Narcyz kontra mędrzec
Włoska polityka to chaos, ale bardzo przewidywalny. W trwających właśnie wyborach kolejne wcielenie tamtejszej lewicy próbuje pokonać wiecznie młodego, 71-letniego Silvia Berlusconiego.
Znów przyjechał! Blisko trzygodzinne oczekiwanie w promieniach wiosennego, popołudniowego słońca dobiegło końca. W tym czasie ludzie zebrani na Piazza della Rotonda przed rzymskim Panteonem jedli lody, słuchali zespołów rockowych i przedmówców, dzierżąc w dłoniach flagi z napisami „Berlusconi Presidente”. Około szóstej po południu na placu rozległ się nowy hymn włoskiej prawicy. To dramatycznie brzmiąca pieśń, z powtarzającym się refrenem: „Presidente siamo con te – meno male che Silvio c’e”, co oznacza „Przewodniczący, jesteśmy z Tobą – na szczęście mamy Silvia”.
Chwilę później jest już na scenie. Berlusconi, Silvio, mały Cavaliere, który ucieleśnia wielkie fantazje milionów Włochów. 71-letni podstarzały człowiek w ciemnej marynarce i czarnej rozpiętej koszuli wypina pierś do przodu, dotyka dłońmi klap marynarki, szczerzy zuchwale zęby, prezentując uśmiech zwycięzcy, i krzyczy do tłumu: Dobrze trafiłem na imprezę? Okrzyki radości fanów uniemożliwiają przewodniczącemu Ludu Wolności kontynuowanie przemówienia. W końcu wznosi ręce ku niebu i z udawaną pokorą zwraca się do tłumu: W takim razie muszę znowu zostać premierem.
Bohater odrodzenia
Kilka dni wcześniej, kilkaset kilometrów na północ, w Teatro Giacosa w górskiej miejscowości Aosta rozbrzmiewa wyborczy hymn włoskiej lewicy. „Mi fido di te”, „Ufam tobie” – taki tytuł nosi przebój piosenkarza Jovanottiego. Na scenę wstępuje mężczyzna z siwymi, zwichrzonymi włosami, w okrągłych okularach intelektualisty, ubrany w błękitnoszary garnitur. Przestępuje z nogi na nogę i zaciska dłonie. Krótko po tym odzywa się swoim niskim, dźwięcznym głosem: Skończyły się czasy gagów i utarczek. Włochy muszą podjąć decyzję, czy chcą się stać normalnym europejskim krajem, czy w dalszym ciągu będą zachowywać się tak, jak na przestrzeni ostatnich 15 lat.
Przemawiający to 52-letni Walter Veltroni – były komunista, czołowy kandydat utworzonej w ubiegłym roku umiarkowanej Partii Demokratycznej i samozwańczy bohater „odrodzenia” włoskiej polityki. Przystępnie, z retoryką godną profesora wylicza zebranej publiczności bolączki kraju: nadmuchana kasta polityków, niskie zarobki, słaba infrastruktura, stagnacja. Apeluje do poczucia wspólnoty i dumy narodowej Włochów, zwraca się do „tego wspaniałego kraju i jego cudownych obywateli”. Później dodaje: Niestety w ostatnim czasie Włochy nieco się pogubiły i muszą się odnaleźć. Veltroni chce sprowadzić kraj na dobrą drogę. Ale najpierw musi pokonać Berlusconiego.
Stefan Ulrich
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".