Nie czepiać się nietoperzy

Hitler zaplanował zbudowanie koło Zielonej Góry umocnień na miarę Linii Maginota. Tymczasem wyszedł mu fantastyczny rezerwat nietoperzy.

08.02.2007 06:30

Styczniowy świt, pobudka o piątej rano. Szybka kawa i przemarsz w kierunku wejścia do labiryntu korytarzy i betonowych bunkrów. Pięcioosobowe zespoły nie mają wiele czasu na dojście do wyznaczonych stanowisk. Punktualnie o 7.30 zaczyna się doroczne liczenie nietoperzy zimujących w budowlach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego (MRU).

To nieprawdopodobny system fortyfikacji położony mniej więcej w połowie drogi między Zieloną Górą a Gorzowem Wielkopolskim, który miał być jednym z największych systemów umocnień w Europie. Jego budowę rozpoczęto na rozkaz Hitlera w 1933 roku. Wielopiętrowe bunkry, dziesiątki kilometrów podziemnych betonowych korytarzy, szyby wentylacyjne i stacje podziemnej kolejki - to wszystko przyciąga dziś miłośników architektury militarnej (tak zwanych bunkrowców), ale nie tylko. Od niemal 50 lat to ulubione miejsce na zimę nietoperzy.

- Zazwyczaj zapadają w zimowy sen w jaskiniach, piwnicach, a nawet w studniach - mówi "Przekrojowi" doktor Tomacz Kokurewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. - Ale fortyfikacje w rejonie Międzyrzecza są dla nich po prostu idealne. W podziemnych korytarzach utrzymują się stała wilgotność powietrza (to ważne, bo w przeciwnym razie znajdujący się w stanie hibernacji nietoperz mógłby zginąć z braku wody) i temperatura, która w zależności od miejsca wynosi od zera do 10 stopni.

Każdy z zimujących tu gatunków może więc wybrać sobie odpowiadające mu lokum. - W równinnej okolicy to prawdziwa gratka - dodaje Kokurewicz, organizator styczniowej akcji liczenia latających ssaków. - Wygląda na to, że Hitler za miliardy marek zafundował nam idealne zimowisko dla nietoperzy - śmieje się przyrodnik z Wrocławia. Nic dziwnego, że teren przedwojennych bunkrów stał się rezerwatem, któremu nadano wdzięczną nazwę Nietoperek.

Brygada batmanów

Chiropterologów (naukowców badających nietoperze) zostawiliśmy o godzinie 7.30, gdy przystępowali do remanentu podziemi rejonu umocnionego. Jak przebiega ich praca? 32 kilometry korytarzy, które wchodzą w skład rezerwatu Nietoperek, dzielone są na dziewięć odcinków. Za każdy z nich odpowiada cztero-pięcioosobowa grupa badaczy. Ich zadania są precyzyjnie rozdzielone. Kierownik grupy, osoba z największym doświadczeniem, oznacza, do jakiego gatunku należą znalezione zwierzęta, i podaje ich liczbę. Sprawdza też, czy mają obrączki. Drugi z badaczy notuje wyniki w tabelach, a dwóch lub trzech pozostałych zajmuje się wyszukiwaniem nietoperzy śpiących na ścianach i w zakamarkach korytarzy (w tym roku tę odpowiedzialną funkcję pełnił nasz redakcyjny kolega, przy okazji robiąc zdjęcia do tego artykułu).

Wszystkie grupy pracują osiem godzin, spis inwentarza kończy się o 15.30. Dlaczego? Bo nietoperzom mimo hibernacji cały czas tyka zegar biologiczny. O zmierzchu część z nich budzi się i rozpoczyna kontrolne loty. Mogą wtedy ocenić, czy nie zbliża się wiosna i czy w powietrzu nie ma jakichś zabłąkanych owadów, które pozwoliłyby uzupełnić zapasy tłuszczu. Liczenie nietoperzy w locie lub tych, które po odnotowaniu zmieniły miejsce, musiałoby się skończyć klapą.

Jednak zakończenie spisu to jeszcze nie koniec pracy. Trzeba się wydostać z labiryntu korytarzy i podsumować wyniki. - W tym roku czynne były tylko dwa wejścia do podziemi MRU. Jedna z grup pracująca na najbardziej oddalonym odcinku po ostrym marszu wyszła na powierzchnię dopiero o 18 - wspomina Tomasz Kokurewicz. Nie obyło się bez niespodzianek. - Okazało się, że jeden z korytarzy jest zadymiony, pewnie przez ognisko bunkrowców. Kierownik grupy miał spory dylemat, czy kontynuować tam liczenie nietoperzy. Ale w końcu pasja badacza wzięła górę nad ostrożnością - przyznaje chiropterolog.

Nic dziwnego, na odbywające się w połowie stycznia liczenie nietoperzy w MRU przyjeżdżają najwytrwalsi ich wielbiciele. To naukowcy, doktoranci i studenci piszący prace magisterskie o latających ssakach. Dla wielu to już stała data w ich naukowym kalendarzu. Przyjeżdżają nie tylko z Polski - połowa uczestników akcji to badacze z zagranicy. W tym roku nasze nietoperze liczyli przyrodnicy z Wielkiej Brytanii, Norwegii, Holandii, Belgii i Czech.

- Niestety, ze względu na ograniczoną liczbę miejsc noclegowych trudno nam zaprosić do współpracy wszystkich chętnych - ubolewa Kokurewicz. Ale oni także mają swoje pięć minut. W Polsce liczenie nietoperzy z udziałem amatorów odbywa się zazwyczaj w lutym, podczas szkolnych ferii. Znajdujące się w stanie hibernacji zwierzęta spisuje się między innymi w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, w Sudetach czy fortach w Poznaniu.

Wiedza zdobyta dzięki takim akcjom pomaga w ocenie stanu populacji poszczególnych gatunków i stopnia ich zagrożenia. Jest bezcenna podczas opracowywania programów ochrony nietoperzy i oceny ich skuteczności. Nocek z importu

- Liczba nietoperzy odnotowywanych podczas naszych akcji stale rośnie. Za każdym razem bijemy rekord - cieszy się doktor Tomasz Kokurewicz. W zeszłym roku naliczyliśmy 32 tysiące nietoperzy, w tym o pięć tysięcy więcej. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że podziemia Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego są dla nietoperzy stosunkowo nowym odkryciem - tłumaczy wrocławski naukowiec. - Ponieważ są to zwierzęta bardzo społeczne, to samice wracają do bunkrów ze swoimi młodymi. Uczą je, gdzie można znaleźć atrakcyjne miejsce na spędzenie zimy.

Kto korzysta z tej nauki? Unia Europejska w tak zwanej Dyrektywie Siedliskowej wskazała 13 zagrożonych gatunków tych zwierząt. I to dla nich tworzy się ostoje w ramach unijnego programu "Natura 2000". Siedem gatunków spośród ,nietoperzy pod specjalnym nadzorem" żyje na terenie Polski, a na obszarze MRU spotyka się cztery z nich: nocka dużego, mopka, nocka łydkowłosego i nocka Bechsteina. Te dwa ostatnie gatunki reprezentowane są bardzo nielicznie. Naukowcy znajdują zaledwie po blisko 20 sztuk. Ale już mopków uzbiera się w podziemnych korytarzach około tysiąca.

Chiropterolodzy są szczególnie dumni z liczby nocków dużych zimujących w międzyrzeckich fortyfikacjach. W tym roku naliczono ich 22,5 tysiąca. Na terenie całej Europy ten gatunek uznawany jest za zagrożony. Tymczasem w okolicach MRU ma się zupełnie nieźle. Co ciekawe, nietoperze zlatują się do przedwojennych tuneli z obszaru co najmniej 17 tysięcy kilometrów kwadratowych! Całkiem sporo trafia tu z terenu Niemiec. Rekordzista, nocek rudy zidentyfikowany po obrączce, przyleciał zza Odry. Pokonał aż 260 kilometrów, by przeczekać do wiosny w MRU. - To wskazuje na duże znaczenie tego zimowiska - podkreśla koordynator akcji. Normalny kierunek migracji w celu spędzenia zimy to południowy zachód. Tymczasem znajdowane u nas nietoperze często lecą "pod prąd", byle tylko dotrzeć do tych fortyfikacji. Ochrona MRU ma więc kluczowe znaczenie dla populacji nietoperzy w Europie Środkowej.

Nietoperze kontra bunkrowcy

Rosnąca popularność międzyrzeckich umocnień wśród zimujących nietoperzy nie wszystkim jest na rękę. Skoro fortyfikacje upodobały sobie zagrożone gatunki, to te tereny powinny zostać objęte ochroną i wyłączone z ruchu turystycznego.

- Wydaje mi się, że istnieje rozwiązanie - mówi doktor Kokurewicz. - Latem, gdy w tunelach i bunkrach nie ma nietoperzy, mogą one być intensywnie zwiedzane. Ale zimą, gdy są schronieniem dla znajdujących się w stanie hibernacji zwierząt (a turystów i tak jest mało), powinny być zamknięte. Niestety, spora część władz i mieszkańców okolicznych gmin chce przez cały rok prowadzić tam działalność turystyczną, nie doceniają potrzeby ochrony skrzydlatych ssaków. - Choć nie wszyscy - przyznaje wrocławski chiropterolog. - Właściciele gospodarstwa agroturystycznego w Boryszynie, specjaliści od fortyfikacji, co roku użyczają licznej grupie naukowców noclegu i pomagają w liczeniu. A nam bardzo zależy na porozumieniu.

Jeśli sami nie opracujemy zasad współistnienia turystyki i ochrony przyrody w tym rejonie, to zrobi to za nas Komisja Europejska. Obszar ten został zgłoszony do programu "Natura 2000". - Pracujemy teraz nad wyznaczeniem granic terenu chronionego i zasadami jego użytkowania - mówi Tomasz Kokurewicz - Jest ważne, by znalazły się w nich także żerowiska - nietoperze muszą przed hibernacją zgromadzić spore zapasy tłuszczu, bo inaczej zginą. Obszary "Natury 2000" to "miękka" forma ochrony, nie tak restrykcyjna jak na przykład rezerwaty - przekonuje doktor Kokurewicz. - Można tam budować, inwestować - byle tylko w przedsięwzięcia nieobciążające nadmiernie środowiska. Miejsca wystarczy dla wszystkich: ludzie mogą tam żyć i zarabiać, a nietoperze zachowają miejsce do żerowania i zimowej drzemki.

Piotr Kossobudzki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)