PolskaNajpierw mówią, POtem myślą?

Najpierw mówią, POtem myślą?

Najpierw była likwidacja KRUS i szybkie wygumkowanie jej z programu, gdy stało się jasne, że tym razem trzeba liczyć na głosy wsi. Potem zgrabne hasło "podatek liniowy" i chwilę po wyborach – cisza, żeby nic nie mąciło sielankowego obrazu współpracy między koalicjantami. Później na moment pojawił się pomysł na zniesienie abonamentu RTV, by za chwilę ugrzęznąć w pokrętnych tłumaczeniach. A teraz przyszła kolej na "bon edukacyjny". Z powyższych przykładów "ewolucji programowej" Platformy Obywatelskiej wyłania się wizerunek PO jako partii, która "liberalna" jest tylko do momentu, kiedy ktoś nie powie "sprawdzam".

Najpierw mówią, POtem myślą?
Źródło zdjęć: © wp.pl | Konrad Żelazowski

27.11.2007 | aktual.: 27.11.2007 12:37

O bonie edukacyjnym mówił w swoim expose Donald Tusk. Ma to być rozwiązanie, które sprawi, że pieniądze na edukację będą "szły" za uczniem. Bon edukacyjny ma wzmóc konkurencyjność, w którą tak wierzy Tusk: "kto lepiej niż rodzice wie, jak zadbać o przyszłość swoich dzieci?".

Teoretycznie wszystko wygląda pięknie. Rodzice dostają pieniądze na edukację swojego dziecka. Posyłają dziecko do szkoły, która im najbardziej odpowiada, szkoła zarabia proporcjonalnie do swojej atrakcyjności - jeśli jest dobra - rozwija się, jeśli zła - upada.

Najwyraźniej jednak Donald Tusk tego fragmentu swojego expose nie skonsultował z koalicjantem. I nie wiedział, że wielkie obszary polskiego państwa to nie duże miasta, gdzie oferta edukacyjna jest dość bogata, a miasteczka i wsie, gdzie rodzice muszą często walczyć z samorządami o utrzymanie małych szkół, by nie musieć wozić swoich dzieci kilometrami do większych miast. W takiej sytuacji liberalna konkurencyjność nie poprawi sytuacji osób z biedniejszych i mniej zaludnionych obszarów.

Oczywiście prawdziwi liberałowie będą przekonywać, że konkurencyjność wszystko pięknie poukłada i jeśli wiejska szkoła jest rzeczywiście dobra, to do niej będą przyjeżdżać dzieci z miasta, a jeśli będzie inaczej, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wolni ludzie przenieśli się z zapadłej wiochy do dużego miasta, do czego już dawno powinna skłonić niewidzialna (choć ciężka) ręka wolnego rynku.

Donald Tusk nie jest jednak prawdziwym liberałem i dlatego już kilkanaście godzin po sprzedaniu publice atrakcyjnego kąska o nazwie "bon edukacyjny", przyznał, że byłoby to rozwiązanie pionierskie i nie ma pewności, co przyniosłoby jego wprowadzenie. Rząd będzie analizował ten problem - zapowiedział premier i od razu wszystko jasne: rewolucji nie będzie.

Rewolucja dobrze wygląda bowiem w przemówieniu. Tam chwytliwe hasła i zapowiedzi gruntownych zmian pięknie budują błyszczący wizerunek "nowego rozdania". Nowego rozdania nie da się jednak przeprowadzić bezboleśnie. Dlatego, zanim do bólu dojdzie, najlepiej jest się z akcji wycofać. I skupić na analizowaniu, rozważaniu, badaniu, przemyśliwaniu i szukaniu nowych rewelacyjnych pomysłów.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Platforma słusznie zachęca ludzi do debaty. Tylko czy rzeczywiście chodzi o debatę (przypomnę, że zachętą do debaty tłumaczyła swoje deliberacje na temat Stadionu Narodowego Hanna Gronkiewicz-Waltz). Moim zdaniem zachęta do debaty wygląda tak: "Uważamy, że to i to byłoby dobrym rozwiązaniem - co wy na to?". Tymczasem w wykonaniu PO coraz częściej otrzymujemy: "Zrobimy to i to" i – dopiero po pewnym czasie: "No dobra, może tego nie zrobimy. My tylko pogadać chcieliśmy".

Tymczasem okazuje się, że tak naprawdę wcale pogadać nie chcieli. Oto Bogdan Zdrojewski zupełnie poważnie stwierdza, że na debatę, jaką rozpętał pomysł PO na likwidację abonamentu RTV jest jeszcze za wcześnie: "przecież żadne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły". Wygląda na to, że debata byłaby zrozumiała dopiero po podjęciu decyzji przez rząd.

Nie chcę tu krytykować wszystkich pomysłów PO zanim w ogóle poznamy jakieś konkrety na ich temat. Mam jednak nadzieję (ważne słowo: "zaufanie"!), że rządząca partia zmieni nieco sposób społecznego konsultowania i komunikowania swojego programu. Mam nadzieję, że liderzy PO przestaną mamić nas pięknymi słowami i liczyć na to, że wszyscy się nimi zachwycimy. Że zaczną wreszcie konsultować swoje pomysły, zanim publicznie zadeklarują ich realizację. A gdy decyzję już podejmą - będą potrafili jej bronić. A nie tylko uśmiechać się i mówić o miłości.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)