Nastolatki na tle "samobójstwa" - szokujący spot
TVP, TVN i Polsat nie mają powodów, by odmawiać dziennikowi "Gazeta Polska Codziennie" emisji jego spotów reklamowych - uważa Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Stacje tłumaczą, że jeden spot narusza Kodeks Wyborczy i etykę reklamy, drugi dopuszczają warunkowo. W spocie występują młode osoby na tle haseł takich jak "Mord w dziwnych okolicznościach" czy "Samobójstwo", nawiązujących do śmierci znanych osób, które zdaniem nowej gazety nie zostały należycie wyjaśnione.
Zdaniem ekspertów z Fundacji, odmowa telewizji budzi "poważne zastrzeżenia w kontekście standardów wynikających z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka". Rzecznik rząd Paweł Graś określi spot jako "plugawy".
Pierwszy numer dziennika "Gazeta Polska Codziennie" ma ukazać się w piątek. Tworzyć ma go redakcja tygodnika "Gazeta Polska" i dziennikarze portalu Niezależna.pl. Nowe pismo będzie tabloidem. - W stosunku do istniejących już na rynku podmiotów, "Gazetę Polską Codziennie" odróżniać będzie treść. Sfera plotkarska będzie ograniczona do życia politycznego, nie interesuje nas prywatne życie celebrytów, chyba że będzie zahaczało o sprawy publiczne - tłumaczy Sakiewicz. W piśmie rozbudowany będzie także dział sportowy, z myślą o kibicach.
W ubiegłym tygodniu TVP poinformowała, że nie wyemituje jednego z dwóch reklamujących ją spotów, bo w ocenie prawników stacji może on zawierać elementy agitacji wyborczej. Taką samą decyzję podjął Polsat, zaś TVN poinformowała, że sprzedała już czas reklamowy, w którym miałby się on pojawić. - Jeżeli z jednej strony nam się zarzuca, że publikujemy listę osób nieżyjących, a z drugiej, że prowadzimy agitację wyborczą, to mamy do czynienia z jakimś czarnym horrorem. Nigdy nie słyszałem, żeby osoby zmarłe kandydowały - ironizuje redaktor naczelny nowego pisma Tomasz Sakiewicz.
W sprawie wypowiedziała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka; w opinii jej wiceprezesa dr. Adama Bodnara i eksperta prawnego fundacji dr. Ireneusza Kamińskiego nie ma powodów, by uznać spoty za naruszające Kodeks Wyborczy, m.in. dlatego, że nie ma tam wezwania, a nawet sugestii, by zagłosować na konkretną partię polityczną.
Spoty "Gazety Polskiej Codziennie"
W niedopuszczonym do emisji spocie młody człowiek wymienia nazwiska znanych publicznie osób, które popełniły ostatnio samobójstwo lub zginęły w niewyjaśnionych okolicznościach, m.in. Andrzeja Leppera, Grzegorza Michniewicza, Wojciecha Franiewskiego, Roberta Pazika i Sławomira Kościuka. Lektor mówi też, że były członek PO zamordował pracownika PiS, przypomina - bez wskazania autora - słowa o "dorzynaniu watahy" i dodaje: "Przyjrzyj się bliżej rządom miłości Donalda Tuska". Młody człowiek mówi: "Ani jednego śledztwa dziennikarskiego". Wszystko kończy się wezwaniem: "chcesz żyć w demokracji? Patrz na ręce władzy".
Redaktor naczelny odpiera zarzuty: w spocie niczego nie sugerujemy!
Redaktor naczelny nowego dziennika Tomasz Sakiewicz odpiera zarzuty wobec reklamówki: - Nic nie jest ukryte w naszym spocie, mówimy wprost: trzeba rozwiązywać niewyjaśnione zagadki z życia publicznego, po to, by nie rodziły się domysły. My to będziemy robić. Odwołujemy się do najbardziej podstawowego obowiązku dziennikarskiego.
- Znałem tego człowieka (Grzegorza Michniewicza) od 1998 roku i przywoływanie jego nazwiska w tym kontekście uważam za plugawe. To był wspaniały człowiek i apolityczny urzędnik. Ma dwójkę dzieci (...), może warto zapytać dzieci osoby wymienianej w tej reklamówce, czy uważają ze to etyczne - napisał na Twitterze rzecznik rządu Paweł Graś.
Drugi ze spotów - nawiązujący do tematyki podsłuchów i inwigilacji - wyemitują TVP i Polsat, jednak warunkowo. Telewizje zastrzegły sobie prawo do wstrzymania emisji w przypadku zgłoszenia zastrzeżeń ze strony Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Fundacja Helsińska: spoty nie naruszają Kodeksu Wyborczego
- Do uznania materiału za wyborczy nie wystarcza to, że spot jest krytyczny wobec sprawującego władzę rządu oraz premiera, jak również że znajdujemy się właśnie w czasie kampanii wyborczej - oceniają eksperci Fundacji. Ich zdaniem w przeciwnym wypadku krytykę rządu, ale i jego politycznych adwersarzy mogłyby wypowiadać tylko "zarejestrowane komitety wyborcze", a okna reklamowe zostałyby zamknięte na kilka tygodni dla krytyki pochodzącej od innych ugrupowań politycznych (w tym ugrupowań nieuczestniczących w wyborach), organizacji i zwykłych obywateli.
"Standardy właściwe demokratycznemu społeczeństwu wymagają wręcz czegoś innego: dopuszczenia w okresie przedwyborczym możliwie najbardziej swobodnej i pełnej debaty publicznej. Nawet jeśli krytyczny głos jest budowany na słabych czy niewystarczająco umotywowanych argumentach, w dojrzałej demokracji reakcja nie powinna polegać na eliminowaniu wypowiedzi, lecz na udzieleniu na nią merytorycznej odpowiedzi. Rzeczą naturalną w demokracji jest posługiwanie się częstokroć ostrymi, wyrazistymi i niepokojącymi sformułowaniami oraz środkami ekspresji, co może czasami rodzić zastrzeżenia, ale wyłącznie z punktu widzenia etyki i estetyki" - napisali autorzy opinii.
Przyznają oni, że wg prawa prasowego media mogą odmówić przyjęcia reklamy do publikacji, gdyby naruszało to obowiązujące prawo bądź zasady współżycia społecznego. Decyzja o odmowie opublikowania reklamy nie może poprzestawać na ogólnym powołaniu się na sprzeczność z prawem bądź zasadami współżycia społecznego, lecz musi precyzyjnie wskazać, który przepis bądź zasada zostały naruszone i w jaki sposób. W ocenie HFPC odrzucony spot reklamowy trudno zakwalifikować jako agitację wyborczą, przez którą Kodeks Wyborczy rozumie "publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego". Jednocześnie Kodeks Wyborczy określa, że materiałem wyborczym jest "każdy pochodzący od komitetu wyborczego upubliczniony i utrwalony przekaz informacji mający związek z zarządzonymi wyborami" - przypomnieli.
Bodnar i Kamiński uznali też, że odmowa telewizji budzi "poważne zastrzeżenia w kontekście standardów wynikających z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka" i przywołują wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ze Strasburga, który konsekwentnie uznaje to za ograniczenie gwarancji swobody wypowiedzi. "Reklamodawca został istotnie pozbawiony możliwości dotarcia ze swoim materiałem do potencjalnych adresatów" - uważają.