Nauczycielka japońskiego
60-letnia Yukari Ota od trzech miesięcy
mieszka w Tarnowskich Górach. Polska bardzo jej się podoba,
opowiada "Dziennikowi Zachodniemu". Niedawno, wracając z
Częstochowy, obserwowała zachód słońca. - Takie kolory pierwszy
raz widziałam. Słońce zachodziło, a wokół były zamarznięte pola -
Japonka szuka słów dla wyrażenia zachwytu.
31.12.2004 | aktual.: 31.12.2004 07:36
Ale dostrzega też minusy. Ludzie plują na chodniki, a skwery są pełne psich odchodów. W Japonii to się nie zdarza. Tam wszyscy mieszkańcy domu muszą się zgodzić, by sąsiad miał psa. No i herbata w Polsce jest zbyt gorąca! -_ Ale ludzie są tacy mili, ciepli -_ mówi.
Przyjechała na Śląsk, żeby uczyć japońskiego. Za darmo, jako wolontariuszka. Trafiła do nas dzięki pośrednictwu Mirosława Błaszczaka, byłego attache kulturalnego przy polskiej ambasadzie w Tokio, a teraz dyrektora Tarnogórskiego Centrum Kultury. -_ Dla niej to wielka przygoda. Na razie doskonale daje sobie radę._
Yukari uczy japońskiego dwie grupy. Z jedną spotyka się w piątki, z drugą w soboty. Podczas pierwszych lekcji każda z grup liczyła prawie dwie setki uczniów. W dużej szkolnej auli liceum nie było jej widać z ostatnich rzędów. Jest niziutka i ginie w tłumie. Teraz w piątki przychodzi 30 najwytrwalszych, a sobotnia grupa liczy około 60 osób.
Japonka chwali wszystkich, bo pilnie się uczą. Po każdej lekcji robi sprawdziany. Na wielu kartkach nie ma ani jednego błędu. Wielu uczniów opanowało już katakanę, jeden z japońskich systemów pisma, w którym znaki odpowiadają dźwiękom.
Yukari studiowała biologię, ale po wyjściu za mąż poświęciła się pracy w domu. Czwórka dzieci dorosła i wtedy postanowiła zrobić coś dla siebie. Trafiła do stowarzyszenia promującego japońską kulturę i język. Zaczęła uczyć obcokrajowców. Tak dotarła do Polski.