Nie chwal się urlopem na Facebooku. Złodzieje nie mają wakacji!
Jeśli jest lato, to są wakacje. A skoro są wakacje, to są też urlopy. Błękitne wody Morza Śródziemnego lub złoty piasek Majorki wprost proszą się o to, by natychmiast pokazać je w sieci. Portale społecznościowe puchną więc od kolorowych, letnich zdjęć, ale bawiący się w najlepsze turyści zapominają, że złodzieje nie mają wakacji. Przy zdjęciach często piszemy, jak długo nas nie będzie w domu, a to już może być dla nich wręcz zaproszeniem.
06.07.2015 | aktual.: 06.07.2015 16:29
Popularny portal społecznościowy. Nastolatka wstawia zdjęcia nowoczesnego telewizora, kuchni po remoncie, nowego sprzętu AGD. Do tego informacja o planach wakacyjnych rodziny. Na urlop mieli udać się nowym samochodem, który także sfotografowała. Auto stało przed domem, a na fotografii widniała także nazwa ulicy i numer domu. Pojechali odpocząć. - Po dwóch tygodniach rodzina wróciła z wakacji, okazało się, że dom jest ograbiony. Z nowych zakupów został im tylko samochód, którym udali się na wczasy. Taką, zasłyszaną podczas spotkania profilaktycznego z mieszkańcami województw świętokrzyskiego, historię opowiada Wirtualnej Polsce mł. asp. Mariusz Bednarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. Jakby tego było mało, dom został okradziony w biały dzień. Na oczach sąsiadów.
Wystarczyło kilka zdjęć
- Na posesję podjechał samochód dostawczy, do którego wyniesiono co cenniejsze przedmioty. Sąsiedzi myśleli, że w domu nadal trwa remont i nawet nie zainteresowali się tym, co się dzieje - dodaje policjant i podkreśla, że są ludzie, którzy przeglądają odpowiednie strony wyłącznie pod kątem zdobycia informacji kiedy lub jak długo lokatorów nie będzie w domu. - Złodzieje nie próżnują - mówi Mariusz Bednarski. A do źle zabezpieczonych zdjęć czy wpisów na portalach społecznościowych mogą mieć dostęp wszyscy, także ci, których nawet nie znamy. Informacja, że nie ma nas w domu jest wskazówką dla tych, którzy mogą chcieć tę nieobecność wykorzystać.
- Jeśli na zdjęciu widać, że jesteśmy w Turcji, we Włoszech czy w Hiszpanii, to wiadomo, że raczej w bardzo krótkim czasie stamtąd nie wrócimy - dodaje sierż. Damian Janus z kieleckiej komendy. Już niemal standardem jest pytanie ofiar włamań, czy nie chwalili się w internecie nowymi zakupami czy planowanymi wyjazdami. - Złodzieje imają się różnych metod, by zdobyć wiedzę o potencjalnych ofiarach. Oczywiście sprawnie korzystają też z postępu technicznego - mówi WP kom. Agnieszka Hamelusz, z Komendy Rejonowej Policji na warszawskim Mokotowie. - Nie należy publikować zdjęć, które pokazują, gdzie konkretnie mieszkamy, ale także takich, które mogą choćby sugerować, gdzie jest nasz dom czy mieszkanie. Ze strzępów informacji złodziej złoży sobie całość i dotrze tam wtedy, gdy będziemy odpoczywać - dodaje kom. Hamelusz.
W tym roku na Mokotowie jeszcze nie było przypadku, żeby mieszkańcy wrócili do splądrowanego mieszkania. Zapewne dlatego, że wakacje dopiero się rozpoczęły. - W ubiegłych latach zdarzyły się takie przypadki - potwierdza Agnieszka Hamelusz i powtarza, że jeśli włamywacz planuje wejście na naszą posesję, to częściej niż profil na Facebooku obserwuje dom. - Dlatego jak mantrę powtarzamy, że nie ma przeszkody nie do pokonania i najlepiej jest zaprzyjaźnić się z sąsiadami, którzy opróżnią skrzynkę na listy, otworzą okno czy zapalą światło. To wszystko jest dla złodzieja mylące. Sąsiad zareaguje też na wszelkie nietypowe zdarzenia wokół domu - tłumaczy kom. Hamelusz.
Wielu z tych, którzy zostali okradzeni prawdopodobnie nie ma świadomości, że stało się to wskutek takich, a nie innych publikacji w internecie. Według danych Komendy Głównej Policji liczba kradzieży z włamaniem spada. W 1999 roku było ich ponad 430 tysięcy. W ubiegłym roku prawie 116 tysięcy. Trudno stwierdzić do ilu z nich doszło w konsekwencji beztroskiej aktywności ofiar w sieci. Tak szczegółowych danych policja nie zbiera.
Nawet bez podawania adresu można go ustalić
- W internecie chcemy nie tylko nawiązywać i podtrzymywać kontakty z innymi, ale też budować własny wizerunek. Stąd dzielimy się z otoczeniem różnymi informacjami na swój temat. Osobnym zagadnieniem jest pytanie komu udostępniamy tę wiedzę - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Dominik Batorski, socjolog internetu. - Nadal nie wszyscy mają świadomość, jak odpowiedzialnie i bezpiecznie korzystać z określonych portali. Nie wiedzą, że informacją można podzielić się tylko z określoną grupą znajomych - przypomina ekspert i radzi, by przed publikacją wpisu czy zdjęcia pomyśleć, do kogo przekaz rzeczywiście trafi. Jego zdaniem nie można jednak dać się zwariować, bo wcale nie jest tak, że każdy post na Facebooku sprowadzi na nas zagrożenie. Wcale nie trzeba też publikować zdjęć z drugiego końca świata, by ktoś mógł wykorzystać naszą nieobecność.
Modne ostatnio aplikacje, używane podczas biegania czy jazdy na rowerze, również mogą być wskazówką dla złodzieja. Publikowane w sieci dokładne mapy z trasami treningów, ich długością i częstotliwością także mogą pokazywać kiedy prawdopodobnie nie ma nas w domu. - Nie jest czymś złym, że chcemy nawiązać kontakt lub wymienić doświadczenia z tymi, którzy również biegają. Trzeba tu jednak zadbać o to, żeby nie można było zidentyfikować naszego adresu. Bo jeśli regularnie, trzy razy w tygodniu, o tej samej porze ruszamy i wracamy do tego samego punktu, to nie trudno się domyślić, że tam właśnie mieszkamy. Warto zastanowić się nie tylko nad tym jakie rzeczy i komu udostępniamy, ale też nad tym, czego na ich podstawie można się o nas i naszym trybie życia dowiedzieć. Dotyczy to zarówno sportu, ulubionych restauracji jak i wakacji - podsumowuje Dominik Batorski. A jeśli już bardzo chcemy pochwalić się zdjęciami z wczasów, możemy je opublikować w sieci po powrocie do domu.