Nie będzie nauki z pustymi brzuchami
Nie będzie nauki z pustym brzuchem. Nawet jeśli przepisy w sprawie szkolnych obiadów się nie zmienią, gmina będzie dotowała posiłki.
05.01.2005 | aktual.: 05.01.2005 08:52
Rodzice nie powinni się bać, że szkolne stołówki znikną a obiady zaczną kosztować krocie. Nawet jeśli nie ulegnie zmianie nieprzyjazny uczniom przepis, obowiązujący od tego roku, wrocławski samorząd znajdzie sposób, by nadal dopłacać do obiadów dla dzieci.
Czarne chmury nad szkolnymi stołówkami pojawiły się za sprawą luki prawnej. I choć we wrocławskim budżecie na 2005 rok były już zarezerwowane pieniądze na ich prowadzenie, okazało się, że przepisy nie pozwalają gminom na opłacanie pracy szkolnych kucharek oraz dofinansowywanie stołówek.
Zupa, drugie, deser - W naszej szkole obiad kosztuje trzy złote. Za tę niewysoką opłatę uczniowie mają dobrą zupę, drugie danie i jeszcze jakiś deser. Podwyżka ceny nie wchodzi w grę. To dzielnica, w której mieszkają niezamożni ludzie, nie będzie ich stać na to - mówi Alicja Brzozowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 109 przy ul. Inżynierskiej. - Czterdzieściorgu dzieciom posiłki finansuje MOPS. Dla niektórych to jedyne ciepłe jedzenie w ciągu dnia. Dyrektorzy szkół martwią się nie tylko tym, że uczniowie będą siedzieć na lekcjach z burczącymi brzuchami. Martwi ich też los zatrudnionych w kuchni osób.
Na stołówkę wydającą 80 obiadów przypada jeden etat, kolejne 40 porcji daje prawo do zaangażowania na pół etatu pomocy kuchennej. Połówki etatowe mają również szkolne intendentki, zaopatrujące kuchnię w produkty. - A my mamy katering. Smacznie gotują, wszyscy chwalą - mówi Ewa Czernuszewicz, wicedyrektor podstawówki nr 74 przy ul. Kleczkowskiej. - Obiad kosztuje 4,50. Do końca roku szkolnego nie musimy się bać, że cena się podniesie. Nie wszystkie kateringowane posiłki są tak tanie Jeśli wszystkie szkoły zlikwidują stołówki, zdane będą na różne gastronomiczne firmy. I to one będą wówczas dyktować warunki.
Prywatyzowanie kuchni - Urealnianie kosztów? Owszem. Jednak nie kosztem dzieci - mówi Lilla Jaroń, dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta we Wrocławiu. Wydział przed końcem roku zauważył, że z obiadami może być problem. Już wówczas dyrektor Jaroń zastanawiała się, czy można będzie tworzyć lokalne prawo, by o ciepłe posiłki w szkołach zawalczyć. Zwłaszcza, że są na to pieniądze w budżecie - 3 miliony złotych. - Zwróciliśmy się do Regionalnej Izby Obrachunkowej o zajęcie stanowiska, czy wystarczy zagwarantowanie środków w uchwale budżetowej na 2005r.
Zleciliśmy opinie prawne. Skoro jest wola finansowania stołówek, czemu przeszkodą ma być niedoskonałość prawna - zastanawia się dyrektor wydziału edukacji. - Może powstanie uchwała Rady Miejskiej? Może szansą na ratowanie tańszych obiadów są statuty szkół. Większość placówek ma w nich zapis, że prowadzi szkolną stołówkę, a uczniom zapewnia zdrowie i optymalne warunki rozwoju. Prawdopodobnie wtedy jednak smakołykami, przyrządzonymi przez szkolne panie kucharki, nie będą mogli za niższą cenę posilać się nauczyciele i pracownicy szkoły.
Kto zabiera obiady? Do końca zeszłego roku obiady w szkołach mogły być dostępne nawet dla mniej zamożnych rodzin (kosztowały kilka złotych dziennie), bo obowiązywały przepisy (z 1993 roku) zezwalające jednostkom samorządu terytorialnego dofinansowywanie stołówek szkolnych. Było możliwe dzięki przepisowi o udzielaniu uczniom szkół publicznych pomocy materialnej, świadczonej ze środków budżetu państwa lub gminy w formie m.in. posiłków w stołówce szkoły. Opłata wnoszona przez ucznia, niezależnie od statusu materialnego, równa była wysokości kosztów surowca przeznaczonego na wyżywienie. Do ceny posiłku nie były wliczane koszty zużycia energii, wody, wynagrodzenia kucharek. Za to płacił samorząd, jeśli to on prowadził szkołę.
Walka o tańszy kotlet O szkolne obiady upomniał się rzecznik praw dziecka. W wystąpieniu skierowanym 30 grudnia zeszłego roku do ministra edukacji narodowej i sportu zaapelował o podjęcie prac nad przywróceniem podstaw prawnych pozwalających na finansowanie przez jednostki samorządu terytorialnego stołówek szkolnych. - Ucierpią dzieci.
W wielu przypadkach najmłodsi pozbawieni zostaną możliwości skorzystania z łatwo dostępnego i taniego posiłku. Problem ten dotknie ok. 500 tys. uczniów, którzy obecnie jadają obiady w szkołach tj. 1/3 ogółu populacji dożywianych dzieci - mówi dyrektor Maciej Kaczmarek z biura rzecznika w Warszawie. - Niepokoi mnie to, że urzędnicy, kiedy zwracałem im uwagę na ten problem, byli zdziwieni. Mówili, że jeśli tak rzeczywiście się stanie, to trzeba będzie pewnie coś zrobić. To brak wyobraźni! Przecież w rządowym budżecie na 2005 rok nie ma żadnych zwiększonych środków na dożywianie.Jeśli nasze wystąpienie nie przyniesie żadnej reakcji, trzeba będzie przekonać posłów o konieczności nowelizacji ustaw. Chyba znajdzie się piętnastu wrażliwych parlamentarzystów?
Resort się pomiarkował? Ministerstwo edukacji narodowej i sportu w trybie pilnym przygotowuje rozporządzenie, które mogłoby naprawić prawny błąd z finansowaniem stołówek. Jeśli to gorączkowe działanie przyniesie efekt, to wszystko będzie tak, jak przed końcem roku, kiedy obowiązywały przepisy zezwalające przekazywanie gminom pieniędzy na etaty kucharek w szkołach. Teraz to nie jest możliwe bo od 1 stycznia prawo nie pozwala już na dofinansowanie stołówek, bo takiej formy pomocy nie wymienia. Według rzecznika MENiS, Mieczysława Grabianowskiego, to niedopatrzenie zostanie naprawione w ciagu kilku dni - nowe rozporządzenie dokładnie wskaże, jak gmina może dofinansowaćuczniów.
Barbara Chabior