Nie tylko Polska mówi o reparacjach. "Die Zeit": rząd Niemiec musi znaleźć odpowiedź
Czas na reakcje Berlina ws. wysuwanych przez Polskę i inne kraje europejskie roszczeń odszkodowawczych związanych z II wojną światową, aby nie dopuścić do ich politycznej instrumentalizacji - stwierdza "Die Zeit". Niemiecki tygodnik zaznacza, że tego problemu nie uda się przeczekać.
25.01.2018 | aktual.: 25.03.2022 13:00
Autor materiału "Czy za wszystko zapłacono?" Michael Thumann zwraca uwagę, że pomimo tego, iż Niemcom niesłusznie wydawało się, że poradzili sobie z problemem winy. Obecnie w kilku europejskich krajach równocześnie wysuwane są przeciwko nim roszczenia dotyczące przeszłości.
"Odszkodowania otrzymały miliony osób - pracownicy przymusowi z Europy Wschodniej, więźniowie obozów, Żydzi. Zbudowano pomniki, na chodnikach umieszczono tabliczki przypominające o ofiarach. Dla wielu potomków ofiar to wszystko za mało. Mieszkańcy wsi we Włoszech i Grecji, posłowie w Polsce, działacze w Namibii uważają, że Niemcy się wymigali. Chodzi o winę, ale także o długi i bardzo dużo pieniędzy" - pisze Thumann.
Polska, Włochy, Grecja
"We włoskich i greckich gminach, ale także w Polsce, rośnie gniew na Niemcy wzmacniający poczucie wściekłości będące następstwem kryzysów euro i uchodźczego" - stwierdza komentator "Die Zeit".
Odnosząc się do konkretnych przykładów, Thumann wymienia wyrok wydany w listopadzie przez włoski sąd w Sulmonie. Uznał on RFN odpowiedzialną zamordowania w czasie wojny w pobliżu Roccaraso 128 osób i nakazał wypłacić odszkodowanie w wysokości 5 mln euro.
Włoski wyrok wzbudził zainteresowanie w Polsce
Autor podkreśla, że włoski wyrok wzbudził duże zainteresowanie w Polsce. Przytacza opinię posła Arkadiusza Mularczyka, że orzeczenie włoskiego sądu jest słuszne, a polska rezygnacja z reparacji była następstwem "szantażu" ze strony Niemiec.
Thumann relacjonuje polską dyskusję o reparacjach, by następnie wyrazić opinię, że "rząd PiS zerwał z zasadą, co do której Polska i Niemcy porozumiały się kilka dekad temu". Mówiła ona, że "przyjaźni i dobrego sąsiedztwa oraz pojednania nie można kupić, lecz można je jedynie osiągnąć w praktycznym życiu".
"W tym duchu zawarto w 1990 roku traktat graniczny, w którym Niemcy ostatecznie zrezygnowały ze Śląska, Pomorza i południowych Prus Wschodnich" - przypomina autor. "Dziś Arkadiusz Mularczyk i PiS posługują się pamięcią, jako odpowiedzią na krytykę ze strony Brukseli i Berlina o autorytarną przebudowę państwa" - wyjaśnia niemieckim czytelnikom "Die Zeit".
Co mogą zaoferować Niemcy?
"Dla populistów reparacje są idealnym instrumentem" - ocenia Thumann. Jego zdaniem rząd niemiecki musi znaleźć odpowiedź na moralne roszczenia, aby "rozbroić ich polityczną instrumentalizację". "Nie da się tego przeczekać" - ostrzega.
Jego zdaniem możliwe są dwie odpowiedzi, które dobrze funkcjonowały w przeszłości, lecz obecnie nie wystarczają: miejsca pamięci i fundusze skierowane ku przyszłości.
Thumann przypomina, że trwa dyskusja nad upamiętnieniem w Berlinie polskich ofiar wojny, jednak jego zdaniem żaden z omawianych wariantów "nie udobrucha" polskiego rządu.
Grecka pożyczka
Wariant z funduszem, z którego finansowane są projekty w rodzaju wymiany młodzieży, funkcjonuje dobrze w relacjach niemiecko-czeskich, jednak nie sprawdził się w kontaktach z Grecją. Thumann proponuje, by Berlin rozważył możliwość spłaty pożyczki udzielonej Niemcom przez grecki bank centralny w 1942 roku.
Odnosząc się do indywidualnych roszczeń odszkodowawczych, "Die Zeit" przypomina, że w 2012 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze orzekł, iż ofiary zbrodni nazistowskich nie mogą – zgodnie z zasadą immunitetu państwa - składać skarg o odszkodowanie przed zagranicznymi sądami.
Polskie roszczenia bez szans?
Niemiecki prawnik Christian Tomuschat, który reprezentował Niemcy w Hadze, ocenia, że Polska nie ma żadnych szans na sukces.
- Jeżeli Polska czegoś żąda, to niemieccy wypędzeni też mogą zaskarżyć Polskę. Przeciwko Włochom może wystąpić do sądu Libia. Immunitet państwowy ma na celu uniknięcie chaosu roszczeń - mówi "Die Zeit".
Jacek Lepiarz, Berlin