Najgłupsze powody, żeby zadzwonić na policję
Co zrobić, żeby ogórki nie zmarzły podczas nadchodzących chłodów? Jak doładować telefon komórkowy? Czy prawo pozwala spacerować z kozą? To tylko kilka nietypowych problemów, z jakimi zwracają się do policji mieszkańcy Podkarpacia. Codziennie dyżurni z podkarpackich komend odbierają kilkaset telefonów, w tym także te osobliwe.
Każdego dnia policjanci dyżurujący przy telefonach alarmowych 997 na terenie województwa podkarpackiego odbierają blisko tysiąc telefonów. Kilkaset z nich to prośba o pomoc. Funkcjonariusze policji łagodzą rodzinne awantury, przywracają porządek, reagują, gdy łamane jest prawo.
Niektórzy rozmówcy oczekują od policji jednak bardziej nietypowej pomocy czy rady. W pamięci dyżurnych zapadło wiele takich rozmów.
"Nie wiem jak udzielić pierwszej pomocy sowie"
Z kolei mieszkaniec Sanoka pewnego razu zgłosił policjantom, że z gniazda znajdującego się na drzewie wypadła sowa. Sanoczanin widział z okna, że ptak się nie rusza. Twierdził, że boi się podejść, a poza tym nie potrafi udzielić jej pierwszej pomocy. Poprosił, aby skierować na miejsce policjantów, którzy są przeszkoleni i będą wiedzieli co zrobić.
"Czy można spacerować z kozą, która macha ogonem jak pies?"
Inny człowiek zaniepokoił się widokiem sąsiada spacerującego po okolicy. Zwrócił się więc z pytaniem do dyżurnego policji, czy prawo pozwala na to, by chodzić na spacery z kozą, zwłaszcza, że ta "merda" ogonem jak pies?
"Chleb w sklepie będzie czerstwy"
Mieszkaniec powiatu sanockiego poprosił o interwencję dzielnicowego. Twierdził, że w miejscowym sklepie spożywczym sprzedawca ma nieszczelną gablotę na pieczywo. To sprawia, że chleb szybko czerstwieje. Poprosił o zwrócenie uwagi i zmobilizowanie właściciela do wymiany gabloty.
"Nie dostałem konserw"
Mieszkaniec jednej z podkarpackich wsi opowiadał dyżurnemu, że korzysta z ofiarowanych mu przez pomoc społeczną produktów. Z żalem stwierdził, że dostaje kasze, mąkę, cukier, a chciałby do tego jeszcze konserwy. Czy policja mogłaby mu jakoś pomóc?
"Ratunku, błąka się tu dzikie zwierzę!"
Stalowowolscy policjanci przyjęli natomiast zgłoszenie, że po jednej z posesji chodzi dzikie zwierzę. Nie kryli zdziwienia, gdy ujrzeli błąkającego się bobra. Zwierzak w "policyjnej eskorcie" został przewieziony nad rzekę San. Natomiast w styczniu dyżurny jednej z komend powiatowych skierował patrol do jednego z domostw. Właściciel wezwał pomoc, gdy lis wszedł do kotłowni i nie chciał z niej wyjść. W mieszkaniu było już bardzo zimno, bo nikt z domowników nie chciał pójść napalić w piecu.
Mieszkanka Brzózy Królewskiej zażądała interwencji policji, gdy z nowo zakupionej pralki wylewała się woda. Prosiła, aby policjant był świadkiem w sprawie odszkodowawczej. Rozwiązanie problemu było banalnie proste, wystarczyło włożyć wąż do wanny...