Naftomafia walczy o władzę
Gdy 18 lipca 2003 r. doszło w Wiedniu do dwóch spotkań rosyjskiego szpiega Władimira Ałganowa z najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem, od referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej minęło dopiero pięć tygodni. Za dziewięć miesięcy Polska miała się stać członkiem unii. Nasze siły stabilizacyjne w Iraku praktycznie rozpoczynały swoją misję i Polska - obok Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Australii - była najwierniejszym sojusznikiem Ameryki, poddawanej ogromnej krytyce w Niemczech, we Francji czy na forum ONZ. Gdyby ktoś, na przykład rosyjskie służby specjalne, szukał najodpowiedniejszego momentu do wywołania wielkiej awantury w naszym kraju, nie byłoby lepszego terminu - czytamy w najnowszym "Wprost".
18.10.2004 | aktual.: 18.10.2004 09:17
W tej awanturze chodziło o kontrolę nad sektorem naftowym, bo to dawało też kontrolę nad światem polskiej polityki. Ałganow musiał wiedzieć, że jego relacje ze spotkań z Kulczykiem trafią do polskich służb specjalnych i mogą zapoczątkować lawinę. Bo Ałganow de facto wrzucił bombę pomiędzy polskie elity polityczno-biznesowe, mówiąc o łapówkach i protekcji sięgających najwyższych szczebli władzy. Bomba zaczęła tykać. Jednak ani Ałganow, ani nikt w Moskwie nie przypuszczał, że ta bomba zostanie zdetonowana przypadkowo. Nikt nie mógł wiedzieć, że powstanie komisja ds. Orlenu (28 maja 2004 r.) i że zacznie sypać paliwowy baron Jan Bobrek (6 kwietnia 2004 r.). Okazało się bowiem, że to, co mówi Bobrek i co wynika z prac sejmowej komisji śledczej, łączy się z tym, czym w lipcu 2003 r. zajmował się Ałganow. Bomba wybuchła więc w sposób niekontrolowany.
Grupa trzymająca naftę
Tajemnicza tzw. druga notatka o spotkaniu Jana Kulczyka z Władimirem Ałganowem w Wiedniu to opis relacji informatora naszego wywiadu z jego rozmowy z jednym z uczestników wiedeńskiego spotkania z rosyjskiej strony. Mógł on powiedzieć, co tylko chciał, co mogłoby wywołać w Polsce panikę w kręgach biznesu i polityki. Nie wywołałby paniki, gdyby Rosjanie nie mieli haków na różne ważne osobistości w Polsce, a przynajmniej nie dawali do zrozumienia, że takie haki mają. Nie dziwi więc, że i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, i Agencja Wywiadu podjęły działania operacyjne na wielką skalę (w Polsce i za granicą), gdy tylko Kulczyk zrelacjonował im swoje spotkanie z Ałganowem i gdy otrzymały notatki od swoich agentów. Trafnie oceniono, że ktoś może chcieć rozwalić polską scenę polityczną, co przyszłoby tym łatwiej, że z dużym prawdopodobieństwem można się było obawiać szantażu wobec ważnych polskich osobistości. ABW i AW miały już przecież orientację w skali korupcji wśród naszych polityczno-biznesowych elit.
Według ustaleń "Wprost", w materiałach operacyjnych dotyczących wiedeńskich spotkań pojawia się nazwisko Marka Dochnala, aresztowanego pod koniec września lobbysty i właściciela Larchmont Group. Z relacji agentów naszych służb specjalnych na temat tego, co mówił Ałganow, wynika, że Dochnal miał jakoby organizować łapówkowy fundusz (w wysokości 20-60 mln USD), z którego opłacano by polskich polityków, aby przekonać ich, żeby Rosjanie mogli przejąć Orlen, Grupę Lotos i Naftoport. Ałganow i inni Rosjanie sugerowali, że Dochnal w tym przedsięwzięciu miał współdziałać właśnie z Kulczykiem. Wedle tego sensacyjnego, a raczej groteskowego scenariusza, w tej aferze Rywina do kwadratu Kulczyk gra rolę Rywina, Kwaśniewski jest grupą trzymającą naftę, a Ałganow - kimś w rodzaju Michnika.
Scenariusz stuprocentowej kompromitacji
Dla Rosjan, którzy od lat starają się kupić nasze rafinerie w Płocku i Gdańsku, a tym samym przejąć także strategiczny Naftoport w Gdańsku (Orlen i Lotos mają w Naftoporcie udziały), skompromitowanie głównych graczy na rynku, czyli Kulczyka (akcjonariusza Orlenu), Kaczmarka i jego ludzi (którzy mimo usilnych zabiegów nie potrafili doprowadzić do sprzedaży Rafinerii Gdańskiej Łukoilowi) oraz postraszenie Kwaśniewskiego byłoby złotym strzałem. Pozwoliłoby pozbyć się polskich konkurentów w wyścigu po rafinerie (ubiliby oni z Rosjanami interes, ale za wyśrubowaną cenę), zarazem dawałoby do zrozumienia prezydentowi, że warto wspierać rosyjskich inwestorów, choćby po to, by nie przysparzać sobie dodatkowych kłopotów.
Wiele wskazuje na to, że to Kreml dał zielone światło Federalnej Służbie Bezpieczeństwa (następczyni KGB), by zorganizowała wiedeńską prowokację. Słusznie kalkulowano, że po czymś takim niewygodni Rosjanom ludzie w Polsce wykończą się własnymi rękami. Dlatego w Wiedniu pojawił się nie kto inny, lecz Władimir Ałganow (na przełomie 1995 r. i 1996 r. był głównym aktorem afery Olina, czyli oskarżenia premiera Józefa Oleksego o szpiegostwo na rzecz Rosjan). Kontakt z takim człowiekiem oznaczał pewną kompromitację oraz jednoznacznie wskazywał na aktorów tej gry.
Granat w szambie
Rosyjska prowokacja w zasadzie się udała, bo do wiosny 2004 r. o spotkaniu Kulczyka z Ałganowem w Wiedniu wiedzieli tylko ci, którzy mieli wiedzieć. I zaczęła wywoływać coraz większe zamieszanie, bo informacja (przekazana przez Kulczyka w rozmowie z szefami ABW i AW) o 5 mln USD zaliczki, jaką wzięli rzekomo były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i szef Nafty Polskiej Maciej Gierej (cała łapówka miała wynieść 50 mln USD), zaczęła krążyć po Warszawie. Rosjanie nie mogli przewidzieć tylko tego, że w Polsce na jaw zaczną wychodzić paliwowe przekręty naszych polityków. Działalność sejmowej komisji ds. Orlenu doprowadziła m.in. do publicznego ujawnienia kulis wiedeńskiego spotkania. W efekcie skandal uderzył rykoszetem także w Łukoil i inne wschodnie kompanie naftowe oraz w strategiczne interesy Rosji w Polsce. Po aferze takiej jak obecna trudno będzie znaleźć w Polsce polityka, który podejmie ryzyko sprzedaży jakiejkolwiek strategicznej spółki inwestorom z Rosji.
Granat wpadł w szambo w szczególnym momencie, gdy na jaw wychodzi istnienie systemu prowizji w handlu ropą i paliwami w Polsce. Potwierdzają to ujawnione przez "Wprost" (nr 33 i 35) kulisy podpisywania przez polskie rafinerie kontraktów na dostawy rosyjskiej ropy z firmą J&S Grzegorza Jankilewicza i Sławomira Smołokowskiego. Potwierdzają także zeznania Jana Bobrka, jednego z baronów mafii paliwowej, która w Polsce obracała lewym paliwem bez akcyzy i prała pieniądze. W tej sytuacji przestaje mieć większe znaczenie, kto, co i z kim załatwiał. Każdy zamieszany w niejasne interesy paliwowe znalazł się na celowniku. Afera paliwowa w połączeniu ze sprawą Ałganowa wysadzi zapewne w powietrze dużą część polskiego establishmentu. Tak jak we Włoszech, gdzie antykorupcyjna akcja "Czyste ręce" zmiotła ze sceny 80 proc. tamtejszych polityków. -
Jeżeli komisja śledcza ds. Orlenu wyjaśni cokolwiek, to III Rzeczpospolita praktycznie przestanie istnieć - uważa Jarosław Kaczyński, lider PiS.
Jan Piński
Krzysztof Trębski