"Newsweek": Jest dwóch Macierewiczów - jeden zapalczywy, drugi szarmancki
Antoni Macierewicz przechadza się sejmowym korytarzem w marynarce narzuconej na ramiona. Zatrzymuje się przy dziennikarce TVN24 i fachowo ocenia: – Ale pani ładnie w tych żółtych bryczesach. Wszyscy zadają sobie pytanie: „Wierzy czy nie wierzy?” - pisze "Newsweek".
– Parę miesięcy temu spotkałam go przed sejmem. Bardzo się spieszył, ale jak zagadnęłam go o kolejne smoleńskie rewelacje, to przystanął i zaczął mi wszystko spokojnie tłumaczyć. Nie dowierzałam, więc na koniec powiedział: „Pani Kasiu, jest pani jeszcze młoda i nie wie, do czego Rosja może być zdolna”. Jestem pewna, że mówił to szczerze - mówi Katarzyna Piekarska z SLD. Jeden z prawicowych rozmówców sądzi, że dar przekonywania, który ma Macierewicz, może mieć związek z jego młodzieńczymi marzeniami - kiedyś bardzo chciał zostać aktorem.
– Antoni ma fobię antyrosyjską, wszędzie widzi ruskich agentów – mówi Zygmunt Wrzodak, były poseł Ligi Polskich Rodzin, wieloletni znajomy Macierewicza. – W MSZ. Kiedyś powiedział mi, że Radosław Sikorski jest ruskim agentem. Doskonale to pamiętam. Był 2007 rok, dzień przed sejmowym głosowaniem nad wotum nieufności dla ówczesnego szefa MON Aleksandra Szczygły. Macierewicz zaprosił mnie do siedziby SKW przy Koszykowej, gadaliśmy ze cztery godziny, na najróżniejsze tematy. W pewnym momencie powiedział o Sikorskim tak: „W Afganistanie przejęły go sowieckie służby, dzięki temu uszedł stamtąd z życiem”. Ruskich agentów widział też w Giertychach, Janie Łopuszańskim.
Co Macierewicz mówił o braciach Kaczyńskich? - Nie mówił wprost, że to agenci, ale opowiadał mi kiedyś o ich rodzinnych powiązaniach ze wschodem. Wypominał, że w dzieciństwie jeździli na wakacje do Związku Radzieckiego, w okolice Odessy – twierdzi Wrzodak, który ma dobrą pamięć do takich oskarżeń, bo kiedyś też padł ich ofiarą. W 2005 r. podczas jednej z sejmowych debat zwymyślał go sam prezes PiS: „Ty ruski agencie, załatwimy cię”.
– Macierewiczów jest dwóch – tłumaczy Piekarska. – Jednego wszyscy znamy z konferencji prasowych: jest zapalczywy i radykalny. Drugi to ten prywatny. Szarmancki, serdeczny, erudyta, z niespotykaną atencją wobec kobiet. Tacy mężczyźni są dziś rzadkością. Abstrahując od tego, że nie zgadzam się z nim w sprawie Smoleńska, to rozmowy z nim są przyjemnością.
Prawicowy polityk: – Prywatnie go nie znam, ale po kilku latach współpracy z nim mogę określić go tylko jednym słowem: bydlę. Człowiek pełen obsesji, nieufności i jadu. Dopóki się z nim zgadzałem, wszystko było w porządku, ale gdy tylko się sprzeciwiłem, usłyszałem, że jestem agentem Tuska, piątą kolumną i zaprzańcem.
Jakim cudem jeden człowiek może mieć dwa tak różne oblicza? Raz być serdecznym starszym panem, a raz – potworem? Jeden z posłów PiS, do którego "Newsweek" zwrócił się z tym pytaniem, w odpowiedzi przytoczył to, co kilka lat temu sam usłyszał od Macierewicza: „Wartości materialne nie mają dla mnie znaczenia. Mogę spać nawet na podłodze, jest mi obojętne. Jedyne, co się dla mnie liczy, to władza”.
Źródło: Newsweek