Nie obchodzą mnie czytelnicy
Staramy się odpychać na bok rzeczy naprawdę nas męczące i żyć zwykłym życiem. Nie zdajemy sobie sprawy, że zwykłe życie jest właśnie przez te rzeczy ukształtowane.
29.04.2005 | aktual.: 29.04.2005 09:56
Nowa Fantastyka: – W wywiadach przyznaje Pan, że jest człowiekiem spełnionym, zadowolonym z tego, co osiągnął. Skąd zatem stałe zainteresowanie śmiercią i światem umarłych?
Jonathan Carroll: – W istocie nie interesuje mnie śmierć, lecz życie. Żyjemy z przekonaniem, że będziemy istnieć wiecznie. I dlatego wybrzydzamy na monotonię codzienności. Tymczasem nikt nie wie, ile dni jest mu danych.
Nowa Fantastyka: Przypomnienie o śmierci ma sprawić, że ludzie będą lepsi?
Jonathan Carroll: Sprawi ono, że bardziej docenią to, co mają. Uświadomi, że to, co uważają za trywialne, wcale trywialne nie jest.
Nowa Fantastyka: Zapytamy więc trywialnie. Kim Pan jest? Pisarzem literatury fantastycznej, rzemieślnikiem czy artystą?
Jonathan Carroll: Nie lubię SF, fantasy i horrorów. Kiedy próbuje się mnie umieścić w którejś z tych kategorii, marszczę czoło. Nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków z tego, że w moich książkach pojawiają się elementy tych gatunków. To tak, jakby twierdzić, że sałatka, do której dodano rybę, jest rybą. Harry Harrison, Peter Sturgeon, William Gibson – to są dla mnie prawdziwi pisarze SF.
Nowa Fantastyka: Spróbował Pan napisać powieść realistyczną „Całując ul”...
Jonathan Carroll: Jeszcze „Poza ciszą”...
Nowa Fantastyka: ...czy to oznacza, że poczuł Pan, że posiłkowanie się magią i siłami nadprzyrodzonymi nie przystoi prawdziwemu pisarzowi?
Jonathan Carroll: Nie. Każdy autor pisze o tym, co go interesuje. Kiedyś w młodości wyciągnąłem z rzeki trupa i zawsze chciałem napisać o tym książkę.
Nowa Fantastyka: Ale w innych powieściach również odnosi się Pan do własnych przeżyć...
Jonathan Carroll: To nie tak. Przez rok byłem prześladowany przez fankę, wszędzie za mną łaziła, w dodatku nie mogłem zapomnieć o tym ciele w rzece. Połączyłem te doświadczenia i wyszła powieść realistyczna.
Nowa Fantastyka: Nie odpowiedział pan na pytanie: artysta czy rzemieślnik?
Jonathan Carroll: Zdecydowanie rzemieślnik. Czytelnik rozstrzygnie, czy jest to sztuka przez duże „S”. Ja po prostu siadam do pracy i wykonuję ją, jak umiem najlepiej.
Nowa Fantastyka: I nie obawia się Pan, że nie jest to literatura „wielka”?
Jonathan Carroll: Moje książki wywołują kontrowersje od kiedy zacząłem pisać. Są wydawcy, którzy nie chcą już ich wydawać, i ekswielbiciele, którzy już ich nie czytają. Ja piszę tak, jak mi się podoba.
Nowa Fantastyka: Podobno różnica między wielką literaturą a literaturą rozrywkową polega na wielkości nakładów.
Jonathan Carroll: Chce mi się rzygać, kiedy słyszę o wielkich pisarzach, których nikt nie czyta. Wielka literatura musi wciągać czytelnika, musi go pochłaniać. Może to być komiks, SF czy Szekspir. Wielka literatura to taka, która istnieje po śmierci autora. Proszę spojrzeć na listę laureatów Nagrody Nobla – owszem pamięta się kilka nazwisk, ale prawie nikt nie czytał ich powieści.
Nowa Fantastyka: Nie mieszka Pan w Ameryce, choć jest z pochodzenia nowojorczykiem. Jaki jest Pana stosunek do polityki prezydenta Busha?
Jonathan Carroll: Ameryka jest wciąż pod wpływem wstrząsu 11 września. Amerykanie odkryli, że ich dom się pali, ale zabrakło im zdrowego rozsądku i odwagi, by zadzwonić po straż pożarną, postanowili więc sami posprzątać. To błędna droga.
Nowa Fantastyka: Kiedyś powiedział Pan, że tam, w Ameryce, Bóg ma 24 lata, a w Europie 124. Jakie jest Pana podejście do idei zjednoczonej Europy?
Jonathan Carroll: Mieszkam tutaj (w Wiedniu – przyp. NF) od trzydziestu lat i zawsze wyczuwałem wśród Austriaków bardzo wyraźną dumę narodową, silny patriotyzm. Podobnie rzecz ma się z Polakami. Idea zjednoczonej Europy pojawiła się w roku 1989 i wciąż jest świeża i słabo ukształtowana.
Nowa Fantastyka: Wielu amerykańskich pisarzy przyjeżdża do Europy. Co ich przyciąga?
Jonathan Carroll: To wynika z rozczarowania krajem, w którym się dorastało. Ale nie jest to kwestia tylko Europy. Pisarze amerykańscy uciekają do Ameryki Południowej, na Daleki Wschód. Z kolei Polacy chcą uciekać do Ameryki, bo Polska nie zaspokaja ich potrzeb.
Nowa Fantastyka: Czy rozczarowanie swoim krajem w Pana przypadku nie jest spowodowane tym, że właśnie w Polsce i w Europie zdobył pan największą popularność?
Jonathan Carroll: Amerykanie mają z moimi książkami zasadniczy problem: uwielbiają wszystko kategoryzować. Tymczasem moje książki nie mają jednej etykietki. Każdy musi sam zadecydować, do jakiego gatunku należą, a to nie jest to, co Amerykanie lubią robić.
Nowa Fantastyka: A jaką etykietkę widziałby Pan najchętniej?
Jonathan Carroll: Sałatka mieszanka. Trochę cebuli, trochę sałaty, trochę sera. Trochę elementów horroru, thrillera. Moja proza jest sama w sobie szczególnym gatunkiem.
Nowa Fantastyka: Mówił Pan, że nie lubi horrorów!
Jonathan Carroll: Większość horrorów to źle napisane książki, a ja nie lubię złej literatury. Poza tym, większość horrorów opowiada odrażające historie. Dla mnie naprawdę dobry horror opiera się na psychologii.
Nowa Fantastyka: Internet miał być końcem – lub początkiem nowej – literatury. Pan się go nie boi, ma swoją stronę, prowadzi blog. Jaką rolę odegra on w rozwoju literatury?
Jonathan Carroll: Nie wiem, jaka będzie przyszłość, bo to wciąż nowe zjawisko. Fascynuje mnie możliwość błyskawicznego komunikowania się z ludźmi, ale nie zapominajmy, że Internet jest kanałem, który szczególnie łatwo poddaje się zaśmieceniu.
Nowa Fantastyka: Tomasz Mann powtarzał, że rolą artysty jest reprezentacja rozumiana jako pewne oddalenie, wyniosłość, godność. Czy nie boi się Pan, że internetowy kontakt z czytelnikami niszczy też dystans?
Jonathan Carroll: Nie zgadzam się z Mannem, to bzdura. Zresztą, kto dziś czyta Tomasza Manna? I nie zgadzam się z taką wizją świata, która przypisuje konkretne role – pisarz oddalony od czytelnika. Nie pozwolę, by moi wielbiciele zamieszkali w moim domu, ale jeśli interesuje ich, co robię, to czemu nie miałbym o tym opowiedzieć?
Nowa Fantastyka: I nigdy nie poczuł się Pan zmęczony odpowiedziami na głupie pytania?
Jonathan Carroll: Wczoraj na spotkaniu z czytelnikami ktoś spytał, czy kiedyś przestanę pisać? Odpowiedziałem: być może. Po czym padło kolejne: KIEDY? Nie wiem. Każdy może się zmieniać, dziennikarze przechodzą nagle do handlu kapeluszami, może i ja pewnego dnia powiem wszystko, co mam do powiedzenia, i zajmę się czymś innym.
Nowa Fantastyka: Nie pytam o rzucanie pisania, tylko życia publicznego.
Jonathan Carroll: Tak naprawdę nie mam życia publicznego. Przyjeżdżam do Polski średnio raz na półtora roku. Bardzo rzadko zdarza mi się jechać do Stanów, jeszcze rzadziej do Włoch. I na tym moja publiczna działalność się kończy. W chwilach takich jak ta myślę, że chciałbym być w domu, ale przecież większą część życia spędzam w domu. Za to przestałem odpowiadać na pytanie, czemu lubię psy!
Nowa Fantastyka: Fan boksu, sportowa przeszłość... Pisarze tacy jak Hemingway albo Mishima Yukio pragnęli połączyć stanowisko opisywacza rzeczywistości z człowiekiem czynu.
Jonathan Carroll: Lubię boks. Jako nastolatek wychowywałem się wśród agresywnych dzieci. Miałem do wyboru: albo nauczę się boksować, albo będę obrywał. Ale w moich książkach nie ma w ogóle po tym śladu, bohaterowie nie są sportowcami, nie są agresywni. Problem Hemingwaya i Mishimy polega na tym, iż wydawało im się, że literatura to mecz bokserski z czytelnikiem. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że czytelnicy chcą czytać ich książki, bo im się podobają. Dla mnie książka to rozmowa. Powieści takich autorów jak Hemingway czy Mishima to już napaść.
Nowa Fantastyka: Ile walk Pan przegrał, a ile wygrał?
Jonathan Carroll: Nie pamiętam. Byłem silny, ale nie dość szybki, więc dopóki miałem przewagę siły, wygrywałem, ale kiedy trafiłem na kogoś, kto był i silniejszy, i szybszy, lądowałem na deskach.
Nowa Fantastyka: Czyli od młodego zawadiaki po spokojnego pisarza. Czy Pana twórczość również przeszła taką ewolucję? Co zmieniło się od „Krainy Chichów” do „Szklanej Zupy”?
Jonathan Carroll: Bardziej skupiam się na języku, na stylu, coraz mniej na historii, fabule. Kiedy pisałem „Krainę Chichów” – chyba moją najpopularniejszą książkę w Polsce – po prostu chciałem opowiedzieć historię, nie zwracając uwagi, jak to robię. Teraz fabuła przesunęła się na nieco dalszy plan.
Nowa Fantastyka: A czy czytelnicy nie reagują na to z rozczarowaniem?
Jonathan Carroll: Nie obchodzą mnie czytelnicy. Gdybym przejmował się tym, czego oni chcą, podrabiałbym Dana Browna. Wydaje mi się czasem, że piszę książki, na które jeszcze nie ma odbiorcy. Kiedy napisałem „Krainę Chichów”, nikt nie chciał jej ani wydać, ani czytać. Teraz to pozycja wręcz klasyczna. Dlatego nie przejmuję się tym, czego oczekują czytelnicy. Na stronie Amazonu ukazały się dwie recenzje „Białych jabłek” napisane przez czytelników. Pierwsza mówiła, że książka jest do dupy, bo bohaterowie są tacy a tacy. Druga, że genialna, bo bohaterowie są tacy a tacy. W obu przypadkach argumenty były identyczne. Więc dla kogo mam pisać? Dla czytelników czy dla siebie?
Nowa Fantastyka: A dla kobiet? Bardzo dużo miejsca im Pan poświęca, kim są dla Pana kobiety?
Jonathan Carroll: Kobiety są szczebel nad mężczyznami, tylko że mężczyźni nie chcą się z tym pogodzić. Dlatego mówią, że są zbyt emocjonalne, słabe. Uświadomienie sobie ich zalet oznaczałoby uświadomienie sobie własnej niższości.
Nowa Fantastyka: A Helena? Wojna trojańska? Kobiety przyczyną nieszczęść...?
Jonathan Carroll: Wydaje mi się, że to banały: kobieta wieczna kusicielka, źródło zła... Historia dowodzi, że było o wiele więcej złych mężczyzn niż kobiet. Po prostu łatwiej wskazujemy na kobiety jako źródło zła. Lukrecja Borgia zabiła parę osób, Hitler kilka milionów.
Nowa Fantastyka: Ale on był otoczony kobietami!
Jonathan Carroll: Hitler miał gdzieś kobiety! Zresztą historycy twierdzą, że Hitler był homoseksualistą, co było po części odpowiedzialne za to, co się stało.
Nowa Fantastyka: Hitler był gejem, więc postanowił zniszczyć cały świat!?
Jonathan Carroll: Staramy się odpychać na bok rzeczy naprawdę nas męczące i żyć zwykłym życiem. Nie zdajemy sobie sprawy, że zwykłe życie jest właśnie przez te rzeczy ukształtowane. Biograf Allan Bullock przedstawił Hitlera jako człowieka wewnętrznie rozdartego, a nie potwora. Chcielibyśmy, żeby był potworem, łatwiej byłoby go zrozumieć. Hitler nie wiedział, kim naprawdę jest, więc skoncentrował swoją siłę na złych celach. Człowiek świadomy swoich braków stara się je nadrobić w inny sposób, zamaskować. Mężczyzna, który nie uprawia seksu, ciągle mówi o seksie. Ten, który ma dość seksu, w ogóle o tym nie wspomina.
Rozmawiali Błażej Dzikowski i Robert Ziębiński
Więcej artykułów znajdziesz w majowym numerze NOWEJ FANTASTYKI