NFZ tnie wydatki, a Bartosz Arłukowicz milczy
Narodowy Fundusz Zdrowia ostro tnie w służbie zdrowia. W przyszłym roku w trudnej sytuacji będą osoby z zaćmą, obłożnie chorzy i pacjenci oddziałów ratunkowych. Ministerstwo Zdrowia nie reaguje na plany Funduszu, pisze "Metro".
09.12.2013 | aktual.: 09.12.2013 10:15
W liczbach wydatki na służbę zdrowia w 2014 r. będą podobne jak w tym roku: ok. 63,3 mld zł. NFZ zamierza jednak kupić za te same pieniądze leczenie większej liczby pacjentów. To oznacza, że za część usług chce mniej zapłacić szpitalom i przychodniom.
Fundusz będzie płacił o ponad jedną trzecią mniej za operacje usunięcia zaćmy. Zdaniem ekspertów NFZ przeszarżował, zmniejszając wycenę tak drastycznie, i może to być niebezpieczne dla pacjentów.
Cięcia czekają pielęgniarki, które przychodzą do domów obłożnie chorych. Takich pacjentów jest w Polsce 40 tys. Do tej pory NFZ płacił 21-26 zł za dzień opieki. Teraz zróżnicuje stawki: 21-26 zł za czynności medyczne (np. zastrzyki) i 8,5-12,5 zł za zabiegi pielęgnacyjne. Przy tak niskich stawkach pielęgniarki mogą zrezygnować z "mniej dochodowych" pacjentów.
NFZ chce też oszczędzać na opiece nad pacjentami korzystającymi w domu z respiratora (np. chorych na stwardnienie rozsiane)
- zapłaci 40 proc. mniej. I na szpitalnych oddziałach ratunkowych - żeby zarobić tyle co do tej pory, będą musiały przyjąć więcej pacjentów. To, że SOR-y już dziś nie wyrabiają z przyjmowaniem chorych, urzędników nie interesuje.
Gazeta pisze jak NFZ wydaje pieniądze. W 2012 r. (uznawanym za jeden z trudniejszych w służbie zdrowia) tak oszczędzał (przede wszystkim na refundacji leków), że nie wydał niemal 2 mld zł z ponad 60 mld zł budżetu. Szokują dane o leczeniu raka - chociaż co roku na nowotwory zapada 160 tys. osób, a prawie 100 tys. umiera, to w zeszłym roku NFZ wydał na leki stosowane w chemioterapii zaledwie 60 proc. z zaplanowanej kwoty.
Mimo takich niepokojących sygnałów, Ministerstwo Zdrowia nie reaguje. Minister Bartosz Arłukowicz nie zabiera głosu i w ogóle od kilku miesięcy nie pokazuje się publicznie, pisze "Metro".