PolskaNa tropie degeneratów

Na tropie degeneratów

Ścigają zwyrodnialców, którzy seksualnie wykorzystują dzieci. – Emocje w tej pracy są. Ale nie wolno nam ich okazywać – mówią funkcjonariusze – mówią policjanci i prokuratorzy.

Na tropie degeneratów
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 11:10

Dorota jest starszym aspirantem. Pracuje w Wydziale Kryminalnym śląskiej komendy wojewódzkiej. W policji niemal od trzynastu lat. Już na początku służby przydzielono ją do śledztwa przeciwko pedofilom.

Na Śląsku akurat rozbito szajkę, która wykorzystywała chłopców z biednych i patologicznych rodzin. Dzieci i nastolatki w zamian za kontakty seksualne dostawały drobne pieniądze, które potem oddawały rodzicom na utrzymanie. – To była wtedy jedna z większych takich spraw. Od razu uczyłam się pracy policyjnej – opowiada pani aspirant. Od dziewięciu lat zajmuje się tylko śledztwami przeciwko pedofilom, sutenerom, handlarzom ludźmi. Wyjaśnia też sprawy porzuceń i śmierci noworodków.

Co jest najtrudniejsze w sprawach pedofilskich? – Nie da się tego jednoznacznie powiedzieć. Z jednej strony są to sprawy dotyczące obcowania z dziećmi, a z drugiej posiadania treści pedofilskich, np. zdjęć czy filmów – tłumaczy policjantka. Jej zdaniem te pierwsze są trudniejsze. – Poszkodowanemu dziecku trudno jest przełamać wstyd, który często wzniecił w nim sprawca – tłumaczy pani Dorota. Nieraz rozmawiała ze skrzywdzonymi dziećmi. Przesłuchiwać ich nie mogła, bo zgodnie z przepisami robi to sędzia w obecności psychologa i opiekuna.

– Ale zanim dojdzie do takiego przesłuchania, często musimy zorientować się, co się stało, by podjąć dalsze kroki – tłumaczy. – Sfera seksualna jest sferą bardzo intymną, jeśli dziecko zostało wykorzystane, musi je zbadać specjalista. Wtedy opowiada, co się stało, co je dotknęło – mówi. Czasami jest jednak wręcz przeciwnie. Dziecko, ofiara przemocy, nie chce rozmawiać. Jest zamknięte, bo jest w nim opór. Bariera wstydu. – Dlatego obecność psychologa jest tak ważna – tłumaczy policjantka.

Sprawy nie dla każdego

Kilkanaście śledztw w sprawie wykorzystywania dzieci czy posiadania zdjęć pedofilskich prowadziła w swojej krótkiej, bo zaledwie czteroletniej karierze Joanna Szczęśniak z prokuratury na warszawskiej Pradze-Północ. Szczupła blondynka przed trzydziestką. W krwistoczerwonej sukience ze spiętymi włosami wygląda bardziej jak studentka niż prokurator od trudnych spraw. Już na studiach współpracowała z fundacją Dzieci Niczyje, która pomaga m.in. małym ofiarom przestępstw. – Ta praca dużo mi dała. Nauczyła, jak rozmawiać ze skrzywdzonymi dziećmi – tłumaczy.

Dobrze pamięta swoje pierwsze pedofilskie śledztwo. – Pewna kobieta powiadomiła nas, że jej mąż wykorzystuje seksualnie ich 15-letnią wówczas córkę. I robił to od ośmiu lat – mówi pani prokurator. Sprawa wyszła na jaw, bo mężczyzna powiedział córce, że chce z tym skończyć, chce, by komuś o tym opowiedziała. On sam już nie dawał rady. Nie chciał tak żyć. Chciał to przerwać. – Przyznał się podczas pierwszego przesłuchania, a mało który przestępca seksualny tak robi. Większość zaprzecza. Bierze obrońcę. Próbuje wykorzystać różne kruczki prawne, aby tylko uniknąć odpowiedzialności – mówi prokurator Szczęśniak. Mężczyznę skazano na osiem lat więzienia, bez normalnego procesu, bo zgodził się na dobrowolne poddanie się karze. Jednak nie ta sprawa najbardziej zapadła w pamięć pani prokurator. Niedawno zajmowała się przypadkiem wykorzystania 3,5-letniej dziewczynki. Dziecko zgwałcił konkubent matki. – Tak małych dzieci się nie przesłuchuje, bo one nie są w stanie odpowiadać na pytania.

Bada je tylko psycholog. Jednak ta dziewczynka była na tyle dojrzała, że dokładnie wszystko opowiedziała, więc jej słowa zostały odebrane jak przesłuchanie – mówi pani prokurator.

Śledztwa przeciw pedofilom nie trafiają do przypadkowych osób. – Dostają je ludzie z doświadczeniem, którzy potrafią wyczuć delikatną materię sprawy. Bo nie każdy umie je prowadzić. Mnie praca z dziećmi skrzywdzonymi dużo dała – mówi prok. Szczęśniak. Dodaje, że przeglądając akta tego typu spraw, nie za każdym razem osobiście ogląda dołączone do nich zdjęcia czy filmy. – Czasem jednak nie da się przeprowadzić śledztwa bez zapoznania się z materiałem dowodowym. – Na początku ktoś musi zdecydować, czy ofiarą jest dziecko, czy też osoba powyżej 15. roku życia. Ostatecznie i tak taką opinię wydaje dopiero biegły – tłumaczy prokurator.

W jej prokuraturze przez pięć miesięcy tego roku prowadzono 22 śledztwa związane z przestępczością seksualną wobec dzieci do 15. roku życia. – To prawie połowa wszystkich takich spraw z naszego okręgu – zauważa Paweł Śledziecki, szef prokuratury.

Jak pani prokurator radzi sobie ze stresem? – Robię to po pracy. Chodzę na aerobik czy na siłownię. Zajęcia fizyczne i zmęczenie pomagają mi bardzo w takich sytuacjach – tłumaczy.

Obawa o własne dzieci

Dorota nieraz przesłuchiwała przestępców, którzy wykorzystali dzieci. – Staram się do tego podchodzić zawodowo. Profesjonalnie. W takim momencie muszę wyzbyć się emocji i spojrzeć na sprawę obiektywnie – zapewnia. – Ale sama jestem matką i ciężko jest mi wyzbyć się emocji w sytuacji, gdy skrzywdzono dziecko – dodaje.

Przyznaje, że sprawy wykorzystywania seksualnego dzieci poniżej 15. roku życia też są różne. – Bywa, że okoliczności nie wywołują wielkich emocji, bo małoletni sam chciał podjąć współżycie, godził się na to, ale z racji jego wieku jest to przestępstwo – tłumaczy policjantka. – Emocje są duże, gdy dziecko wykorzystano siłą – podkreśla. – W takich sytuacjach pojawia się lęk, obawa o własne dzieci – opowiada pani Dorota.

Co myśli, gdy przesłuchuje podejrzanych? – Prywatnie mogę pomyśleć o takiej osobie z niechęcią, a w myślach tak jak większość uznać taką osobę za tzw. zboczeńca, ale na głos nigdy tego nie wypowiem – zapewnia. Mówi, że najbardziej destrukcyjne i przygnębiające są „czynności”, czyli np. dowiezienie na badania czy na przesłuchanie pokrzywdzonych dzieci. – Wtedy budzą się emocje współczucia, żalu. Nie można pogodzić się z tym, co się stało – opowiada. I dodaje, że kiedy w końcu zatrzymywany jest sprawca takiego przestępstwa, to policjant ma poczucie, że sprawiedliwość zwycięża. – To jest ten moment, gdy można uznać: skrzywdził, ale zostanie ukarany – mówi pani Dorota.

Co robi, by odreagować stres z pracy? – Najlepsze są zajęcia domowe. Mam rodzinę, mam dziecko, staram się nie przynosić pracy do domu. Tam żyję obowiązkami domowymi – tłumaczy. Ma też swoje hobby. Jeździ konno, ma kawałek ogródka, który uprawia. – Praca fizyczna jest najlepsza na kłopoty – zapewnia.

Piotr pracuje w Wydziale Kryminalnym Komendy Stołecznej Policji. W policji służy od 11 lat, a od roku ściga pedofilów. Pierwsza sprawa, jaką prowadził, dotyczyła rozpowszechniania w Internecie zdjęć i filmów pedofilskich. Zatrzymano wtedy cztery osoby. – I to nie tylko z marginesu społecznego, ale też szanowanych obywateli. Biznesmenów. Ojców rodzin, którzy długo utrzymywali, że nic złego się nie stało. Dopiero gdy zobaczyli, że mamy dowody, puściły im hamulce. Były płacz, przyznanie się do winy – opowiada. – Na pewno są to inni ludzie niż złodzieje samochodów – dodaje.

Jedną z najtrudniejszych spraw, jaką prowadził, był gwałt na 2,5-miesięcznej dziewczynce. Dziecko wykorzystał znajomy rodziców, którzy poprosili go o przypilnowanie niemowlaka. – Taki maluch nie może się bronić. Nie może nic powiedzieć. Długo zastanawiałem się, jak można było zrobić coś takiego. Ten człowiek musiał być chory – uważa policjant. I dodaje: – Taka historia musi poruszać. I to każdego. Ja też jestem człowiekiem i, jak każdy, mam jakieś emocje – mówi. Podkreśla, że gdy przesłuchiwał tego mężczyznę, podszedł do zadania merytorycznie. Bez emocji. Po sprawie nie myślał jednak o tym, by zrezygnować z pracy w swojej sekcji. Chce tam zostać jeszcze co najmniej kilka lat. – Ktoś musi to przecież robić. Policja jest od ścigania pedofilów – tłumaczy. W wolnych chwilach lubi chodzić po górach, zwłaszcza po polskich Tatrach. – Pomagają zapomnieć – dodaje.

Zdystansować się od sprawców

Na kursie podstawowym, który musi skończyć każdy policjant, nikt nie uczył Doroty, jak radzić sobie z emocjami przy trudnych sprawach. – Gdy go kończyłam 13 lat temu, nie mówiono jeszcze tak dużo o pedofilii. Przestępstw związanych ze ściąganiem zdjęć czy filmów nie było tak dużo, bo Internet nie był tak powszechny jak teraz – wspomina.

Czy policjanci powinni przechodzić specjalne szkolenia dotyczące opanowania emocji? – Wszyscy nie, bo nie ma takiej potrzeby. Przestępstwami seksualnymi wobec dzieci zajmuje się tylko promil funkcjonariuszy – zauważa policjantka z Katowic.

W każdej komendzie wojewódzkiej jest zespół, który zwalcza taką przestępczość.

Czasem jest to sześć osób, jak w Warszawie, a czasem jedna. – W Wielkiej Brytanii specjalistyczną opieką objęci są nie tylko sprawcy, ale też osoby, które zajmują się ich resocjalizacją, by mogły umieć się zdystansować do przestępców, by nie przyjmowali ich zachowań czy odczuć. Patologicznych, dodajmy – opowiada pani Dorota.

Janina Blikowska

  • Imiona policjantów na ich prośbę zostały zmienione.
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)