"Nie chcemy wiedzieć, że jesteś z Warszawy". Nadmorscy sprzedawcy skrzykują się przeciwko turystom
Pamiętacie aferę w aptece w Sopocie i wywieszonej kartki z tekstem "Nie chcemy wiedzieć, że jesteś z Warszawy"? Bunt handlowców z nadmorskich kurortów narasta. Już pół wybrzeża śmieje się z idiotycznych pyskówek z turystami z Warszawy.
Na tzw. "dużej plaży" w Helu cena wody mineralnej właśnie pobiła rekord Polski. Za butelkę o pojemności 0,5 litra wachlujący się gazetą sprzedawca żąda 7 zł. I awantura gotowa. - Zdzierstwo! Ja jestem z Warszawy i u nas takich cen nie ma nawet w najdroższych hotelach. Żądam ceny warszawskiej, najwyżej 5 zł - oburza się kobieta prowadząca za ręce dwójkę dziewczynek. Typowa scena z tegorocznego sezonu wakacyjnego nad Bałtykiem. Do tradycyjnych narzekań na ceny doszło nowe zjawisko.
Zmora sprzedawców: bo ja jestem z Warszawy
Pączkarnia w Jastarni. Kilkanaście osób tłoczy się w kolejce po świeżo wysmażonego pączka. Znowu podobna scena. - Jak to, nie ma pączków z wiśnią?! Byłem tu pół godziny temu i zaraz miały być. Ja jestem z Warszawy i zostawiam tu duże pieniądze - piekli się 40-letni facet w szortach i dmuchanym kółkiem pod pachą. Zakłopotana sprzedawczyni tłumaczy, że ciasto słabo wyrosło i paczki z wiśnią będą za godzinę. Przeprasza i oferuje innego pączka gratis. Klient chwyta się kurczowo lady i nie odpuszcza. Żąda widzenia się z kierownikiem. - Chcę pączka z wiśnią teraz! Jaja sobie robicie?! Czas to pieniądz. Nawet w Warszawie nie ma takich cen! - rzuca się jak buldog.
Handlowcy znad morza w rozmowie z WP sypią podobnymi historiami jak z rękawa. Niemal każdy sprzedawca słyszał już o aferze w aptece w Sopocie. Wywieszono w niej kartkę z napisem "Nie chcemy wiedzieć, że jesteś z Warszawy. Sami wiemy, że tam jest wszystko lepsze, większe i tańsze!" W opisywanej przez media sprawie zabrakło jednak wyjaśnienia kontekstu komunikatu.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Piotr, menedżer pensjonatu i sklepu w Jastarni ocenia, że w tym roku problem z warszawiakami jest powszechny. Z tysięcy klientów, akurat tylko ci ze stolicy zagadują w specyficzny sposób: "dzień dobry, jestem z Warszawy", albo "jestem z Warszawy i mieszkam w Juracie". Słowa padają z wyższością, niekiedy podniesionym głosem. - To jakieś natręctwo. Nie rozumiem tego. Jakie to ma znaczenie? Każdy jest skądś - mówi. - Dodaje, że w tej sprawie specjalnie konsultował się z kolegami z branży. - Na przykład na zachód od Łeby zjawisko nie występuje. Nie słyszałem, aby w Międzyzdrojach ktoś zaczynał rozmowę od dzień dobry, jestem z Poznania - mówi dalej.
Bo cena jest wyższa niż w Warszawie
Minęły dwa tygodnie i teraz również inni przedsiębiorcy poszli śladem aptekarzy z Sopotu. Komunikat "nie chcemy wiedzieć, że jesteś z Warszawy" staje się coraz bardziej popularny. Miał pojawić się we Władysławowie, Jastarni i kilku innych kurortach półwyspu helskiego. Przedsiębiorcy komentują, że to wyraz bezsilności wobec wyjątkowo drażliwej grupy turystów.
Sprzedawca z namiotu z zabawkami we Władysławowie: - Klientka zrobiła scenę o lalkę Barbie. Kosztuje 105 zł. Jak usłyszałem, to dwa razy drożej niż w Warszawie. Powiedziała, że może zapłacić tylko warszawską cenę - relacjonuje. Też wywiesił kartkę "nie chcę wiedzieć, że jesteś z Warszawy". Tłumaczy, że tak było łatwiej, niż wdawać się w dyskusję z każdym czepliwym klientem.
Aptekarz z nadmorskiego kurortu zwierza się, że miał niemiłą sytuację w sprawie ceny kropli do oczu. Były droższe o 4 zł niż w Warszawie. Klientka kupiła je jako dowód zdzierstwa. Potem straszyła, że pokaże paragon dziennikarzom. - Chętnie też wywiesiłbym komunikat jak w Sopocie. Tylko przez grzeczność tego nie zrobiłem - mówi.
To nie pierwszy sezon wakacyjny, w którym turyści wypoczywający nad Bałtykiem narzekają na wysokie ceny u sprzedawców. Jak tłumaczą przedsiębiorcy, te wynikają z sezonowości biznesu. - Podczas trzech, czterech miesięcy wyjątkowo intensywnej pracy trzeba zarobić na koszty życia przez pozostałą część roku - usprawiedliwiają się.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl