Nie ma dowodów, że kot sąsiadów uczula
Sąd Okręgowy w Lublinie utrzymał
w mocy wyrok sądu rejonowego, oddalający powództwo Joanny T.,
która zaskarżyła mieszkających piętro niżej sąsiadów, że ich kot
wywołuje u niej silne objawy alergii i zagraża jej zdrowiu.
Sąd uznał, że powódka nie udowodniła wpływu kota sąsiadów na swoje zdrowie. Brak jest dowodów świadczących o tym, że trzymanie przez pozwanych kota w mieszkaniu powoduje zakłócenia dla jej zdrowia czy życia, wynikające z nietypowej i bardzo silnej alergii - powiedziała w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Ewa Popek.
Joanna T. uczulona jest na sierść kota. Domagała się od sąsiadów usunięcia kota, gdyż - jak w twierdzi - alergen pochodzący od zwierzęcia przenosi się przez nieszczelny kanał wentylacyjny, wspólną klatkę schodową, otwarte okno i powoduje u niej pogorszenie stanu zdrowia.
Oprócz takich objawów alergii jak nieżyt nosa i spojówek czy wykwity skórne, u mnie najgorsze jest to, że pojawia się obrzęk krtani oraz duszności. To zagraża życiu - wyjaśniła powódka dziennikarzom.
Dodała, że przez cały czas musi przyjmować bardzo silne leki. Ja bym chciała mieć dzieci, a w tej chwili, przy takich lekach, nie mogę - zaznaczyła.
Pełnomocnik pozwanych sąsiadów Maria Krzymowska podkreślała przed sądem, że kot nie jest wypuszczany z mieszkania, jest szczepiony, utrzymywany w czystości i nie można pozbawiać właścicieli mieszkania prawa do trzymania w nim kota. Nie możemy się dać zwariować - powiedziała. Wyrok sądu okręgowego jest prawomocny.