Nie będzie komu pałować kiboli
Zniesienie poboru do wojska oznacza jednoczesną likwidację oddziałów prewencji policji.
Twardy orzech do zgryzienia ma policja przed piłkarskimi mistrzostwami Euro 2012 – w przyszłym roku ma być znowelizowana ustawa o powszechnym obowiązku obrony. Armia stanie się zawodowa, a pobór – zniesiony. Znikną więc także oddziały prewencji policji, bo składają się one głównie z funkcjonariuszy, którzy odrabiają w nich roczną służbę wojskową.
Jednym z najważniejszych ich zadań jest zabezpieczanie imprez masowych, w tym meczów piłkarskich. W Polsce służy około dwóch i pół tysiąca takich policjantów. W samej Warszawie, gdzie stanie największy stadion na Euro, blisko półtora tysiąca.
– Sytuacja będzie trudna, bo funkcjonariusze z prewencji pełnią też służbę wartowniczą przy placówkach dyplomatycznych, a także patrolują ulice. Niełatwo byłoby znaleźć chętnych do takiej pracy – wyjaśnia Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
Jak się dowiadujemy, Komenda Główna Policji, przewidując nadciągającą katastrofę, szykuje plan ratunkowy. Jest nim służba kontraktowa. Chętni podpisywaliby umowę o pracę na czas określony, najprawdopodobniej na trzy lata. Nie musieliby spełniać warunków, których wymaga się od kandydata na zwyczajnego funkcjonariusza (na przykład matura), przechodzić skomplikowanej rekrutacji wstępnej (badania, testy) ani kilkumiesięcznego przeszkolenia w szkole policyjnej. Z drugiej strony policjanci kontraktowi byliby pozbawieni większości przywilejów, na przykład emerytalnych, a także wypłat dodatków mundurowych.
Adam Rapacki, wiceszef MSWiA odpowiedzialny za policję, jest sceptyczny. – Oddziały prewencji powinny być całkowicie zawodowe – mówi „Przekrojowi” Rapacki. – Oczywiście wymagałoby to zwiększenia budżetu policji. Trwają na ten temat rozmowy z Ministerstwem Finansów – zapewnia.
Nawet jeśli policja wyrwie dodatkowe pieniądze na kontrakty, nie oznacza to, że automatycznie znajdą się chętni, by użerać się ze stadionowymi chuliganami. Już teraz policja ma około czterech tysięcy wakatów. Tu Adam Rapacki jest optymistą: – Pracownicy się znajdą, trzeba im tylko przedstawić atrakcyjne warunki.
Igor Ryciak