Nie ma litości dla znęcających się nad zwierzętami. Coraz surowsze wyroki
Spraw o znęcanie się nad zwierzętami jest w Polsce co roku tysiące, wyroków skazujących – nieporównywalnie mniej. Powoli jednak coś się w tej kwestii zmienia. W ubiegłym tygodniu w dwóch różnych procesach, w Zgierzu i we Wrocławiu, zapadły równie surowe wyroki.
03.08.2015 13:54
Damian P., 22-letni student, usłyszał we Wrocławiu wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności na dwa lata. - Jedynie izolacja od społeczeństwa jest w stanie zagwarantować, że nie zrobi nikomu krzywdy - mówiła podczas rozprawy sędzia Magdalena Kraśnicka. Mężczyzna znęcał się nad kotami, szczurami i kurami. Jedną ze swoich ofiar uprał w pralce, inną umieścił w rozgrzanym piekarniku. Obrońcy praw zwierząt nie kryli oburzenia i żądali wysokiego wyroku.
Sąd w Zgierzu, podobnie jak ten we Wrocławiu, nie miał wątpliwości, gdy na wokandę trafiła sprawa 44-latka, który skatował psa szpadlem. W konsekwencji go oślepił, chociaż chciał zabić. Jedynie kara bezwzględnego więzienia wydawała się sądowi adekwatna. Promyk, gdyż takie imię otrzymał poszkodowany pies, znalazł już nowy dom. Jego oprawca także – przez rok będzie oglądał świat przez kraty.
- Ostatnie wyroki wskazują na zmianę optyki sędziów na okrucieństwo wobec zwierząt – mówi Wirtualnej Polsce Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Jak pokazuje chociażby ilość trafiających do nas zgłoszeń, okrucieństwo wobec zwierząt jest poważnym problemem. Liczymy, że dzięki poprawie działania systemu prawa i wymierzaniu sprawiedliwych, współmiernych do tak bestialskich czynów wyroków dojdzie do wyraźnej poprawy stanu ochrony zwierząt w Polsce – dodaje Chudek.
Takich spraw, jak te ze Zgierza i Wrocławia, są w naszym kraju setki, jeśli nie tysiące. Swego czasu głośna była sprawa Wojciecha L., zwanego „seryjnym mordercą kotów”. Mężczyzna adoptował kolejne zwierzęta, a później z zimną krwią bił je i mordował. Zanim podjęto interwencję Wojciech L. uśmiercił niemal 20 zwierząt.
Krystyna, mieszkanka wsi koło Świdnicy została w marcu skazana na osiem miesięcy pozbawienia wolności za zlecenie zabójstwa swojego psa, Alka. Podczas procesu przyznała, że nie chciała już się zajmować 11-letnim zwierzęciem. Sprawa toczyła się w sądzie przez dwa lata. Znajomy kobiety, który podjął się uśmiercenia zwierzęcia w zamian za butelkę wódki, został skazany na pół roku więzienia.
W Nowej Soli, też w marcu, sąd skazał 54-letniego mężczyznę na półtora roku więzienia za znęcanie się nad koniem. Zwierzę było ciężko chore, a właściciel nie zapewnił mu odpowiednich warunków, a także wody i pożywienia.
Paweł D. został skazany na dwa i pół roku pozbawienia wolności za skatowanie psa. Jednak oskarżyciel, fundacja Lex Nova, zajmująca się ochroną zwierząt, zażądała zaostrzenia wyroku. Jeśli sąd przychyli się do postulatu fundacji i zasądzi karę czterech i pół roku pozbawienia wolności, będzie to najwyższa kara za znęcanie się nad zwierzętami w historii polskiego sądownictwa. Wiele organizacji prozwierzęcych uważa, że obecne kary są nadal za małe. Danuta Bartkowiak z fundacji Anaconda zaznacza, że kara pozbawienia wolności to nie wszystko, powinno się takie osoby karać dodatkowo, czy to zapłatą na rzecz odpowiedniej fundacji, czy pracami społecznymi.
Do tej pory sądy niezwykle rzadko skazywały osoby znęcające się nad zwierzętami na karę bezwzględnego więzienia, częściej były to wyroki w zawieszeniu lub kara grzywny. Jako argument niewysokich wyroków podnoszono niską społeczną szkodliwość czynu. Jak wynika ze statystyk prowadzonych przez Ministerstwo Sprawiedliwości, w ubiegłym roku na 77 osób skazanych przez sądy za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem tylko 21 usłyszało wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności.
Jak komentuje Paweł Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals, takie wyroki wciąż są rzadkością, wyjątkiem potwierdzającym regułę. - Jeśli faktycznie coraz więcej będzie ich zapadać, jako organizacja prozwierzęca, będziemy się tylko cieszyć – dodaje.
Coś w końcu drgnęło i surowsze decyzje powoli stają się normą. A to bardzo ważne, gdyż jak wynika z policyjnych raportów, osoby stosujące przemoc wobec zwierząt, mogą z czasem stawać się coraz bardziej agresywne i wyładowywać swoją złość na dzieciach czy współmałżonku. Między zabójstwem zwierzęcia a zabójstwem człowieka biegnie bowiem cienka linia...
Amanda Siwek, Wirtualna Polska