Trwa ładowanie...
17-11-2005 06:06

Nie będzie pochwalony

Trzeba będzie trochę poczekać na IV RP, bo najpierw Kaczyńscy muszą wytłuc Leppera z Giertychem i przejąć ich elektorat. III RP idealnie się do tego nadaje. W IV już by to braciom nie uchodziło.

Nie będzie pochwalony
d2kfcnh
d2kfcnh

Kazimierz Marcinkiewicz lubi się odwoływać publicznie do pomocy Bożej. 10 listopada rano, przed rozpoczęciem obrad Sejmu nad wotum zaufania, rząd udał się z wizytą do parlamentarnej kaplicy. W taki sposób, by nie przeoczyli tego dziennikarze. Podobnie było 31 października, tyle że w innym kościele, przed wręczeniem nominacji ministrom i premierowi przez prezydenta. I właściwie te zabiegi są bardzo słuszne, bo rządowi w dzisiejszej sytuacji potrzeba dużo modlitwy. Tylko po co tak ostentacyjnie?

Kilkunastogodzinny maraton sejmowy zakończył się zatwierdzeniem nowego gabinetu. Za głosowały PiS, Samoobrona i LPR, do zwycięzców dołączyło też PSL i pięciu posłów niezależnych. Nazwanie trzech pierwszych partii koalicją moherową wzbudziło od razu duże emocje. Ich przedstawiciele odżegnywali się nie tylko od przymiotnika, ale w ogóle od pomysłu, że można ich uznać za koalicjantów.

Jednak po wyjściu z sali sejmowej między "niekoalicjatami" nastąpiła charakterystyczna wymiana zdań za pośrednictwem dziennikarzy. Andrzej Lepper wyraził gotowość wejścia do rządu. I teraz Jarosław Kaczyński uznał już, że pozycja Leppera się zmieni, jeśli nadal będzie popierał PiS.

Szybciej więc, niż się można było spodziewać, układy polityczne zatriumfowały nad prawem i sprawiedliwością. Partia, która wpisała sobie do nazwy te dwie wartości, tłumaczyła dotąd pragmatyzmem politycznym sojusz z partią ludzi ostentacyjnie pogardzających prawem, często z wyrokami. Najpierw Samoobrona poparła prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Potem był wybór na wicemarszałka Andrzeja Leppera, co zostało odwzajemnione poparciem mniejszościowego rządu PiS. Po deklaracji o możliwej zmianie pozycji Leppera widać już, że taktykę PiS wyznacza nie przypadkowa, ale przemyślana strategia braci Kaczyńskich.

d2kfcnh

POPiS zamienił się w rozpad

Trafnie - acz złośliwie - zauważył Donald Tusk, że nie bardzo wiadomo, kto tak naprawdę wygłosił exposé w Sejmie: premier Marcinkiewicz czy szef PiS Jarosław Kaczyński. Marcinkiewicz mówił bardzo dużo. Nie tylko zresztą w Sejmie, ale we wszystkich możliwych mediach elektronicznych. Jednak jak się wyciśnie treść ze słów, zostaje niewiele, bo nowy premier ma zdolność mówienia na okrągło. Czasem popada też w sprzeczność z samym sobą. Deklaruje, że najwyżsi urzędnicy w państwie powinni kierować się skromnością i że realizację tego postulatu zacznie od siebie. Po czym stwierdza: - Przedstawiłem wam dobry program dla Polski i Polaków.

Jarosław Kaczyński wygłosił mowę kluczową. Ciekawe, że nie wspomniał w ogóle o IV RP. Wyjaśnił, dlaczego PiS wszedł w sojusz z LPR i Samoobroną: by zagospodarowywać elektorat i program partii radykalnych, a nie wyrzucać je poza parlament, poza system polityczny. Kaczyński usiłuje nad nimi zapanować, bo izolowanie ich od oficjalnego krwiobiegu mogłoby w przyszłości pozwolić na stworzenie alternatywy dla PiS.

Platformie Obywatelskiej - do niedawna przecież koalicjantowi PiS - Kaczyński postawił zarzut niesłychany: spada na nią odpowiedzialność za tworzenie od lat i konserwowanie dziś patologicznego układu polityki z biznesem, służbami specjalnymi i mafią! Nie powiedział tego aż tak wprost, ale taki był sens jego wywodu: mrocznego, mglistego, momentami insynuacyjnego. Bardziej jednoznacznie zasugerował, że tego "stolika do brydża" nie dałoby się teraz wywrócić w koalicji z PO.

Jeśli ktoś po kampaniach wyborczych, parlamentarnej i prezydenckiej, miał jeszcze nadzieję, że rowy między PiS a PO da się powoli zasypać, teraz ją stracił. Na długo. To było widać po nadętych minach. Kaczyńskiego, gdy mówił Tusk. Tuska, gdy przemawiali Kaczyński i jego satelici: Lepper i Giertych. Szef Samoobrony jak za dawnych lat wznosił się na wyżyny pohukiwania, tym razem na Platformę i Tuska. Ale PiS to nie przeszkadzało.

d2kfcnh

Donald Tusk wygłosił jedno z lepszych w życiu przemówień. Celnie i bezwzględnie wypunktował Marcinkiewicza. Za zwiększanie liczby stanowisk i wydatków na administrację w ramach walki o oszczędne państwo. Za 17 sekund poświęcone w exposé sprawom infrastruktury. Za zamianę w mowie sejmowej obiecywanych wcześniej w kampanii trzech milionów mieszkań na cztery stadiony. Za brak konkretów, zwłaszcza dotyczących walki z bezrobociem. Za niefrasobliwe podejście do wydatków państwa wyrażone przez premiera słowami: "Nie stać nas na to, żeby nas nie było stać".

Bardzo osobiście mówił o fiasku koalicji PO z PiS. Pozwoliło to przeciwnikom Tuska dość łatwo zakwalifikować jego mowę jako osobisty żal po przegranych wyborach. Chyba za łatwo. To prawda, że szef PO nie pokazał sensownej drogi dla swojej partii w perspektywie całej kadencji. Nie wytłumaczył się też ze swojej wcześniejszej naiwności wobec PiS i jednak długotrwałej ślepoty politycznej. Ale to nie obniża trafności jego krytyki, którą usiłowali zagłuszyć i zlekceważyć krytykowani.

Dobrze zdiagnozował przede wszystkim naszą sytuację polityczną i zagrożenia. Koalicja, która stoi za rządem Marcinkiewicza, "jest koalicją wyrastającą na nieufności, na nieposzanowaniu reguł prawa, na nieposzanowaniu zasad i norm przyjętych jako oczywiste w Europie". Ta koalicja - zarzuca szef PO - prowadzi nas ,do prawdziwej zimnej wojny domowej, którą proponują hołubione przez pana prezesa Kaczyńskiego radykalne ugrupowania". Tę właśnie koalicję nazwał Tusk moherową.

d2kfcnh

Kogo to obraża

Moherowe berety to, jak wiadomo, armia ojca Rydzyka. Od nakryć głowy starszych pań demonstrujących na wezwanie Radia Maryja. Wielokrotnie i skutecznie. Moherowa koalicja to realizacja przedwyborczego hasła ojca Rydzyka rzuconego na antenie Radia Maryja, że Platformę trzeba zatopić. Właśnie się to w Sejmie udało.

Określenie użyte przez Tuska, choć nie on jest jego autorem, wiele osób odebrało jako obraźliwe. Nie chodzi tylko o posłów, którzy natychmiast ścigali się w lizusostwie wobec ojca Rydzyka, czy o premiera, który równie koniunkturalnie zarzucił z tego powodu PO pogardę dla prostych ludzi. Zwyczajnych ludzi język takich epitetów - "liberałowie", "czarni", "moherki" - jednak razi.

Mnie określenie "moherowe berety" nie przeszkadza, gdyż jest bardzo trafne: od razu wiadomo, o kogo chodzi. I tylko w takim znaczeniu go używam, a nie do obrażania kogokolwiek. Zresztą słuchacze Radia Maryja zareagowali bardzo racjonalnie, co trzeba docenić. Żadnej obrazy, przeciwnie, są dumni. I słusznie. Ojciec Rydzyk zamówił moherowe nakrycie głowy u słuchaczek.

d2kfcnh

Przecież w tym gronie nie ma się czego wstydzić. Trzeba było posłuchać Radia Maryja nocą 10 listopada. Pełny triumf. Dzwoniący słuchacze nie kryli, że powołanie rządu Marcinkiewicza to prawdziwy cud, który Polska zawdzięcza Panu Bogu, Matce Boskiej i ojcu dyrektorowi. I apelowali do ojca Rydzyka, by nie popadał w przesadną skromność: - Pan Bóg działa przecież przez ludzi.

A to wszystko dzięki "polskim mediom". Bo takimi, jak zapewniał ojciec Rydzyk, są w Polsce jedynie: Radio Maryja, "Nasz Dziennik" i telewizja Trwam. Jest jednak pewien problem, z którym musi się zmierzyć nowy premier. Jego nazwisko jakoś nie zapadło ojcu dyrektorowi w pamięć. Mówi o nim na ogół "pan Marcinkowski".

Jaki to będzie Sejm

To był chrzest bojowy nowego Sejmu. Nie należy już się obawiać, że radykalnie poprawi się kultura polityczna tego organu. Taką nadzieję miało wiele osób, bo poprzedni parlament osiągnął obyczajowe dno. W nowym drzemią jednak spore możliwości zsuwania się. Chyba jeszcze nigdy początkowy uroczysty nastrój nie przerodził się tak szybko w awanturniczy. Widać, że ten Sejm jest oryginalny, niekoniecznie w najlepszym znaczeniu.

d2kfcnh

Wygłaszanie exposé przez premiera przypominało gierkowską akademię. Według stenogramu 61 razy było przerywane przez posłów oklaskami. W tej liczbie zmieściły się trzykrotne ,burnyje apłodismienty", jak to się kiedyś internacjonalistycznie mówiło (czyli burzliwe), oraz oklaski na początku (zwykłe) i na zakończenie (długotrwałe). Wojna o poklask trwała podczas przemówień liderów partyjnych. Kaczyński - 9 serii oklasków, Tusk - 16, Kaczyński ripostujący - 5, Lepper - 17, Giertych - 15. W trakcie przemówienia tego ostatniego prezes LPR Marek Kotlinowski wniósł oryginalne urozmaicenie, wznosząc trzykrotnie doniosły okrzyk: "Tak jest. Brawo!".

Kiedy skończył Tusk, a na mównicę chciał wejść Kaczyński pod pretekstem sprostowania - co nie było prawdą, jak się okazało - trwała długa owacja. Zdania były podzielone: czy bardziej za Tuskiem, czy przeciw szefowi PiS. Zdarzył się i taki moment: "Cioty...!" - ktoś krzyknął, gdy Wojciech Olejniczak z SLD nazwał skandalem zlikwidowanie przez rząd Marcinkiewicza urzędu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn. Nie było żadnej reakcji.

O to, kto bardziej w praktyce dba o politykę prorodzinną, kłócili się posłowie Komorowski (PO) z Cymańskim (PiS). Bo obaj są ojcami pięciu pociech, co sobie pokazywali na palcach. Był też spór biblijny: czy Pan Bóg bardziej się cieszy z jednego nawróconego niż ze 100 sprawiedliwych (ewangelia według świątobliwego Giertycha), czy tylko z 10 sprawiedliwych (ewangelia według światłego Grasia z PO)? I obaj mieli po części rację, ale się źle wyrazili: bo chodzi o jedną odnalezioną ze stada 100 owiec albo o jedną spośród 10 drachm.

d2kfcnh

Poseł Marian Piłka (kiedyś ZChN, dziś PiS) martwił się, czy rząd uczyni priorytetem swojej polityki zagranicznej problem poszanowania praw mniejszości chrześcijańskich w wielu krajach, zwłaszcza w Afryce i Azji. A posłanka Ewa Sowińska z LPR pytała, czy "rząd postawi tamę ciągłemu obrażaniu posłów, marszałków, premiera, prezydenta przez środki przekazu, publikatory?". Sprecyzowała, że nie chodzi wcale o cenzurę, "ale o obowiązek powrotu do kultury słowa, godności zachowania i stroju wśród dziennikarzy (...), zamiast wszechobecnej promocji i eskalacji chamstwa i niechlujstwa". I co? I oklaski dla obojga. Na pewno jeszcze będzie wiele zawstydzającego śmiechu z tego Sejmu, który sobie właśnie wybraliśmy.

Jaki rząd

Na pewno może to być rząd skutecznie administrujący. Uda mu się w Sejmie zdobywać większość dla posunięć populistycznych, bo takie zawsze poprze Samoobrona z LPR. I jak zwykle chętnie do zwycięzców dołączy PSL. Nie wiadomo jednak, czy zaryzykuje ustawy naprawdę reformatorskie, które poparłaby PO wbrew populistom. Czy Jarosław Kaczyński zaryzykuje wojnę z nimi? Raczej nieprędko, bo najpierw trzeba zagospodarować radykałów - czytaj: przejąć ich elektorat.

To jednak ryzykowna gra. Nie wiadomo, kto kogo zdominuje. PiS balansuje na linie, grając o wszystko dla siebie. Może doprowadzić do populistycznej koalicji narodowo-radykalnej, w której nie wiadomo, kto będzie grał pierwsze skrzypce. Taki scenariusz wyłania się z ryzykownej misji oswajania radykałów zakreślonej w mrocznej mowie Kaczyńskiego. Nie chodzi tu o obrażanie poprzez porównanie z faszyzującym w II RP Obozem Narodowo-Radykalnym (ONR też wzywał do oddania przedsiębiorstw w polskie ręce i był przeciwnikiem zarówno kapitalizmu, jak i komunizmu). Należy się nam jednak wyjaśnienie szefa PiS, że manipulując Lepperem i LPR, do takiego zagrożenia nie dopuści. Przemilczanie tego brzmi złowrogo.

Sam z siebie premier Marcinkiewicz o populizmie nie zapomni. Nie zapomniał tuż przed głosowaniem nad wotum zaufania w Sejmie, gdy wieczorem odpowiadał na pytania zadane podczas debaty klubów, a potem przez prawie 170 posłów. Wbrew stawianym mu zarzutom wcale nie wycofał się z trzech milionów mieszkań w ciągu ośmiu lat. Powiedział jasno, że nadal jest na to szansa.

Równie jednoznacznie przyznał, że celem rządu nie jest przystępowanie do strefy euro. Twardy był tylko, gdy mówił, że nie można zagwarantować każdemu 800 złotych co miesiąc, czego żądają koalicjanci nie koalicjanci, bo rozsadziłoby to budżet. Ile takich chwil prawdy LPR z Samoobroną są w stanie przeżyć? Na razie chyba sporo.

Ciekawe, do czego premier nie odniósł się w dogrywce, choć zapowiedział pisemne odpowiedzi w ciągu dwóch tygodni. Nie odpowiedział na pytanie o losy wniesionego przez PiS projektu zakazu kandydowania do parlamentu osób z wyrokami (Lepper!). Czy będzie TKM przy zatrudnianiu w administracji?

Nie zareagował na sprostowanie byłego ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza, który zarzucił mu posługiwanie się w exposé złymi liczbami dotyczącymi policji. Premier mówił, że na 100 tysięcy policjantów tylko 8,5 tysiąca ma codziennie bezpośredni kontakt z obywatelami. Obiecał zwiększenie o 50 procent liczby funkcjonariuszy w służbie prewencyjnej. Kalisz, który jednak może się na tym trochę lepiej znać, twierdzi, że w prewencji pracują 54 tysiące, z czego dziennie na ulicach jest 30 tysięcy. Plus 32 tysiące z dochodzeniówki i 7 tysięcy w drogówce. Interesujące, kto ma rację. I prestiżowe. Podobnie Marcinkiewicz omija zarzuty, iż obiecuje to, co zrealizowali już poprzednicy, na przykład ułatwienia dla działalności gospodarczej.

To wszystko niedobrze wróży. Rząd już ma poważne kłopoty, choćby w polityce zagranicznej potraktowanej w exposé premiera wyjątkowo ogólnikowo. Rosyjska demonstracja siły - wydanie z błahych powodów zakazu importu mięsa i produktów roślinnych z Polski w chwili powoływania rządu przez Sejm - nie była przecież przypadkowa. I może się okazać bardziej dotkliwa i kosztowna niż trzymanie Aleksandra Kwaśniewskiego w przedpokoju Putina.

Równocześnie rząd Marcinkiewicza ujawnił w rozdanym posłom, a więc i dziennikarzom, programie, że staramy się o włączenie Polski do amerykańskiego programu parasola antyrakietowego. Wyszła z tego polska demonstracja siły wobec Rosji i Unii Europejskiej. Jeśli to był lapsus dyplomatyczny, trzeba było to powiedzieć. Ale rzecznik rządu już oskarżył dziennikarzy o kreowanie faktu medialnego. Naprawdę trudno się dziwić, że PiS i jego rząd mają tak fatalną prasę, także za granicą.

Cała władza w ręce Kaczyńskich

Rachunki koalicyjne pokazują, że do rządzenia PiS nie wystarcza tylko Samoobrona. Musi być jeszcze co najmniej trzeci - LPR lub PSL. Albo zamiast populistów rozważna Platforma, która mimo krytyki i poniżania, jakie teraz znosi, jest nadal gotowa do współrządzenia z PiS.

Z sondaży wynika, że PiS idzie do góry. Mali, czyli LPR i PSL, pod próg wyborczy. Będą więc posłuszni Kaczyńskiemu. A Lepper, któremu słupki stanęły? Na pewno nie przepuści życiowej szansy, jeśli dostanie ofertę wejścia do rządu, bo mogłaby się już nigdy nie powtórzyć. Dlatego tak skutecznie jest dziś trzymany pod parą. Jarosław Kaczyński na razie skutecznie lawiruje między populistami a rozważnymi, wzmacniając pozycję swojej partii. Jest to tym łatwiejsze, że do pomocy ma brata bliźniaka w newralgicznym miejscu. Konstytucja gwarantuje przetrwanie rządu mniejszościowego nawet do końca kadencji. Także rządu nieudolnego. Jeśli za rok Sejm nie uchwali budżetu, prezydent wcale nie musi rozwiązać parlamentu, rozpisując nowe wybory. Jedynie może. Lech Kaczyński postąpi tak tylko wtedy, gdy będzie to na rękę PiS.

Jedynym błogosławieństwem w naszej sytuacji jest to, że dzięki PO i SLD bracia Kaczyńscy nie mają dziś w Sejmie większości pozwalającej zmienić konstytucję. Wtedy kontrolowaliby już naprawdę wszystko. Dlatego Kazimierz Marcinkiewicz ma rację: należy się modlić. Ale bez kamer.

d2kfcnh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2kfcnh
Więcej tematów