Nie było sekty na lekcjach
Bydgoska nauczycielka nie propagowała wśród
uczniów działalności sekty Himawanti - uznał rzecznik
dyscyplinarny kuratorium. Dochodzenie w tej sprawie nie
potwierdziło żadnego z zarzutów stawianych przez media.
"Rzecznik dyscyplinarny rozmawiał z radą pedagogiczną szkoły, rodzicami uczniów i zapoznał się z całą dokumentacją pracy zawodowej nauczycielki. Nie znalazł żadnego potwierdzenia stawianych jej zarzutów. Nikt też nie zgłaszał pretensji pod jej adresem, więc sprawa jest zamknięta" - powiedziała kujawsko-pomorski kurator oświaty Wiesława Wyszyńska.
Postępowanie wyjaśniające było efektem publicznego oskarżenia polonistki z jednej z bydgoskich szkół. W dzienniku "Fakt" zarzucono jej, iż jest aktywistką nielegalnej sekty Himawanti i w jej imieniu próbowała na terenie szkoły popularyzować seanse medytacji. Kobieta zaprzeczała zarzutom i zapewniała, że z sektą całkowicie zerwała w połowie 2002 roku.
Odpowiedź na postawione publicznie zarzuty miało przynieść dochodzenie prowadzone w tej sprawie przez kuratorium. Do czasu jego zakończenia nauczycielka była zawieszona w czynnościach służbowych przez dyrekcję szkoły "dla jej własnego dobra". Teraz może od poniedziałku bez przeszkód powrócić do pracy.
"Cieszę się, że ani razu - podczas całego tego zamieszania - nie padło żądanie, by ukarać ją czy wyrzucić z pracy. To dodatkowy dowód bezpodstawności stawianych zarzutów" - dodała kurator Wyszyńska.
O działającej nielegalnie na terenie Polski sekcie Himawanti było w Bydgoszczy głośno w ubiegłym roku z powodu toczącego się tam procesu przeciw przywódcy tej grupy Ryszardowi M., ps. Mohan. Mężczyźnie zarzucono, że próbował zastraszyć byłą członkinię swojej grupy i wymusić na niej podpisanie fałszywych dokumentów i oświadczeń.
Oskarżana o propagowanie działań sekty nauczycielka występowała przed sądem w charakterze świadka. Guru sekty został nieprawomocnie uznany za winnego stawianych mu zarzutów i oczekuje w więzieniu na uprawomocnienie się wyroku.