"Nie" wojnie w Czeczenii
(PAP)
Kilkaset osób demonstrowało w
centrum Moskwy przeciwko wojnie w Czeczenii. Apelowali o wszczęcie rozmów
pokojowych z Asłanem Maschadowem.
„Czeczenia i wojna, która tam się toczy, to główne strapienie, główna rana Rosji” - mówił Lew Ponomariow z Ruchu na Rzecz Praw Człowieka.
„Ta wojna to racja bytu naszej władzy, państwowa ideologia, sposób na manipulowanie społeczeństwem. (...) Stała się ona częścią systemu, sposobem życia rządzących, którzy dziś bardziej niż wojny boją się pokoju” - mówił dziennikarz Borys Kagarlicki.
Na transparentach pojawiały się też hasła nawiązujące do sprawy Achmeda Zakajewa, którego aresztowano w październiku w Danii. Duńskie władze uznały jednak rosyjskie żądanie jego ekstradycji za nieuzasadnione. Czeczeński przedstawiciel wyszedł na wolność.
„Zakajew, jesteśmy z tobą!”, „Dziękujemy ci, Danio!” - głosiły transparenty.
Uczestnicy demonstracji przyjęli przez aklamację list do prezydenta Czech Vaclava Havla, w którym proszą go, by - tak, jak postąpił z Aleksandrem Łukaszenką - odmawiał wydawania wiz politykom łamiącym prawa człowieka.
„Gdzie się podziali przedstawiciele wszystkich rosyjskich wyznań? Gdzie prawosławny patriarcha Aleksij?” – pytał dysydencki duchowny prawosławny, więzień łagrów, ojciec Gleb Jakunin. Zarzucił on Cerkwi prawosławnej, że nie tylko nie potępia wojny, lecz nawet pozwala swoim duchownym błogosławić rosyjskie oddziały.
„Choć oficjalnych reprezentantów wyznań tu nie ma, wiem, że Bóg nam błogosławi i niechaj On sprawi, by ta wojna się jak najszybciej skończyła” - powiedział Jakunin.
Z trybuny przemawiali komuniści, anarchiści, radykałowie. Głos zabierali także przedstawiciele diaspory czeczeńskiej oraz solidaryzującej się z Czeczenami Nacjonalistycznej Partii Tatarskiej Watan (Ojczyzna).
Organizatorzy zapowiadają, że to jedynie pierwszy z serii protestów. Następny ma odbyć się na początku przyszłego roku.