Nie uwierzysz, do czego zdolny jest ten ksiądz...

Po ponad trzech miesiącach od zdarzenia ruszył proces duchownego. Tego listopadowego wieczora ksiądz przed harcerzami nie zaświecił przykładem. Nie zatrzymał się do kontroli drogowej tylko dodał gazu.

Funkcjonariusze ruszyli w pościg. Ksiądz stracił panowanie nad autem, staranował przydrożną barierkę i zjechał do rowu. Gdy policjanci podeszli do rozbitego samochodu, wikariusz zaczął się awanturować. Czuć było od niego alkohol.

- Mężczyzna nie wykonywał poleceń mundurowych, nie chciał opuścić rozbitego auta - mówi podinsp. Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. Ksiądz był bardzo agresywny, a nawet groził policjantom.

- Nie wiecie, z kim macie do czynienia. Załatwię was, stracicie pracę - miał wygrażać funkcjonariuszom. Gdy jeden z policjantów próbował wyciągnąć go z auta, Józef B. zaatakował go. Ksiądz kilka razy uderzył policjanta w twarz i klatkę piersiową.

- Kierowca krzyczał, że gnębimy go jak księdza Popiełuszkę, że nie wiemy, z kim mamy do czynienia, i że nas jeszcze załatwi. Wyzywał od ch... - zeznawał w sądzie jeden z policjantów.

Wikariusz nie chciał dmuchnąć w alkomat, dlatego policjanci w kajdankach przewieźli go do szpitala w Mońkach na badanie krwi. Ksiądz Józef B. zupełnie inaczej zapamiętał tamtejszą noc. - Możliwe, że ich w jakiś sposób uraziłem, ale to nie było świadome - mówił przed sądem ksiądz.

Zapewniał, że nie widział radiowozu, a do rowu wjechał, bo jadący z naprzeciwka samochód mrugnął światłami i rozproszył jego uwagę. Później był w szoku, że ktoś chce wyciągnąć go z radiowozu, ale broń Boże nie ubliżał. Był zaskoczony, kiedy nałożono mu kajdanki. Następna rozprawa księdza w połowie marca.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Pieski Zorro i Drops szukają domu!