Nie zdążyli odebrać dziecka rodzicom - co dalej?
Wyszli ze szpitala w sobotę po południu. Po prostu – wzięli dziecko i opuścili lecznicę. Lekarz dyżurny nie mógł im tego zabronić – oboje są dorośli, a dziecko było zdrowe. Wszystko co mógł, to zawiadomić sąd o samowolnym opuszczeniu szpitala. Tym samym niemożliwe stało się zaplanowane od niemal miesiąca odebranie matce niemowlaka i umieszczenie go w domu dziecka.
Synek, z którym trzy dni temu wyszli ze szpitala, w najbliższy piątek skończy miesiąc. I od miesiąca powinien być – decyzją sądu – umieszczony w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Bo jego matka – zdaniem służb socjalnych i sędziów rodzinnych – nie jest w stanie prawidłowo sprawować opieki nad dzieckiem. Bo wszystkie żyjące dzieci tej dwójki są albo adoptowane, albo w rodzinach zastępczych. Dwoje dzieci zaś nie żyje. Zdaniem służb z powodu zaniedbań, zdaniem rodziców – w wyniku interwencji tych służb.
– Zabiliście nam już dzieci – wykrzykiwał wczoraj po południu na ulicy mężczyzna na widok pracowników MOPR-u i policjantów. – Teraz chcecie zabić kolejne. Dajcie nam święty spokój, nic od was nie chcemy, Agnieszka jest wspaniałą matką i wychowa synka.
– Chcemy tylko porozmawiać z panią Agnieszką i zobaczyć jak czuje się synek – przekonywała mężczyznę pracownica MOPR-u.
– Jak Agnieszka będzie chciała was wpuścić, to wtedy wejdziecie – upierał się mężczyzna i zaczął głośno nawoływać kobietę.
Po chwili na poddaszu uchyliło się okno i pojawiła się w nim matka dziecka.
– Nie wpuszczę was, bo wiem po co przyszliście, nie dam sobie odebrać kolejnego dziecka – krzyczała przez okno. – Jest zdrowe i ma się dobrze.
Przez moment pracownicy MOPR-u mogli zobaczyć przez okno niemowlaka opatulonego w niebieski kombinezon. Potem okno się zamknęło. Po krótkiej wymianie zdań pracownicy odjechali.
Polecamy w wydaniu internetowym: Naszość - Lider poszedł do sądu z siekierą. Film