Nie chcą już tak żyć
Na osiedlu Accord - Malinka w Opolu powodzianie mieli mieszkać wygodnie i na nowo dorabiać się majątku, który zabrała im woda. Część z nich przeklina teraz moment, w którym się tam wprowadziła.
26.04.2004 | aktual.: 26.04.2004 08:01
Domki dla powodzian zbudowano z pieniędzy rządowego programu "Tysiąc domów". W grudniu 1997 roku wprowadzili się do nich pierwsi mieszkańcy. W sumie w 20 pawilonach (przy ul. Samborskiej i Wygonowej) zamieszkało 80 rodzin powodzian.
- Już po kilku pierwszych tygodniach na ścianach mieszkań zaczął pojawiać się grzyb - mówi Marzena Głowińska, mieszkanka osiedla. - Tłumaczono nam, że źle je użytkujemy. Za mało wietrzymy, za dużo pierzemy i suszymy.
Stosowanie się do wskazówek administratora nic nie dało. Grzyb na ścianach był coraz większy. Mieszkańcy zaczęli bliżej przyglądać się własnym domom.
Parterowe budynki ze ścianami z kartongipsu okazały się zwykłymi altanami i to jeszcze postawionymi wbrew sztuce budowlanej. - Wszędzie tu pełno niedoróbek - mówi Iwona Lazik, mieszkanka ulicy Wygonowej. - W oknach i drzwiach są szpary. Budynki nie mają wentylacji...
- W ścianach zamiast folii przepuszczalnej zamontowano jako materiał izolacyjny folię ogrodową - dodaje Edward Głowiński. - Ta zatrzymuje wilgoć wewnątrz. Nic dziwnego, że mamy grzyb.
Kiedy na dworze wieje silny wiatr, zimne powietrze wpada do domów nawet przez niewielkie otwory w kontaktach elektrycznych. - Przystawiam wtedy do kontaktu zapalniczkę i płomień gaśnie - mówi Stanisław Płodzień z ulicy Samborskiej. Niedawno wyremontował on swoje mieszkanie. Aby zapobiec rozprzestrzenieniu się grzyba, musiał wyciąć najbardziej zawilgocone fragmenty kartongipsowych ścian.
Trudno wymienić wszystkie usterki na osiedlu. Brakuje wełny ocieplającej w ścianach. W niektórych mieszkaniach ekipy remontowe zamiast ją rozkładać, zostawiały pod dachem zwiniętą w bele. Klucz od jednego mieszkania pasuje do wielu innych. - Swój dom mogę otworzyć kluczem sąsiadki - mówi Marzena Głowińska.
Najgorsze jest jednak ogrzewanie elektryczne. - Instalacja przestała działać po pierwszym roku - mówi Edward Głowiński. - Teraz w zimie mamy najwyżej 15 stopni ciepła. Okna zaszronione, a rachunki za ciepło ogromne. Średnio każdy płaci od 400 do 600 złotych miesięcznie.
Średnie opłaty na osiedlu wynoszą ok. 800 złotych. Ludziom zaczęło brakować na życie. Część mieszkańców zbuntowała się i jesienią ubiegłego roku przestała płacić czynsz. - Za co mamy płacić? - pyta Iwona Lazik. - Za grzyb w domach, za to, że majątek wydajemy na nieskuteczne ogrzewanie? Dopóki administrator nie wywiązuje się ze swoich obowiązków i nie usuwa usterek, my płacić nie będziemy. Administrator osiedla, czyli spółka Turhand-Ret, pozywa teraz zbuntowanych do sądu.
Osiedle zbudowała firma Accord z Warszawy. Dwa lata później firma została postawiona w stan upadłości. W piątek na temat osiedla rozmawialiśmy z kilkoma osobami. Niektórzy nieoficjalnie mówili, że budowa opolskiego osiedla mogłaby być fuszerką zrobioną z premedytacją. - Chodziło pewnie o to, aby wziąć pieniądze rządowe. Jakość wykonania osiedla była sprawą drugorzędną - powiedział nam jeden z naszych rozmówców.
Podobną opinię wygłasza Sławomir Kłosowski, radny PiS, który wiele razy odwiedzał osiedle i jego mieszkańców. - Domki budował rząd, a ówczesne lewicowe władze Opola nie chciały zauważyć fuszerki - twierdzi Kłosowski. - Myślano wówczas w kategoriach: nie róbmy problemów, weźmy osiedle, a potem będziemy się martwić. Jego zdaniem Accord - Malinka to ruina. - Jak teraz miasto nie znajdzie pieniędzy, to za kilka lat nie będzie czego remontować - dodaje Kłosowski.
W ubiegłym roku Turhand-Ret przeprowadził na osiedlu inspekcję. Wstępnie oszacowano, że remont jednego tylko mieszkania, miałby kosztować 40 tysięcy złotych. - Czyli za remont całego domu, w którym są cztery mieszkania trzeba zapłacić 160 tysięcy. Za takie pieniądze można wybudować nowy murowany budynek dla czterech rodzin - mówi Edward Głowiński.
Mieszkańcy od wielu miesięcy domagają się, by zarządca przeprowadził ekspertyzę stanu technicznego domów. Na jej podstawie Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego oceniłby, czy można tam w ogóle mieszkać.
Miasto nie zgadza się jednak na zapłacenie 12 tysięcy złotych za przeprowadzenie takiej ekspertyzy. - To zdecydowanie za dużo - uważa Janusz Kwiatkowski, wiceprezydent Opola. - Zamiast tego przeprowadzimy na osiedlu próby zamontowania w trzech domkach nowej instalacji wentylacyjnej.
- To mydlenie nam oczu - mówią mieszkańcy. - Wentylacja nie sprawi, że ogrzewanie zacznie dobrze działać, w ścianach nie będzie dziur, a rachunki za prąd staną się mniejsze - dodają. - Ratusz chowa w ten sposób głowę w piasek i udaje, że nie widzi prawdziwego problemu - uważa radny Kłosowski. Mieszkańcy chcą, aby miasto wyremontowało ich domy. - Niech ktoś to zrobi porządnie, a nie jak do tej pory: po polsku - mówi Marzena Głowińska.
- Musimy na tym osiedlu uporać się najpierw z jednym problemem, czyli wentylacją. Potem przejdziemy do następnych - zapowiada Ryszard Zem-baczyński, prezydent miasta. - Nie płacąc za czynsz, mieszkańcy tylko dokładają sobie problemów, zamiast je rozwiązywać - dodaje. - Mamy już dość siedmioletniej bierności miasta. Dlatego sami zaczynamy działać - tłumaczy Iwona Lazik.
Sprawa osiedla pojawi się prawdopodobnie na najbliższej sesji rady miasta. Mieszkańcy osiedla zamierzają wejść w czwartek na obrady i zażądać od radnych zajęcia się w końcu ich sprawą.
Robert Lodziński