Najpierw go sądzili, potem się bawili
Prezes sądu rejonowego, prokurator rejonowy,
starosta i komendant powiatowy policji bawili się u człowieka,
który dzień wcześniej miał rozprawę przed miejscowym sądem i
został... uniewinniony - relacjonują "Super Nowości".
14.09.2006 | aktual.: 14.09.2006 08:05
Jest 28 lipca, mała wieś Łukawiec koło Lubaczowa. Do gospodarstwa agroturystycznego Mariana R. przybywają najważniejsze osoby w Lubaczowie. Jan Michalczyszyn - prokurator rejonowy, Artur Broś - prezes sądu rejonowego, Józef Michalik - starosta powiatowy oraz Janusz Górski, komendant powiatowy policji. To na zaproszenie tego ostatniego zjechali się wszyscy na okolicznościowy obiad z okazji Dnia Policjanta.
Pewnie nie byłoby nic niestosownego w zjedzeniu wspólnie obiadu, gdyby nie fakt, że dzień wcześniej Marian R. miał rozprawę przed lubaczowskim sądem. Był oskarżony o kradzież drewna. Został uniewinniony, a prokurator, który prowadził sprawę nie odwołał się od tej decyzji.
To był tylko obiad, za który zapłaciłem z własnej kieszeni- zarzeka się Janusz Górski, komendant powiatowy policji. Oficjalne obchody Dnia Policjanta, odbyły się w komendzie. Po tych wydarzeniach zwyczajowo zaprosiłem gości na obiad. A, że gospodarstwo agroturystyczne znane jest z dobrego jedzenia, więc zdecydowałem się zarezerwować tam obiad.
"Super Nowości" piszą w komentarzu, że nie ma nic złego w prywatnym spotkaniu lubaczowskich VIP-ów i wspólnym zjedzeniu obiadu. Jednak, jeśli ma to miejsce u człowieka, który dzień wcześniej został uniewinniony, może, a nawet powinno, pojawić się pytanie: czy impreza ta, nie była podziękowaniem za pomyślą decyzję sądu? Przecież na obiedzie byli wszyscy, którzy taką decyzję mogli podjąć. Nawet jeśli prezesowi sądu, prokuratorowi rejonowemu i w końcu komendantowi policji przyświecały najszlachetniejsze pobudki, to odpowiedz na to pytanie, nigdy nie będzie jednoznaczna. (PAP)