Nazwał słynnego profesora "świnią" i wpadł
Ta historia to kolejny dowód na to, że w internecie nie jest się anonimowym. Słynny łódzki profesor doprowadził do zlokalizowania komputera, którego użytkownik nazwał uczonego "świnią, nie promotorem".
Okazało się, że komputer należy do schorowanego emeryta. Jednak niewybrednie zaatakowany w sieci profesor nie wierzy, że autorem wpisu jest emeryt. Dlatego w sądzie odstąpił od żądania kary dla sprawcy. A początkowo chciał 20 tys. zł na cele charytatywne.
- Nie czułbym satysfakcji z pognębienia starszego człowieka, ale w jego domu na pewno będzie się teraz zwracać uwagę, kto i w jakim celu korzysta z internetu - powiedział nam profesor Bogusław Śliwerski, wybitna postać polskiej pedagogiki.
Jak zaczęła się ta historia? Profesor naraził się na ataki w internecie, bo dużą wagę przywiązuje do studenckiej uczciwości. Za czasów swojej pracy dla Uniwersytetu Łódzkiego dał początek śledztwu w sprawie plagiatu popełnionego przez niedoszłą absolwentkę uczelni. Według profesora, w czerwcu 2008 r. podczas egzaminu magisterskiego studentka pedagogiki nie potrafiła odpowiedzieć na żadne pytanie komisji, a jej promotor - właśnie prof. Śliwerski, wykrył, że duże fragmenty pracy to kopie tekstów z witryn fachowej prasy. Sprawa plagiatu dotarła do prokuratury w lipcu 2009 r. Doniesienie złożył prof. Paweł Maślanka, prorektor UŁ ds. studenckich. Wówczas "Dziennik Łódzki" napisał artykuł poświęcony temu śledztwu, który trafił też na stronę internetową. Pod tekstem pojawił się komentarz tajemniczego "Jacka". Prof. Śliwerski przeczytał w nim o sobie, że jest "świnią, nie promotorem", ponadto autor wpisu zasugerował, że "pewnie dziewczyna nie pozwalała się podmacywać i stąd ten nagły atak zawodowej etyki".
Prof. Śliwerski złożył zawiadomienie do prokuratury. - Policja ustaliła, z którego komputera wysłano obraźliwy komentarz, a sprawa znalazła finał w Sądzie Rejonowym Łódź-Śródmieście - opowiada prof. Śliwerski.
Właścicielem komputera okazał się chory na cukrzycę emeryt po dwóch zawałach, dodatkowo w kiepskiej sytuacji materialnej. - Już podczas pierwszej polubownej rozprawy ten człowiek przeprosił mnie, że jego komputer został użyty do ataku na mnie - mówi Śliwerski. - Jestem przekonany, że obraźliwy komentarz zamieścił ktoś z młodszych krewnych, czy znajomych rodziny, a w takiej sytuacji trudno bym ciągnął tę sprawę.
Śledztwo w sprawie plagiatu w pracy magisterskiej na pedagogice UŁ zakończyło się umorzeniem. - Wobec braku znamion czynu zabronionego - informuje Monika Zduńczyk-Nowak, szefowa śródmiejskiej prokuratury.
Polecamy w internetowym wydaniu: www.lodz.naszemiasto.pl