Świat"Najsłynniejszy lew" nie żyje. Wyglądał jak Skaza z "Króla Lwa"

"Najsłynniejszy lew" nie żyje. Wyglądał jak Skaza z "Króla Lwa"

Miał być najsłynniejszym lwem na świecie. Scarface z rezerwatu Mara nie żyje. Kenijski rezerwat poinformował o tym w mediach społecznościowych.

"Najsłynniejszy lew" nie żyje. Wyglądał jak Skaza z "Króla Lwa" / Na zdjęciu lew Scarface w 2018 roku.
"Najsłynniejszy lew" nie żyje. Wyglądał jak Skaza z "Króla Lwa" / Na zdjęciu lew Scarface w 2018 roku.
Źródło zdjęć: © East News
oprac. MRM

18.06.2021 22:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"O godz. 13 czasu lokalnego Scarface po raz ostatni zaczerpnął powietrza. Umarł w spokoju, bez niepokojenia przez samochody i hieny. (...) Mara stracił kolejnego ze swoich wielkich, kultowych samców. Niech jego legenda żyje wiecznie" - przekazano w mediach społecznościowych.

Rezerwat Masai Mara zamieszkuje niecałe tysiąc lwów. Turyści przybywający do Kenii chcieli zobaczyć jednak Scarface'a. Jeden ze szkockich fotografów, George Logan nazywał go "gwiazdą rocka z Mara".

W chwili śmierci miał czternaście lat. To rekord w przypadków lwów żyjących na wolności. - Miał wyjątkowo dużą grzywę, która sprawia, że lwy są bardziej atrakcyjne dla samic. Był całkiem wyjątkowy i długo utrzymywał się na szczycie z tym swoim szalonym wyglądem i wielką osobowością - wspominał Logan w rozmowie z "Guardianem".

Swoje imię zawdzięczał walce o terytorium. W 2011 roku wraz z innymi młodymi lwami zawalczył ze starymi samcami z tzw. Dumy Bagien. Pamiątką po tym zdarzeniu była blizna na prawym oku.

- Nawet pod koniec życia przeciwstawił się logice, ciągnąc się 25 km w kierunku swojego pierwotnego terytorium, blisko miejsca, w którym się urodził. Obawialiśmy się najgorszego, gdy zobaczyliśmy go w pobliżu lwów z koalicji Salas, trójki najbardziej okrutnych młodych samców w Mara. Lecz te z szacunkiem pozwoliły mu zostać, nawet gdy warknął na nie wyzywająco - przekazał w brytyjskiej gazecie Logan.

Źródło: "The Guardian"/"Gazeta Wyborcza"

Komentarze (6)