Nasz mózg nie lubi skarbonki
Trudno ci zaoszczędzić kilka złotych? Nie zwalaj na drożyznę i kryzys – największą przeszkodą jest twój własny umysł.
Oszczędzanie to mordęga. Odkładanie małych sum, by po miesiącach lub latach móc sobie na coś pozwolić, jest sprzeczne z ludzką naturą. Badanie przeprowadzone w styczniu 2008 roku w Stanach wykazało, że 40 procent osób robi noworoczne postanowienie dotyczące oszczędzania pieniędzy. Ten sam sondaż ujawnił jednak, że połowa podejmujących takie zobowiązanie porzuca je już po miesiącu!
– Według ekonomistów oszczędności to pieniądze, których nie zdołaliśmy wydać – mówi profesor Piotr Gasparski z Instytutu Psychologii PAN i Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa w Warszawie. – Nie konsumowaliśmy, nie mieliśmy nagrody. A dobrze wiadomo, że szybkie nagrody za określone działania wpływają na nasz mózg niesłychanie mocno. Niecierpliwość w wydawaniu pieniędzy jest silnym motywem zachowań. Dlatego oszczędzanie jest strasznie trudne: odkłada się na później frajdę, którą można by mieć teraz – wyjaśnia psycholog ekonomii. – Oszczędzanie jest nałożeniem wędzidła na chęć użycia, konsumpcji.
Komu lokatę, komu skarpetę?
Są ludzie, którzy potrafią i lubią oszczędzać. I tacy, którzy nie mogą się powstrzymać przed szybką konsumpcją. Dla nich ratunkiem pozostają kredyty. Doktor Herb Goldberg, autor książki „Szaleństwo pieniędzy: psychologia oszczędzania, wydawania, miłości i nienawiści do pieniędzy”, twierdzi, że jednym z motorów oszczędności jest lęk. Osoby, które boją się świata i widzą wszystko w czarnych barwach, zazwyczaj nie mają problemów z gromadzeniem środków. Odwrotnie niż ludzie zrelaksowani, towarzyscy i mający wysoką samoocenę.
Jeżeli jednak jesteście oszczędni, a wolelibyście nie widzieć w sobie odludka pesymisty, mam dla was inne wyniki badań. Psycholodzy z Uniwersytetu w Bonn stwierdzili dwa lata temu, że osoby o wyższej inteligencji są bardziej cierpliwe i lepiej kalkulują ryzyko. A to cechy niezwykle ułatwiające oszczędzanie. – Osoba oszczędzającego będzie różna w zależności od motywu, jakim się kieruje – uzupełnia profesor Gasparski. – Odkładający na czarną godzinę to zwykle ludzie o niskich dochodach i starsi. Ci, którzy oszczędzają, by zainwestować, zarobić, są zwykle młodzi, prężni i bogatsi. Mówi się też, że oszczędność zależy od wieku. Młody zazwyczaj nie ma nic i musi się zadłużać, starszy ma już wszystko i może sobie oszczędzać – mówi psycholog.
Pierwszy rok bez opłat
Rozpoczęcie oszczędzania w późniejszym etapie życia tylko częściowo może wynikać z zaspokojenia młodzieńczych potrzeb. Być może wcześniej po prostu odsuwamy od siebie tę konieczność tak długo, jak się da? Widać to dobrze w USA i Kanadzie, gdzie nie ma obowiązkowego ubezpieczenia emerytalnego. O momencie rozpoczęcia zbierania na emeryturę decyduje sam zatrudniony. Kilka lat temu naukowcy z Harvard University i firmy Hewitt Associates przebadali pracowników różnych zakładów. Okazało się, że tylko 45 procent 20-latków odkłada na emeryturę, wśród 30-latków już dwie trzecie, a spośród pracowników po pięćdziesiątce – ponad 72 procent. Młodszym wyraźnie wydaje się, że jeszcze zdążą, i szkoda im rozstawać się z wyższą kwotą do ręki (Ten sam mechanizm sprawia, że jesteśmy podatni na oferty kredytów i abonamentów typu „pierwszy rok gratis”. Jeśli już mamy płacić, niech to się wydarzy później). Odległe terminy zdecydowanie utrudniają podjęcie oszczędnościowych decyzji – tylko co trzeci pracownik zaczyna zbierać
pieniądze na jesień życia w ciągu pierwszego kwartału w nowej pracy. Hm, a co będzie, gdy pojawi się jakaś bliższa perspektywa? W ramach eksperymentu w badanej przez psychologów firmie wprowadzono obowiązek podjęcia decyzji o oszczędzaniu (lub nie) podczas pierwszych trzech miesięcy zatrudnienia. Efekt był zdumiewający – odsetek odkładających pieniądze wzrósł ponaddwukrotnie.
Naucz swój umysł oszczędności
Psycholodzy i doradcy inwestycyjni proponują kilka sztuczek, żeby okiełznać nasz konsumpcyjny umysł i zmusić go do oszczędzania.
Pierwsza metoda: automatyzacja procesu. Dajemy stałe zlecenie obciążania naszego konta lub pensji niewielką kwotą, która będzie zasilać nasz fundusz oszczędnościowy lub inwestycyjny. Niewielkie uszczuplenie budżetu przestaje boleć już po kilku miesiącach, bo się przyzwyczajamy, a przede wszystkim nie musimy co miesiąc podejmować świadomej (a trudnej) decyzji.
Propozycja druga: oszczędzanie na konkretny cel, powiedzmy na egzotyczną wycieczkę. Przypominajmy sobie o niej jak najczęściej, wtedy trudniej zwątpić w sens oszczędzania. Zdjęcie wyspy z palmą przyklejamy na lodówce, wieszamy nad biurkiem i ustawiamy jako tapetę w komórce. Zapisujemy się na listę dyskusyjną o Hawajach i prenumerujemy pismo podróżnicze.
Jeśli chodzi o oszczędzanie „na wszelki wypadek”, na emeryturę i inne, mniej namacalne cele, to polecam sprytną metodę zastępczych przyjemności. Przy każdej racie oszczędnościowej odkładajmy małą sumkę na rozrywkę czy drobne zakupy. Możemy ją beztrosko przepuścić z okazji każdego zasilenia konta oszczędnościowego „prawdziwymi” pieniędzmi. Mózg ma swoją nagrodę, a my za kilka lat będziemy mieli konkretne fundusze.
– To dobry pomysł – uważa profesor Gasparski. – Wynika z tak zwanej teorii perspektywy opracowanej przez Daniela Kahnemana i Amosa Tverskiego, którzy zdominowali psychologię ekonomiczną. Ich teoria mówi między innymi, że łączenie strat i zysków sprawia, iż strata jest odczuwalna jako mniejsza.
Niezależnie od metody najważniejsze, żeby nie przesadzić z zarabianiem i oszczędzaniem. Naukowo potwierdzono przysłowie, że same pieniądze szczęścia nie dają. Dają jedynie satysfakcję, a nastrój poprawiają głównie w młodości, gdy wchodząc w życie, mamy mnóstwo potrzeb. Zarabianie dużych pieniędzy, ich inwestowanie, zabezpieczanie i tak dalej zabierają mnóstwo czasu i kosztują wiele stresu. Ani się człowiek obejrzy, jak zacznie zapominać o rodzinie, znajomych i rozwijaniu ukochanej kolekcji znaczków. Pamiętajcie, że John Rockefeller (z „tych” Rockefellerów) miał powiedzieć: „Kto jest najbiedniejszy na świecie? Ten, kto nie ma nic oprócz pieniędzy”.
Piotr Kossobudzki