Nie ma sprzętu dla chorych na raka
Lubuskie jest jedynym województwem, w którym
nie ma podstawowego sprzętu do naświetlań pacjentów
onkologicznych. Chociaż pieniądze - 15 mln zł - na aparaturę
czekały - twierdzi "Gazeta Lubuska".
Lubuski Ośrodek Onkologii działa w zielonogórskim szpitalu wojewódzkim. Tylko tu w Lubuskiem prowadzi się radioterapię. Pacjentów przybywa, kolejki są coraz dłuższe. Naświetlania wykonuje się tzw. bombą kobaltową. Dziś jednak standard jest inny: bomba kobaltowa plus tzw. przyspieszacz liniowy, czyli aparat do terapii elektronami i fotonami. Wykorzystuje się go np. w przypadku tzw. oszczędzających operacji piersi oraz niektórych nowotworów głowy i szyi - pisze gazeta powołując się informacje uzyskane od szefa ośrodka onkologii, dr. Andrzej Rozmiarka.
Taki aparat jest już w każdym województwie Polski. Ale nie w Lubuskiem - ubolewa dziennik. Pacjenci jeżdżą najczęściej do Poznania. Terapia tym sprzętem to droga procedura medyczna, tam więc zostają pieniądze, które mógłby otrzymywać szpital w Zielonej Górze.
Gdyby zielonogórski ośrodek onkologiczny miał komplet sprzętu, najbardziej skorzystaliby jednak pacjenci, którzy teraz muszą jeździć do innych miejscowości. Wizyta u lekarza to ponad 100 zł, podróż ok. 100 zł, obiad - 20 zł, taksówki do kliniki - 20 zł - wylicza koszty jeden z pacjentów, którego zagadnęła "GL". Zwykle leży się wtedy w szpitalu. A na to trzeba czekać. I czasami zapłacić - dodaje inny.
O przyspieszacz liniowy szpital stara się już od kilku lat. Pomagali też parlamentarzyści. Pieniądze w końcu dla Lubuskiego zarezerwowano. Według informacji gazety, w ub.r. ponad 15 mln zł. Ale Zielona Góra ich nie wykorzystała, bo nie ma gdzie sprzętu umieścić. Do nowej aparatury potrzebny jest nowy budynek. Nie ma jednak pieniędzy na inwestycję. Chodzi o kilka milionów złotych, które jednak odpłaciłyby się z nawiązką - podkreśla "GL". (PAP)