"Najlepsza praca na świecie" prawie go zabiła
Okazuje się, że "najlepsza praca na świata" może być bardzo niebezpieczna. 34-letni Brytyjczyk Ben Southall został poparzony przez małą, śmiertelnie niebezpieczną meduzę. Na szczęście, jego życiu i zdrowiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - donosi Reuters.
Ben Southall zyskał miano największego szczęściarza na świecie, gdy wygrał konkurs na posadę zarządcy australijskiej wyspy Hamilton. Do obowiązków zarządcy, oprócz pilnowania rajskiej wyspy, należy pisanie tygodniowego bloga opatrzonego filmikami wideo i zdjęciami oraz uzupełnianie strony przedstawiającej atrakcje turystyczne Wielkiej Rafy Koralowej i stanu Queensland. Zarządca musi także dokarmiać 1,5 tys. gatunków ryb żyjących w okolicach rafy. Nie mówiąc o żółwiach.
Praca trwa pół roku po 24 godziny tygodniowo. Konto zarządcy powiększa się w tym czasie w przeliczeniu o około 300 tysięcy złotych.
Przez kilka miesięcy życie Southalla przypominało idyllę. Aż do chwili, gdy dosłownie kilka dni przed końcem kontraktu Brytyjczyk podczas "poświątecznej przejażdżki skuterem wodnym" został poparzony przez niewielką, ale niezwykle niebezpieczną meduzę zwaną irukandji (Carukia barnesi).
"Uniknąłem stratowania przez kangura, pożarcia przez rekina, ugryzienia przez pająka lub węża, ale w ciągu kilku moich ostatnich dni na wyspie Hamilton zostałem poparzony przez małe stworzenie zwane irukandji" - napisał Southall na swoim blogu.
Jak opisywał Brytyjczyk, na początku poczuł na ramieniu tylko "małe ukąszenie, jakby pszczoły" jednak wkrótce zrobiło mu się gorąco, zaczął się pocić i rozbolała go głowa, dostał duszności i skoczyło mu ciśnienie krwi. Dzięki szybkiej pomocy lekarzy, jego zdrowiu i życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Poparzenie przez meduzę irukandji może mieć tragiczne skutki - może bowiem doprowadzić do ataku serca i w rezultacie śmierci.