Nie tylko Państwo Islamskie. Amerykańskie media wymieniają większe zagrożenia terrorystyczne
Prasa amerykańska zwraca uwagę, że Izrael obawia się przejęcia kontroli nad syryjską stroną Wzgórz Golan przez islamistów związanych z Al-Kaidą, a USA stoją w obliczu większych zagrożeń ze strony syryjskich ugrupowań, niż stanowi je Państwo Islamskie.
"Washington Post" pisze, że Izrael "ma nowych sąsiadów" - islamiści z Frontu al-Nusra powiązanego z Al-Kaidą po raz pierwszy są trwale obecni przy jego granicy z Syrią.
W sierpniu siły syryjskich rebeliantów wyparły żołnierzy sił pokojowych ONZ, nadzorujących izraelsko-syryjski rozejm (misja UNDOF) z bazy koło przejścia granicznego Al-Kunajtira w strefie zdemilitaryzowanej na Wzgórzach Golan. Obecność bojowników Frontu al-Nusra sprawia, że "senne pogranicze stało się bardziej niestabilne niż kiedykolwiek w ostatnich czterech dekadach" - pisze "Washington Post".
- Kto sprawuje tam kontrolę? Nie wiemy - mówi pułkownik Nir Ben Dawid z Północnego Dowództwa izraelskich sił zbrojnych. - To nie są zwykłe wsie. To są bazy rebeliantów - dodaje, wskazując ręką w stronę Syrii.
Najpierw Asad, a później Izrael?
"Washington Post" odnotowuje, że na razie izraelscy przywódcy sądzą, kierując się informacjami wywiadu, iż islamistom w Syrii najbardziej zależy na obaleniu reżimu syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada, a nie na atakowaniu Izraela. Zastanawiają się jednak, jak długo taki stan rzeczy potrwa.
Zdaniem Ejala Zisera, eksperta ds. Syrii na Uniwersytecie Tel Awiwu, ich zwrócenie się przeciwko Izraelowi jest tylko kwestią czasu. Ziser sądzi, że może to być pół roku, rok. Zwraca uwagę, że wszystkie inne radykalne ugrupowania w regionie - na Synaju, w Libanie - na pewnym etapie przestają walczyć ze swymi lokalnymi wrogami i zaczynają atakować Izrael.
Koncentracja na granicy
"Washington Post" zwraca uwagę, że bojownicy opozycji syryjskiej operują wzdłuż granicy na Wzgórzach Golan niemal od początku wojny domowej w Syrii w 2011 roku, ale ostatnio skonsolidowali tam swe siły. Izraelscy dowódcy wojskowi twierdzą, że ugrupowania rebeliantów, głównie związane z Al-Kaidą, kontrolują 90 proc. obszaru rozdzielającego Syrię od zajętych przez Izrael Wzgórz Golan.
Większość z 1200 żołnierzy UNDOF opuściła tam bazy w strefie zdemilitaryzowanej i przeniosła się na obszar kontrolowany przez Izrael. Syryjscy rebelianci zajęli opuszczone bazy UNDOF w strefie buforowej i kontrolują jedyne przejście graniczne między Izraelem i Syrią - akcentują przedstawiciele władz izraelskich.
- Rebelianci mają czołgi i działa i ich pozycje znajdują się bezpośrednio przy granicy - wskazuje pułkownik Ben Dawid. Jego zdaniem ani armia syryjska, ani tamtejsi rebelianci nie są obecnie zainteresowani atakowaniem Izraela, ale prędzej, czy później najprawdopodobniej się to zmieni. Dotychczas Izrael zajmuje wobec tej kwestii postawę wyczekującą. Ben Dawid jest przekonany, że gdyby siły izraelskie wyparły Front al-Nusra z pogranicza, jego miejsce mogłoby zająć inne, jeszcze gorsze ugrupowanie.
Chorasan - nowe zagrożenie
O zagrożeniu dla USA ze strony rebeliantów w Syrii nie związanych z Państwem Islamskim pisał niedzielny "New York Times", powołując się m.in. na informacje wywiadu. Owym zagrożeniem jest ugrupowanie Chorasan (Khorasan) dowodzone przez 33-letniego Muhsina al-Fadhlego, który należał kiedyś do wewnętrznego kręgu Osamy bin Ladena.
"NYT" przyznaje, że o ugrupowaniu Chorosan wiadomo niewiele. Przypuszcza się, że tworzą je bojownicy Al-Kaidy z Bliskiego Wschodu, Azji Południowej i Afryki Północnej. Koordynator amerykańskich służb wywiadowczych James Clapper powiedział kilka dni temu, że "jeśli chodzi o zagrożenie (dla Stanów Zjednoczonych), ugrupowanie Chorosan może być równie groźne jak Państwo Islamskie".
Na początku roku przywódca Al-Kaidy Ajman al-Zawahiri powierzył Frontowi al-Nusra rolę odgałęzienia tej siatki w Syrii i zerwał więzi z Państwem Islamskim, gdy odmówiło ono słuchania jego rozkazów i walczenia tylko w Iraku. Przedstawiciele władz, na których powołuje się "NYT" twierdzą, że Chorosan jest odłamem Frontu al-Nusra.
Syria - magnes na ekstremistów
"NYT" pisze, że zdaniem niektórych przedstawicieli władz USA i ekspertów ds. bezpieczeństwa, "intensywne skoncentrowanie się na Państwie Islamskim wypaczyło obraz zagrożenia terrorystycznego, jaki wyłonił się z chaosu syryjskiej wojny domowej", a bardziej bezpośrednim zagrożeniem wciąż są tradycyjne ugrupowania terrorystyczne, takie jak Chorasan i Front al-Nusra, który jest filią Al-Kaidy w Syrii.
"NYT" przypomina, że w 2012 roku Departament Stanu USA zidentyfikował Fadhlego jako lidera Al-Kaidy w Iranie, gdzie po ucieczce z Afganistanu przebywał, zanim przybył do Syrii. Za informacje prowadzące do jego ujęcia Amerykanie wyznaczyli 7 mln dolarów nagrody. Departament Stanu ujawnił wtedy, że Fadhli współpracował z bogatymi "dżihadystycznymi donatorami" w swym ojczystym Kuwejcie, zbierając pieniądze dla związanych z Al-Kaidą rebeliantów w Syrii.
"NYT" przyznaje, że trudno jest oszacować powagę i skalę terrorystycznych zamachów, które mogą być planowane przez Chorasan, Front al-Nusra i inne ugrupowania w Syrii. Gazeta odnotowuje, że w zeszłym roku Front al-Nursa i Państwo Islamskie kilkakrotnie wykorzystywały Amerykanów, którzy się do nich przyłączyli, do przeprowadzania ataków w Syrii, w tym co najmniej jednego zamachu samobójczego - zamiast wysyłać ich z powrotem do Stanów Zjednoczonych, by tam dokonywali zamachów.
"NYT" podkreśla, że Syria stała się magnesem przyciągającym islamskich ekstremistów z innych krajów, którzy szukają tam schronienia, przygotowując zamachy.
Jennifer Cafarella z waszyngtońskiego Institute for the Study of War uważa, że Front al-Nusra może skorzystać na amerykańskich nalotach, mających osłabić Państwo Islamskie, jeśli USA nie zapewnią, że "będzie tam inna siła, gotowa przejąć władzę". Jej zdaniem istnieje niebezpieczeństwo, że amerykańskie naloty, jeśli nie będą prowadzone w ramach dobrze przygotowane strategii dla Syrii, umożliwią Frontowi al-Nusra "wypełnienie próżni we wschodniej Syrii".