Poza tym nazwa Aku kojarzy się z akustyką i o to chodzi.
Gospodarz zaprasza do środka - jest tam bar, a nad nim wymalowany portret Barbie z diodami w oczach, wygodna kanapa, obok żelazna koza. Na pracownię wystarczy.
Jestem tu od roku - mówi Marek. - Przez ten czas zrobiliśmy kilka imprez, mniej lub bardziej otwartych. Zasada jest prosta: przychodzi kilka lub kilkanaście osób, każda z własnym instrumentem.
Wychodzimy na tyły "Izby pomiarów". Na wprost roztacza się widok na stoczniowy kanał, parkujące statki i pochylnię. Ławeczka zaprasza do siedzenia. - Przywiozła ją telewizja - opowiada Marek. - Zostanie chyba na stałe. Zawsze jak robią wywiad z kimś z "Solidarności", to tu go sadzają, żeby w tle był ten widok.
W Wolnej Pracowni "PGR Art" startuje wernisażowa impreza Marzeny. Na korytarzu w ultrafiolecie błyszczą malowane z szablonu stworki, na barze świece, kadzidła. Krótkie przemówienie na otwarcie (parę słów o Marzenie i projekcie Extreme Art) i muza - jazzujący duet Unique Unit: Agnieszka Lach na skrzypcach i Agnieszka Szczepaniak na fortepianie. Ponad sto osób tłoczy się, próbując znaleźć sobie wolne miejsce na którymś z materaców czy puf. O pierwszej w nocy w całej Kolonii wysiada prąd. Główna impreza zaczyna dogasać. Wyjątkowo wcześnie, zwykle kończy się o świcie. (PAP)