"Nie inwigilowaliśmy L. Kaczyńskiego, współpracowaliśmy"
Prezydent Lech Kaczyński nigdy nie był inwigilowany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW ściśle współpracowała z nim w czasie jego prezydentury, przekazując mu informacje dotyczące bezpieczeństwa państwa - podała ABW.
31.08.2011 | aktual.: 31.08.2011 17:41
Środowe oświadczenie ABW jest - jak napisano - uzupełnieniem wtorkowego komunikatu dotyczącego doniesień portalu niezależna pl. Według portalu prezydent został w 2008 r. zarejestrowany w tajnym katalogu ABW, co miało oznaczać - według autorki - że L.Kaczyński mógł być podsłuchiwany. ABW zaprzeczyła temu.
Rzeczniczka ABW ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska podkreśliła, że "śp. Prezydent Kaczyński był dwukrotnie gościem Agencji. W czasie jednej z wizyt odznaczył on osobiście oficerów ABW za osiągnięcia kontrwywiadowcze" (za zatrzymanie rosyjskiego szpiega).
Według ABW informacje autorki dotyczące tzw. centrum tajnych danych w Centrum Antyterrorystycznym "są zmanipulowane lub wręcz nieprawdziwe", poczynając od nazwy zbioru, który autorka nazywa "BWO". - Dziennikarka zresztą miesza bazy informacyjne z bazami analitycznymi, ewidencyjnymi, operacyjnymi oraz ogólnodostępnymi bazami komercyjnymi. Wyrywa z kontekstu informacje, tworząc nieistniejący obraz systemów funkcjonujących w Agencji - podała Koniecpolska-Wróblewska.
Zaprzeczyła, by w ABW sporządzono materiał, o którym autorka pisze: "W przypadku Lecha Kaczyńskiego załącznikami są m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną - mówią nasi informatorzy".
Wbrew twierdzeniom autorki, ABW nigdy nikomu nie przekazywała też telefonów typu BlackBerry. Prezydent Lech Kaczyński posiadał inny telefon szyfrujący przekazany mu przez ABW. Inaczej niż sugeruje autorka, nie zabrał go ze sobą na pokład Tu-154M - podkreśla ABW. Przed lotem do Smoleńska telefon został zdeponowany u Pełnomocnika Ochrony Kancelarii Prezydenta RP - dodano.
Zdaniem ABW kolejny wytwór wyobraźni autorki (lub jej informatorów) to tzw. analiza przed katastrofą, o której pisze ona, iż "opisano w niej m.in., co się może stać, gdyby jednocześnie państwo zostało pozbawione prezydenta, kluczowych dowódców wojskowych i pozostałych najważniejszych osób. Precyzyjnie opisano, co trzeba zrobić, aby zapobiec panice i kto ma przejąć władzę". Autorka pisze, że analizę taką przygotowano w ABW w 2009 r. Taki materiał nigdy nie powstał w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - podała Koniecpolska-Wróblewska.
Podkreśliła, że opisywane w artykule CAT ABW nie powstało, jak podaje dziennikarka, na początku 2008 r. lecz 1 października 2008 r.
"ABW po raz kolejny informuje, że nie inwigilowała śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co potwierdziła Prokuratura Okręgowa w Warszawie" - napisała we wtorek ABW. Jak dodała, dokumenty, na które powołuje się dziennikarka portalu, a które mają być dowodem na inwigilowanie, są "fragmentem katalogu Centrum Antyterrorystycznego". "W bazach Centrum znajduje się katalog najważniejszych osób w państwie, podlegających ochronie w ramach systemu antyterrorystycznego RP. Podobne rekordy mają Prezes Rady Ministrów, ministrowie i inni wysocy urzędnicy państwowi" - czytamy w oświadczeniu ABW.
Według portalu, zapowiadającego publikację "Gazety Polskiej", z tajnych dokumentów ABW wynika, że dane prezydenta Lecha Kaczyńskiego wprowadzono 25 października 2008 r. do tajnej Bazy Wiedzy Operacyjnej Centrum Antyterrorystycznego ABW. Zdaniem gazety oznaczało to, że od tego momentu wobec prezydenta mogły być stosowane wszelkie rodzaje inwigilacji, w tym podsłuch. Według informatorów "GP" do rejestracji dołączone zostały załączniki, które wskazywały, że chodziło o L. Kaczyńskiego - m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną.