Nawrocki kontra Tusk? Na razie trzy zero dla prezydenta [OPINIA]
Donald Tusk trafił na ostrego przeciwnika. Karol Nawrocki ma świetnie rozpoznane słabości premiera i potrafi na nich mocno zagrać. A Tusk jeszcze niewiele wie o nowym prezydencie i jego słabych punktach. Oznacza to, że spektakl mamy gwarantowany. Szkoda, że w takich, a nie innych okolicznościach geopolitycznych - pisze w Wirtualnej Polsce Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jeśli miałbym oceniać ostatnie dwa dni w kategoriach sportowych, to napisałbym, że prezydent prowadzi z premierem trzy do zera, z czego dwa gole strzelił sam sobie (nie bez pomocy otoczenia prezydenta i swojego) Donald Tusk, a trzeci wbił mu - w może nie najpiękniejszych stylu, ale i bez wysiłku, Karol Nawrocki.
Dwa samobóje Tuska
Pierwszy samobój to oczywiście ogłoszenie, że premier będzie uczestniczył w rozmowach z prezydentem Donaldem Trumpem, co później zostało zdementowane. Tej strategii informacyjnej nie sposób nie uznać za klęskę, bo nie jest dla nikogo tajemnicą, że polityka na linii USA-Polska od dawna prowadzona jest na poziomie prezydenckim, co oznacza, że jeśli nie ma się absolutnej pewności, że do jakiegoś spotkania dojdzie, to się tego nie ogłasza. A jak się ogłasza, a później prostuje, to strzela się - i to w gorącej politycznej atmosferze - samobója.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Duża grupa migrantów na granicy. Decyzja mogła być tylko jedna
Samobójem było także podsumowanie przez Tuska spotkania z prezydentem w ważnym momencie geopolitycznym krótkim tweetem o rodzinie.
"W jednym byliśmy z panem prezydentem zgodni w stu procentach: że mamy kochane rodziny i fantastyczne dzieci!" - napisał premier po spotkaniu z prezydentem. I jeśli potraktować to jako żart, to nie było on szczególnie śmieszny, a do tego pokazywał, że w istocie premier nie ma pomysłu na własną komunikację w sprawie relacji z prezydentem, co było drugim samobójem.
Jako samobója - ale wbitego także Polsce - można by potraktować treść tweeta. Dlaczego? Bo premier zasygnalizował, że w innych kwestiach zgody nie ma, i to w sytuacji, gdy w ciągu kilkunastu godzin będą się decydować kluczowe kwestie w przyszłości nie tylko Ukrainy, ale i naszej części Europy. Jeśli obce ambasady chciałyby wykorzystać ten przekaz, to znaczy on tyle: Polacy nie są w stanie dogadać się sami ze sobą. I choć zarówno kancelaria prezydenta, jak i premiera wydały swoje dużo rozsądniejsze komunikaty, w których podkreślają, że spotkanie było dobre i dotyczyło kluczowych spraw, to jednak komunikat premiera przypomina, że w Polsce prymat ma zawsze polityka wewnętrzna, i że konfliktem premier-prezydent będzie można skutecznie grać.
Gra z jedną niewiadomą
Trzeci gol wbił Tuskowi Karol Nawrocki, zmuszając go do czekania na siebie. Oczywiście z perspektywy protokołu nic takiego się nie stało, bo prezydent nie musiał witać premiera, a fakt kilkuminutowego spóźnienia można było wyjaśnić nawałem obowiązków. Tyle że scenę czekania premiera, jego chodzenia i spoglądania na zegarek, pokazały telewizje. Obrazy te zaś jasno pokazały, że ktoś jest w tej sprawie samcem alfa, a ktoś musi czekać. Tego rodzaju sygnał nie miałby większego znaczenia, gdyby nie atmosfera polityczna w Polsce, i gdyby nie fakt, że obaj panowie próbują i grają przed swoimi elektoratami rolę głównych rozgrywających, którzy umieją i potrafią przeczołgać współpracowników (czego ostatnio popis dał premier wobec minister Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz). I oto nagle okazuje się, że Tusk musi poczekać.
To nie jest dla niego dobry prognostyk, a wiele wskazuje na to, że w kolejnych dniach nie będzie lepiej. Powód jest zaś dość oczywisty. Karol Nawrocki jest - choć trochę już o nim wiemy - wciąż wielką enigmą. Donald Tusk i jego otoczenie nauczyło się przez lata skutecznie grać na emocjach Jarosławowi Kaczyńskiemu (a wcześniej Lechowi Kaczyńskiemu), a także - choć w tym nie byli tak dobrzy - w wykorzystywaniu wizerunkowych słabości Andrzeja Dudy, ale teraz mają przed sobą kogoś, o kim wiedzą bardzo niewiele, i z kim o wiele trudniej im będzie walczyć (dopóki nie znajdą sposobu).
Karol Nawrocki jest w o wiele lepszej sytuacji, bo choć jego doświadczenie polityczne jest mniejsze, to jego otoczenie świetnie zna słabości przeciwnika. I to będzie do bólu wykorzystywane, by pokazać, że w sporze prezydent-premier to Nawrocki jest górą.
Z tej perspektywy premier Donald Tusk jest doskonałym celem dla prezydenta Nawrockiego. To na jego tle będzie się on korzystnie wyróżniał, a coraz słabiej (kiedyś był w tym świetny) rozpoznający społeczne emocje Tusk będzie częściej strzelał samobóje. I już tylko to stawia przed koalicją rządową fundamentalne pytanie, czy nie powinni jak najszybciej wymienić premiera? Inna rzecz, że w Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk wyciął w zasadzie wszystkich poważnych kandydatów, a ten jeden jedyny (mowa oczywiście o Radosławie Sikorskim) słynie z "krótkiego lontu", który odpalać zapewne chcieliby politycy z Kancelarii Prezydenta. Jeśli więc ktoś mógłby stać się nowym premierem, to raczej ktoś z PSL, bo takiego polityka i Karolowi Nawrockiemu, i PiS byłoby nieco trudniej krytykować. Inna rzecz, czy taka decyzja zostałaby "kupiona" przez twardy elektorat Koalicji Obywatelskiej.
Co z tą Polską?
Tyle oceny czysto "sportowej". Teraz czas na głębsze pytanie, co z tego wszystkiego wynika dla Polski? Odpowiedź jest - czysto medialnie - dość prosta. W najbliższych miesiącach czeka nas emocjonujący spektakl, w którym ustawiane będzie od nowa wizerunkowe status quo, i w którym główni gracze będą nieustannie prowadzić wojnę podjazdową. To nawet by było bardzo ciekawe, gdybyśmy żyli i mieszkali w - bo ja wiem - niezagrożonej żadną poważną wojną Portugalii, a nie w państwie w zasadzie przyfrontowym, za którego granicą toczy się krwawa wojna, od której wyniku zależy także los Polski.
A jeśli dodać do tego fakt, że właśnie w dramatycznym tempie zmienia się geopolityczne status quo, głębokim zmianom podlega Unia Europejska, i że w tej sytuacji potrzebujemy spójnej, jednolitej polityka zagranicznej, to obraz tego, dlaczego ta "wojenka" nie powinna nas cieszyć, stanie się pełny.
Walka prezydenta z premierem, która dodatkowo wpisuje się w otwartą właśnie kolejną kampanię parlamentarną (której stawką są prawdopodobnie wcześniejsze wybory i to, kto będzie sprawował władzę) czyni Polskę - w trudnej dla nas i naszych sąsiadów warunkach - zdecydowanie słabszą. A widoczna gołym okiem rozgrywka będzie wykorzystywana w wojnie informacyjnej, którą z Polską toczy Rosja. Im szybciej więc skończy się wstępny etap spektaklu (a ktoś zdecyduje się nieco cofnąć) i ukształtuje jakaś przestrzeń wspólna, tym lepiej dla Polski.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".