Basta! Czas na kolejny krok: bezwzględny zakaz dla wszystkich Rosjan [OPINIA]
Sankcje nałożone na Rosję są ciągle za słabe, nie robią takiego wrażenia jak powinny. Czas poszerzyć ich katalog. Najlepiej zacząć od zakazu wjazdu dla Rosjan na zachód Europy.
Aż trudno uwierzyć, że wielu Rosjan w szóstym miesiącu wojny, jak gdyby nigdy nic, dalej jeździ na Zachód na wakacje. Argumenty przeciwników objęcia ich zakazem wjazdu – przede wszystkim Berlina – są zbudowane na fałszywych przesłankach.
Europa pełna Rosjan
Jedną ze sztandarowych atrakcji turystycznych Londynu jest zmiana warty przed Pałacem Buckingham. Każdego dnia latem o godz. 11 ogrodzenie siedziby Elżbiety II jest szczelnie otoczone wianuszkiem gapiów chcących zobaczyć, jak znoszą rekordowe upały gwardziści królowej w charakterystycznych włochatych czapach na głowie. Tłum międzynarodowy, ale wśród mieszających się języków łatwo wyłapać rosyjski. I w sumie nie wiadomo, co w tej sytuacji bardziej zaskakuje: czy fakt, że słychać go równie często jak francuski, hiszpański, polski, czy fakt, że nikomu to nie przeszkadza.
Tak też jest w innych dziedzinach. Po agresji Rosji na Ukrainę właściwie tylko w sporcie pojawiły się różne działania wykluczenia zawodników reprezentujących Putina – i też z mieszanymi efektami. W innych obszarach życia zmieniło się bardzo niewiele. Przykład? Choćby świat muzyki poważnej. Koncertmistrzem (pierwszymi skrzypcami) orkiestry w londyńskiej Royal Opera and The Royal Ballet jest Sergiej Lewitin – zresztą wśród członków tej orkiestry roi się od rosyjskich nazwisk. Główny dyrygent berlińskiej filharmonii to Kirył Petrenko (choć on w jednym oświadczeniu odciął się od wojny). Elena Stikina będzie Toscą w jesiennym sezonie słynnej Opera Garnier w Paryżu, z kolei w filii tej opery w Bastylii tenor Dimitri Korczak wystąpi w "La Cenerentola" według Rossiniego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przykłady tylko pierwsze z brzegu, wierzchołek góry lodowej, pokazujący, jak głębokie korzenie zapuścili Rosjanie w Europie Zachodniej – i jak niewiele się w tej kwestii zmieniło w wyniku wojny. Owszem, dużą część prominentnych Rosjan objęto zakazami wjazdu. Zajęto jachty rosyjskich oligarchów, zamrożono część ich aktywów i posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu. Roman Abramowicz musiał pozbyć się klubu Chelsea. Wszystko to były ruchy mocne, zdecydowane, ważne, jasno pokazujące, kto jest dobry, a kto zły w tej sytuacji. Symbol wsparcia Europy dla Ukrainy, narzędzie ukarania Rosjan za ich zbrodnie wobec Kijowa i prawa międzynarodowego. Tylko że dziś widać, że te działania większego efektu nie dały – w tym sensie, że reżimem Putina one nie zatrzęsły, na zwykłych Rosjanach też nie zrobiły większego wrażenia. Pod tym względem życie toczy się w dużej mierze tak jak dawniej.
Wina i kara
Dlatego najwyższa pora, żeby społeczność Zachodu zmieniła takt. Aż trudno uwierzyć, że ciągle rosyjski tak powszechnie słychać w centrum Londynu – albo że dochodzi do takich sytuacji jak ta, która miała miejsce kilka dni temu w austriackim Salzburgu, gdzie Rosjanka prowokowała dwie Ukrainki, śpiewając: "Rosja zwycięży" i je wulgarnie obrażając. W tym sensie hasło "nigdy więcej" nabiera bardzo praktycznego wymiaru. Przecież tego typu sytuacji bardzo łatwo uniknąć: wystarczy uniemożliwić Rosjanom wjazd na zachód Europy.
Tego typu zakaz udało się wprowadzić dla połączeń lotniczych z Rosją. Kraje europejskie zamknęły swoją przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów i w dużej mierze zdał on egzamin. Dlatego czas iść dalej. Unia Europejska powinna oficjalnie zakazać wydawania wiz schengeńskich obywatelom rosyjskim – i zsynchronizować swoje działania z tymi państwami, które do Strefy Schengen nie należą. Nie powinno być to trudno, w końcu Rumunia i Bułgaria jest w UE, Wielka Brytania w NATO. Są płaszczyzny kooperacji, drożne kanały komunikacji. Wystarczy tylko ich użyć.
Bo teraz mamy zabawę w kotka i myszkę. Część krajów UE wiz Rosjanom nie wydaje, część (Finlandia, Bułgaria) odwrotnie. A Rosjanie wykorzystają luki w systemie i bawią się jak zwykle. Mimo że jest to zabawa na grobach Ukraińców.
Dyskusja o zakazie wjazdu do Europy dla Rosjan trwa już na szczeblu Rady Unii Europejskiej. Tyle że nie ma dla tego zakazu jednomyślnego poparcia. Najgłośniej przeciwko niej protestują Niemcy. "To nie jest wojna Rosjan, tylko wojna Putina" – skomentował propozycję takiego zakazu Olaf Scholz na konferencji prasowej. Trudno o bardziej odwracający kota ogonem argument. Owszem, to jest wojna Putina – ale też wojna Rosjan. Wystarczy poczytać w mediach społecznościowych jak zwykłych obywateli Federacji Rosyjskiej cieszą jakiekolwiek sukcesy na froncie, jak bardzo nienawidzą oni Ukraińców, jak bardzo głodni są zwycięstwa, sukcesów. To jest baza, na której swoje poparcie zbudował Putin.
Rosyjski przywódca obiecał Rosjanom współczesną wersję chleba i igrzysk – stabilizację i posmak bycia mocarstwem. I to działa. Wojna trwa niemal sześć miesięcy, a Rosjanie ciągle nie widzą w niej nic złego. I dopóki to się nie zmieni, dopóty Putin będzie mógł swobodnie przesuwać sobie granicę między państwami – tak jak wcześniej zrobił w Gruzji, na Krymie w 2014 r., jak próbuje teraz w Donbasie.
Dlatego właśnie Scholz stawia głęboko fałszywą diagnozę sytuacji. Tu nie ma mowy o żadnej odpowiedzialności zbiorowej. Rosjanie wcale nie będą płacić za błędy Putina. Wreszcie zaczęliby ponosić konsekwencje błędów własnych. Bo oni są również współodpowiedzialni za to, co się stało 24 lutego. Oczywiście, wina Putina jest dużo większa, zawsze szef ponosi gros odpowiedzialności za błędy. Ale to nie zwalnia zwykłych Rosjan z winy. A wina nie powinna być bez kary – choćby tak symbolicznej jak zablokowanie dla nich wiz schengeńskich.
Czytaj też: Wybuchy na Krymie. Jednostka wojskowa w ogniu
Wprowadzenie zakazu wjazdu za granicę dla Rosjan byłoby także wywarciem na nich presji. I jej poziom powinien ciągle rosnąć. Na samym zakazie wyjazdu na Zachód nie powinno się skończyć. Dobry pomysł przedstawił łotewski prezydent Egils Levits, który zaproponował, żeby pozbawiać Rosjan żyjących w krajach UE prawa stałego pobytu. To powinien być kolejny krok po zablokowaniu wyjazdów obecnym mieszkańcom Federacji Rosyjskiej. Bo jednak wygląda to kuriozalnie, gdy cała Europa wspiera Ukraińców, ale wieczorem w filharmonii słucha smyczków w wykonaniu Rosjan albo podziwia głosy tamtejszych solistów.
Rosyjska kultura – jak zresztą wszystko inne w Moskwie – to element tamtejszego porządku, a nie byt sam w sobie, niezależny od Putina, Szojgu i pozostałych Ławrowów. Na Kremlu wszystko tworzy system naczyń połączonych. Rolą Zachodu jest to nazwać po imieniu – a później po kolei te naczynia porozdzielać. Im szybciej, tym lepiej.
Agaton Koziński