Nie masz kasy? Wynocha z klubu!
„Wstęp tylko za zaproszeniami”, ”impreza zamknięta”, „nie pasujesz do wystroju klubu”, „w takich butach to na koszykówkę”, „dzisiaj nie wejdziesz” – tak selekcjonerzy prestiżowych klubów w Warszawie często witają swoich klientów. Wśród gości „do odrzutu” wielu jest „Studentów” (bo za nudni), „Pakerów” (bo kojarzą się z agresją) i osób typu „Tani Armani” (eleganckich, ale bez grosza). Chętnie wpuszczane są drogie marki, jak Ralph Lauren, Tommy Hilfiger, Hugo Boss czy Burberry. Zwłaszcza, jeżeli podjadą pod klub… limuzyną.
10.02.2009 | aktual.: 10.02.2009 17:51
Piątkowy wieczór. Czworo przyjaciół idzie pożegnać swoją koleżankę, która wkrótce wylatuje na staż do Brukseli. Organizatorka imprezy, razem z resztą gości, od przeszło godziny bawi się już w najlepsze w jednym z warszawskich klubów na Nowym Świecie. – Wśród nas było dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Żadne z nas się specjalnie nie wyróżniało. Wyglądaliśmy normalnie, byliśmy trzeźwi – wspomina moment wejścia do klubu Darek, który jako jedyny z grupy został odrzucony przez selekcjonera. Do dziś z niesmakiem wspomina moment, w którym na pytanie „Jakie jest kryterium przyjmowania gości?” usłyszał od niego odpowiedź: „Kryterium jest takie, że trzeba mi się podobać”. Wypowiedzi tej miał towarzyszyć drwiący i szydzący z osoby śmiech.
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, do podobnych sytuacji w warszawskich klubach dochodzi dość często. – W piątek miał odbyć się zaplanowany wieczór kawalerski mojego przyjaciela. Jako świadek, zarezerwowałem stolik w jednym z klubów w centrum Warszawy – wspomina Artur, ofiara selekcji. W grupie znajdowało się 12 mężczyzn w wieku od 28 do 45 lat. Wszyscy trzeźwi. Jako organizator wieczoru Artur poprosił uczestników imprezy, by założyli eleganckie, stosowne stroje. Dodatkowym atutem miała być czarna koszulka, mająca podkreślić powagę wieczoru oraz pozwolić wyróżnić się w tłumie. – Kiedy dotarliśmy do klubu, ku mojemu zdziwieniu przed wejściem stał wylansowany chłopaczyna, który zapytał, w czym może nam pomóc. Powiedziałem, że mamy zarezerwowany stolik. Odpowiedział, że trzy osoby mogą wejść, a reszta nie, bo nie pasują do kanonu gości – opowiada Artur. Przyznaje, że do dziś zadaje sobie pytanie: Co by było, gdyby nie był to wieczór kawalerski, tylko długo oczekiwana kolacja biznesowa, a moi goście nie
przypadliby do gustu selekcjonerowi?
Negatywne doświadczenia ma również wielu Internautów wp.pl. – Clubbing to wieczorna wycieczka po klubach tak długo, dopóki cała twoja drużyna spodoba się selekcjonerom pilnującym drzwi. Wziąłem w niej udział raz i od tej pory do warszawskich klubów nie chodzę. Proponuję Piłę, Poznań, Wrocław – pisze mike. Podobne doświadczenia z Warszawy ma Ola: „Weszliśmy do klubu całą paczką – dwie dziewczyny i chłopak. Już na wejściu selekcjoner zaczął śmiać się z kolegi, że w takich butach nie wejdzie (miał zwykłe zimowe obuwie), a jak chce iść potańczyć, to najlepiej… na zewnątrz”
Problemu zdają się nie zauważać menadżerowie warszawskich klubów. – Stosowane przez nas kryteria selekcji, tak jak w każdym lokalu, są międzyludzkie. Przede wszystkim staramy się dopasować gości tak, żeby dobrze się czuli w swoim gronie – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Edyta Górka-Dymek, menedżerka klubu „Melodia”. Pytana o to, czy podczas selekcji brany jest pod uwagę strój i zasobność portfela, odpowiada: „Zdecydowanie nie. Zdarza się, że trampkarze są bardziej kulturalni od osób w garniturach”.
Nie podobasz mi się – nie wchodzisz
Praktyka przesiewu klientów (tzw. door selection) sięga lat 70., kiedy to dwaj Amerykanie, Steve Rubell i Ian Schrager, otworzyli ulubione miejsce zabawy nowojorskich elit, Studio 54. Do lokalu mógł wejść każdy, kto spodobał się Steve’owi. Ten zaś miał zwyczaj stawać przed drzwiami i, nie tłumacząc się ze swoich decyzji, odmawiać. W Polsce praktyka ta zagościła dość późno. Pierwszym selekcjonerem była kobieta, która stanęła przed drzwiami klubu Piekarnia w Warszawie w 1999 roku. Obecnie selekcja w klubach jest legalna i jej stosowanie (o ile w konkretnym przypadku nie doszło do niewykonania umowy) nie jest podstawą do roszczeń cywilnych lub sankcji karnych.
Zdaniem Grażyny Białopiotrowicz, specjalisty ds. kreowania wizerunku, selekcja jest istotnym elementem kreowania wizerunku klubu. – Przede wszystkim wiąże się z prestiżem, informacją dla potencjalnych klientów, że w danym miejscu spotykają się osoby należące do tego samego środowiska – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską. Przyznaje, że podobna praktyka niesie przede wszystkim korzyści dla właściciela. Ograniczona dostępność lokalu zwykle skutkuje zwiększonym zainteresowaniem i chęcią przebywania w nim. Izabela Kielczyk, psycholog, mówi nawet o rodzaju nobilitacji społecznej. – Zawsze człowiek czuje się lepszy, kiedy dostanie się do grona osób, do którego mają dostęp nieliczni. To nas podnosi na duchu i utwierdza w przekonaniu, że jesteśmy wyjątkowi. A przecież każdy chce się czuć kimś szczególnym. To sprawia, że czujemy się szczęśliwsi i lepiej postrzegamy samych siebie – tłumaczy.
Opinie specjalistów znajdują potwierdzenie w ponad ośmioletnim doświadczeniu Thomasa Ambroża, byłego współwłaściciela Club 70. – Niedostanie się do klubu zwykle jeszcze bardziej motywuje do tego, aby się do niego dostać – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską. Przyznaje, że udana selekcja pozwala zrealizować dwa najważniejsze dla klubu założenia: bezpieczeństwo, które może zaważyć na funkcjonowaniu klubu, i prestiż.
Psycholog na bramce
Zdaniem specjalistów selekcja może mieć również bardzo negatywny wpływ na jednostkę. – Stajemy się podmiotem segregacji typu „nie podoba mi się pan”, a to bardzo często obniża poczucie własnej wartości i wzmaga stres przed następnym wyjściem do klubu – zauważa Kielczyk. Jej zdaniem człowiek potraktowany jako „ten gorszy”, szczególnie ten z niskim poczuciem własnej wartości, może odczuwać bardzo silny stres. W podobnych sytuacjach zwykle towarzyszy jednostce uczucie wyizolowania, poczucie, że jest się gorszym, a także nawracające pytanie – dlaczego ja?
Thomas zauważa, że najlepiej w roli selekcjonera sprawdzają się… psychologowie. Dobry pracownik tego typu potrafi odmówić wejścia nie urażając przy tym klienta, ale namawiając go do przyjścia na kolejną imprezę. Na przykład słowami: „Wiesz, dzisiaj jest fajna impreza, ale będziesz się średnio czuł w tym klimacie. Zapraszam Cię jutro. Załóż inne buty i przyjdź. Zobaczysz, przyjdzie jeszcze więcej ładnych dziewczyn”. W ten sposób selekcję postrzega również Edyta Górka-Dymek. – Przy wyborze selekcjonera brane jest pod uwagę jego doświadczenie z innych lokali. To, żeby miał predyspozycje psychologiczne i umiał porozumieć się mentalnie z klientami – tłumaczy. Przyznaje, że równie ważna jest umiejętność dobrej zabawy. Dobry selekcjoner to taki, który wie, jak to jest czekać w długiej kolejce do klubu i… nie zostać wpuszczonym.
W kolejce do odrzutu
Inne kryteria niż w przypadku kobiet obowiązują przy ocenie mężczyzn. – Albo trzeba wyglądać na osobę, która ma dużo pieniędzy (liczą się przede wszystkim markowe ciuchy i ewentualnie drogi samochód), albo musisz być stałym bywalcem lub znajomym selekcjonera – mówi Janek. Jak się okazuje, kryteria są inne w zależności od tego, kto stoi na bramce. Dla selekcjonerów gejów liczy się nie tyle wypchany portfel, co bycie trendy. Warto mieć modne ciuchy (niekoniecznie z drogich butików), jak szalik, wydarte dżinsy, dżinsowe marynarki albo bajeczną fryzurę. Jednak, jak zauważa Białopiotrowicz, dobrze przeprowadzona selekcja pozwala niewpuszczonemu gościowi zachować twarz, daje możliwość zmiany zachowania czy image’u w taki sposób, by mógł on wejść do klubu przy kolejnej okazji. – Taka selekcja jest niezmiernie trudna, bo z jednej strony wymaga miękkiej rozmowy, a z drugiej na tyle stanowczej, by odmowa została przyjęta. Odmowa ze strony selekcjonera musi być asertywna i w żaden sposób nie może naruszać praw
osobistych człowieka. Przede wszystkim musi uwzględniać prawo do godności – zauważa specjalistka.
Zdaniem Thomasa selekcjonerzy zwracają uwagę na to, czy osoba nie jest za bardzo umięśniona (stereotyp agresora), ma jakichś blizny na twarzy, tatuaże (szczególnie więzienne, czyli łezki i kropki). Brany pod uwagę jest również ubiór: „W Polsce nie przywiązuje się do tego takiej wagi jak na Zachodzie. Tam każdy szanujący się selekcjoner zna każdą nową kolekcję, linię znanych marek i w ciągu ułamka sekundy potrafi rozpoznać, kto nosi kolekcję wartą paręset złotych. Wiadomo wtedy, że jest to potencjalnie dobry klient”.
Z założenia do klubu zawsze wchodzą osoby rozpoznawane gwiazdy, ludzie show biznesu. – Na ogół trzeba mieć pieniądze, które zostawi się w klubie, albo charakteryzować się świeżością i oryginalnością – przyznaje Thomas. Jak zauważa, samochody nie są ważne, gdyż na imprezę przyjeżdża się zwykle taksówką. Liczy się sama otoczka „dojazdu” pod klub. Źle widziane jest, kiedy z jednej limuzyny wypada nagle… 20 osób.
Jak nie dać się pokonać selekcji „kto jest lepszy”? Przede wszystkim zadbać o swoje nastawienie. – Warto iść do klubu z poczuciem, że jeśli nie tam, to na pewno wpuszczą nas gdzie indziej i dalej będziemy się mogli dobrze bawić – radzi Kielczyk. Jej zdaniem dobrze jest również spojrzeć na zachowanie selekcjonerów jak na ich pracę. Ktoś (menadżer klubu) po prostu zabronił im wpuszczać określone osoby i poradził, żeby nie podawać prawdziwego powodu.
Legalna dyskryminacja?
Dr Adrian Kuźniar, etyk, zaprzecza, jakoby selekcja w klubach była pogwałceniem praw człowieka i zalegalizowaną formą ich łamania. – Właściciel lokalu, podobnie jak każdy człowiek w drzwiach własnego domu, może wpuszczać do środka te osoby, które uzna za właściwe. Przez analogię, nie jest zalegalizowaną formą łamania praw brunetek sytuacja, w której na ślubnym kobiercu chcemy stanąć wyłącznie z blondynką, a prawo stanowione zezwala nam na realizację tej preferencji – tłumaczy. Właściciele klubów chronieni są również pod względem prawnym. Jak zauważa Michał Godlewski, prawnik, zgodnie z zasadą swobody umów, która obowiązuje w prawie cywilnym, każdy może decydować czy i z jaką osobą zawrze umowę. – Jedynie w przypadku wyraźnego przepisu ustawy ktoś może być zobowiązany do zawarcia umowy. Zasada swobody umów pozostaje w związku z prawem właściciela do żądania od innych osób (i egzekwowania tego na drodze sądowej), by nie wchodziły do należących do niego pomieszczeń, przy czym identyczne prawo przysługuje
najemcy lokalu – tłumaczy. Wynika z tego, że jeśli właściciel klubu postawił przed drzwiami selekcjonera, to zainteresowany klient może wejść do lokalu wyłącznie w przypadku wpuszczenia go przez tego pracownika do środka.
Selekcjoner nie jest również zobowiązany do wytłumaczenia klientowi, dlaczego ten nie został wpuszczony do lokalu. – Odszkodowania od właściciela klubu można żądać jedynie w przypadku niewykonania lub nienależytego wykonania umowy – tłumaczy Godlewski. Z tego typu sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy klient nie został wpuszczony do klubu po uprzedniej rezerwacji (np. gdy po zawarciu umowy o organizację przyjęcia urodzinowego selekcjoner samowolnie nie wpuścił części gości; odmówił wpuszczenia klienta po pobraniu opłaty za wstęp lub nie chciał wpuścić do klubu grupy osób posiadających bilety na odbywający się tam koncert etc.). Z uwagi na niewielką na ogół wysokość szkody, podobne odszkodowanie nie jest zwykle wysokie. Zawarcie umowy wymaga również zgody obu stron na jej warunki (by móc dochodzić roszczeń, z zachowania właściciela klubu lub pracownika zawierającego w jego imieniu umowę musi wynikać wola jej zawarcia, wyrażająca się np. w przyjęciu opłaty za wstęp czy przyjęciu rezerwacji stolika).
Aż 57% Internautów biorących udział w sondażu Wirtualnej Polski przyznaje, że padło kiedyś ofiarą selekcji w klubach. Mniej, bo 43% jest odmiennego zdania. Ankieta została przeprowadzona 9 lutego br. Wzięło w niej udział 1657 badanych.
Anna Sztandera, Wirtualna Polska