Narodowe Centrum Sportu - rządowy pic na wodę
Rząd obiecał wybudować w Warszawie Narodowe Centrum Sportu. I - według "Pulsu Biznesu" - zapomniał. Aktualne fundusze to... 3 mln zł, czyli nic.
Wielofunkcyjny stadion na 70 tys. widzów, hala widowiskowo- sportowa na 15 tys., kryta pływalnia na 4 tys. Do tego hotel, restauracje, sklepy, centrum kongresowe. Wszystko spełniające światowe standardy i przystosowane do organizacji międzynarodowych imprez. Premier Jarosław Kaczyński już na starcie swojego rządu uznał budowę Narodowego Centrum Sportu na terenie warszawskiego Stadionu Dziesięciolecia za jeden z priorytetów. W październiku 2006 r. zapewniał: Mam dobrą wiadomość. Są na to pieniądze. Sęk w tym, że ich nie ma.
Inwestycja zaplanowana na lata 2007-10 ma kosztować 1,225 mld zł. Zdecydowaną większość (825 mln zł) miał pokryć Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej, zasilony wpływami z nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Pracuje nad nią zespół przedstawicieli ministerstw finansów, skarbu i sportu.
W projekcie noweli, do którego dotarł dziennik, próżno jednak szukać wpływów na poziomie 275 mln zł rocznie, a takie są potrzebne, by zebrać wymaganą kwotę.
Dziś fundusz zarządza pieniędzmi ze specjalnych dopłat do gier liczbowych i loterii, urządzanych przez Totalizatora Sportowego, np. w Dużym Lotku do zakładu za 1,60 zł klient dopłaca 40 groszy. Jarosław Kaczyński, Tomasz Lipiec, minister sportu i urzędnicy resortu finansów zapowiadali, że nowe pieniądze trafią do FRKF dzięki dopłatom z nowych gier: internetowych i wideoloterii.
W teorii wygląda to dobrze. Tyle że nowelizacja ustawy hazardowej, tak jak wszystkie wcześniejsze, może w Sejmie zostać drastycznie zmieniona - mówi przyjazny TS ekspert rynku hazardowego. (PAP)