Naukowa trzecia liga
"Nigdy w swej historii Polacy nie byli tak wykształceni" – cieszy się Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Z obiektywnych wskaźników wynika jednak, że nasze szkolnictwo średnie i wyższe dramatycznie odstaje od standardów zachodnich.
19.10.2003 12:12
Z wyjątkiem prawa i socjologii, łódzkie kierunki studiów nie wypadły dobrze w tegorocznych rankingach „Polityki”. Uniwersytecka ekonomia spadła na ósme miejsce, psychologia znalazła się na jedenastym miejscu, a informatyka na Politechnice Łódzkiej zajęła skromne dziewiętnaste miejsce.
To, że te ostatnie dwa kierunki nie błyszczą na firmamencie krajowej nauki, jest publiczną tajemnicą. Specjaliści radzą jednak traktować wyniki tego rankingu z ostrożnością. Gdyby do Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi przyjechał z wykładami Albert Einstein, nie poprawiłoby to pozycji tej uczelni w rankingu, gdyż Einstein publikował mało, uważając, że człowiek ma w życiu zaledwie kilka dobrych pomysłów. Osiągnięcia naukowe trudno jest mierzyć metodami ilościowymi.
– Jeżeli Państwowa Komisja Akredytacyjna, dysponująca pięciuset ekspertami, potrzebuje czterech lat na ocenę poziomu polskich uczelni, to jaką wartość może mieć ranking tworzony przez kilka osób w ciągu kilku miesięcy? – pyta prof. Andrzej Jamiołkowski, przewodniczący PKA.
Bieda akademicka
Naprawdę niepokojąco wypada porównanie polskich instytucji akademickich z uczelniami zachodnioeuropejskimi pod względem nakładów finansowych. W Polsce roczna dotacja przeliczona na każdego studenta wynosi około 6 tysięcy złotych. W Niemczech jest sześciokrotnie wyższa.
W ciągu ubiegłego dziesięciolecia liczba polskich studentów wzrosła cztery razy. "Polska przeszła z etapu elitarnego szkolnictwa wyższego do etapu masowego. Nigdy w swej historii Polacy nie byli tak wykształceni" – czytamy w strategii rozwoju szkolnictwa wyższego opracowanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Tymczasem w ślad za wzrostem liczby studentów nie poszedł odpowiedni wzrost liczby pracowników naukowych, a przede wszystkim nakładów na naukę, które podnosiły się przeciętnie o kilka procent, ale w niektórych latach nawet spadały. Innymi słowy, wzrost liczby studentów odbył się kosztem już istniejącej bazy naukowej.
W województwie łódzkim powstało kilkanaście prywatnych uczelni, a liczba studentów dawno przekroczyła 100 tysięcy. Przybyło jednak przede wszystkim studentów tych kierunków, których prowadzenie jest najtańsze i nie wymaga nowoczesnych laboratoriów czy drogich odczynników.
– Kształci się nieproporcjonalnie wielu ekonomistów czy menedżerów, a brakuje na przykład specjalistów w dziedzinie wysokich technologii. Ta struktura jest bardzo niekorzystna – ocenia prof. Jolanta Kulpińska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Brak środków na badania naukowe hamuje rozwój tych dziedzin, które mogłyby mieć największe znaczenie gospodarcze, jak biotechnologia, nanotechnologia, nowe materiały czy informatyka.
– Niektórych urządzeń używamy bardzo rzadko, gdyż nie mamy pieniędzy na odczynniki. Jeśli maszyna się zepsuje, brakuje pieniędzy na serwis. To wszystko nie tylko opóźnia nasze badania, ale jest poważnym utrudnieniem dla studentów przygotowujących prace magisterskie – mówi dr Agata Czyżowska, mikrobiolog z Wydziału Biotechnologii i Nauk o Żywności PŁ.
W internetowej bazie najczęściej cytowanych uczonych, opracowanej przez filadelfijski Instytut Informacji Naukowej ISI, znajdziemy kilkuset uczonych europejskich, ale nie ma wśród nich ani jednego Polaka. Zgłaszamy też bardzo niewiele patentów – w Niemczech na stu naukowców przypada ich szesnaście, u nas zaledwie trzy.
Te dane będą mniej dziwić, gdy uwzględni się kiepskie finansowanie badań oraz obciążenie naukowców zajęciami dydaktycznymi. Nisko opłacani uczeni dorabiają sobie wykładami w innych uczelniach i niewiele zostaje im czasu na pracę naukową.
– Na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie przeciętne obciążenie dydaktyką nie przekracza ośmiu godzin. Nie ma też tak wielkiego przymusu zdobywania kolejnych stopni naukowych, gdyż o pozycji danego uczonego decyduje przede wszystkim prestiż w środowisku. Miałem profesora, który nie zrobił habilitacji, ale był świetnym wykładowcą. Jego pozycja była niezachwiana – mówi dr Martin Sander, germanista z Berlina.
– U nas talent dydaktyczny nie jest doceniany – uważa pracownik naukowy z Uniwersytetu Łódzkiego, który wielokrotnie zwyciężał w plebiscytach studenckich na najlepszego wykładowcę.
Kolejka po książki
Wzrostowi liczby studentów nie towarzyszyła w ostatnich latach znacząca poprawa zasobności księgozbiorów. Uczelnie prywatne tworzą wprawdzie własne biblioteki z podstawowymi podręcznikami, ale na ogół ich studenci korzystają z istniejących zasobów książkowych uczelni publicznych lub z bibliotek miejskich.
– Nazwijmy rzecz po imieniu. Wiele uczelni prywatnych żeruje na tych bibliotekach i nie poczuwa się do tego, by je dofinansować – mówi Andrzej Gawroński, szef działu informacji naukowej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. J. Piłsudskiego.
Dziś do tych samych książek ustawia się w kolejce czterokrotnie więcej studentów, niż przed dziesięciu laty. A przecież biblioteki z naszego województwa były niedoinwestowane już w latach PRL, gdy państwo polskie nie posiadało dewiz. Brakuje w nich podstawowych dzieł wydawanych na przykład w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, często tych, które były na Zachodzie przedmiotem ważnych debat intelektualnych. Próżno na przykład szukać podstawowych dzieł poświęconych historii Holocaustu czy albumów mniej znanych artystów z Europy Zachodniej.
W księgozbiorach politechniki i uniwersytetu brakuje też wielu ważnych czasopism. Czy można sobie na przykład wyobrazić znajomość europejskiego życia literackiego bez lektury szacownego Dodatku Literackiego Times’a? By z niego korzystać, łódzki anglista czy literaturoznawca musiałby jeździć do Warszawy, Bydgoszczy lub Katowic.
Cisza na seminariach
Kaja Pawełek, 24-letnia łodzianka, studiuje historię sztuki na berlińskim Uniwersytecie Humboldta. Przyszła z Uniwersytetu Jagiellońskiego i nie musiała się wstydzić poziomu swojej wiedzy. Sale seminaryjne okazały się zatłoczone, a niemieccy studenci przedłużali sobie studia w nieskończoność. Ale nigdy nie miała problemów z dostępem do materiałów dydaktycznych, pracownicy naukowi byli stale do dyspozycji studentów i świetnie znali najnowsze prądy w sztuce, czego nie można było powiedzieć o profesorach z UJ. Poza tym system nauczania był znacznie mniej szkolny i premiował pomysłowość studenta.
– Tu panuje system referatów. By zaliczyć większość zajęć, trzeba napisać referat oraz obszerną pracę końcową, na dwadzieścia – dwadzieścia pięć stron. Decyduje jakość tej pracy, a nie wynik egzaminu. Poza tym studenci niemieccy znacznie chętniej zabierają tu głos w dyskusji – mówi Kaja Pawełek.
Podobne wrażenia z wizyt na uniwersytetach Europy Zachodniej odniosła prof. Jolanta Kulpińska.
– Nie zauważyłam różnicy w poziomie wiedzy, ale studenci różnili się aktywnością. U nas łatwiej prowadzić ćwiczenia niż seminaria. Innymi słowy, nasz student chętniej powtarza to, czego się nauczył, niż wymyśla coś nowego. Chciałam prowadzić seminarium na studiach doktoranckich, ale wszystko sprowadziło się do czytania referatów, bo dyskusji nie było – mówi prof. Kulpińska.
Zaczyna się w liceum
Zdaniem prof. Jolanty Kulpińskiej, słaba aktywność naszych studentów to wpływ szkoły średniej, w której mimo wszelkich zmian wciąż panuje „wkuwanie”. Po przeprowadzonych ostatnio badaniach Organizacji Współpracy i Rozwoju Ekonomicznego OECD prysł mit o wysokiej jakości naszego szkolnictwa, gdyż polscy uczniowie mają znacznie gorsze wyniki niż ich koledzy z krajów najbardziej rozwiniętych. W testach badających poziom umiejętności rozwiązywania problemów matematycznych nasi piętnastolatkowie sytuują się na 22. miejscu, a w testach na rozumienie tekstu pisanego aż na 24. miejscu.
Z testów OECD wynika, że najwyższą na świecie jakość kształcenia uzyskują szkoły fińskie, w których uczniom zostawia się sporą samodzielność, nie ma wielu zewnętrznych egzaminów, a wszystko opiera się na zaufaniu do kwalifikacji nauczyciela. Te zaś są wysokie – to cała tajemnica ich osiągnięć.
Paweł Spodenkiewicz